Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
migrator migrator 30.09.2008

Dialog z dyktatorem

Łukaszenka chce dialogu z Zachodem, ale tylko w celu przyciągnięcia inwestorów i europejskiego kapitału.
Prezydent  Białorusi Aleksandr ŁukaszenkaPrezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenkafot. East News

Za to jest w stanie płacić politycznymi decyzjami, takimi jak uwolnienie więźniów. Nie chce natomiast podkopywać fundamentów swojej władzy – uważa Paweł Wołowski z OSW.

Unia Europejska, ratując swój prestiż po dyplomatycznej porażce w rozmowach z Rosją na temat wyprowadzenia wojsk z Gruzji, chciała „pomóc” Białorusi wejść na demokratyczną drogę. Mimo starań polityków unijnych, Łukaszenka znów zagrał po swojemu, nie oglądając się na dyplomatyczne obietnice Wspólnoty.

Wypuszczenie na wolność trzech politycznych więźniów: Aleksandra Kazulina, Andreja Kima i Siarhieja Parsjukiewiczana było dla Brukseli sygnałem do intensyfikacji działań wobec Białorusi. W kuluarach rozgorzały dyskusje na temat „złagodzenia” kursu wobec reżimu. Potem było robocze spotkanie Ministrów Spraw Zagranicznych państw Unii Europejskiej i zapewnienia, że Unia powinna zacieśniać gospodarcze i polityczne więzy z Mińskim. Jednym z głównych orędowników wyrywania Białorusi z sideł Moskwy był szef polskiego MSZ Radosław Sikorski.

Nadzieje Europy zostały jednak rozwiane. Mińsk nie zrobił żadnego kroku w stronę Zachodu, którego spodziewali się unijni politycy. OBWE uznało wybory pralamantarne za niedemokratyczne. Trudno było je ocenić inaczej. Do parlamentu dostali się bowiem tylko poplecznicy obecnego prezydenta. Unia liczyła, że w 110-osobowej Izbie Niższej znajdzie się nawet dwudziestu opozycjonistów.

Tylko manifestacje

W niedzielę po zamknięciu urn w centrum Mińska zebrało się kilkuset manifestantów. Nie zabrakło liderów białoruskiej opozycji, w tym przedstawicieli Białoruskiego Frontu Narodowego i Zjednoczonej Partii Obywatelskiej oraz rywali Łukaszenki z wyborów prezydenckich w 2006 roku: Alaksandra Milinkiewicza i Alaksandra Kazulina. - W komisji (wyborczej – przyd. red.) nie było sił demokratycznych, dlatego wyborów nie można uważać za zgodne z zasadami OBWE. To oczywiste - mówił dziennikarzom Milinkiewicz. Nawiązując do odwilży, do której doszło przed wyborami, powiedział, iż "były poprawki, kosmetyczne zmiany, ale wybory nie były demokratyczne". Kazulin zwrócił natomiast uwagę na frekwencję wyborczą, która według Centralnej Komisji Wyborczej wyniosła ponad 50 proc., co pozwala uznać wybory za ważne. - Jeśli patrzeć na frekwencję w Mińsku, to jest oczywiste, że się nie zgadzała. Wiemy o tym, że jeździli po mieszkaniach z urnami, po to, aby tę frekwencję nieco na siłę podciągnąć do góry. Być może dlatego, że władze nie potrafią przyciągnąć na te wybory nawet swoich wyborców - podkreślił opozycjonista.

Wiemy o tym, że jeździli po mieszkaniach z urnami, po to, aby tę frekwencję nieco na siłę podciągnąć do góry. Być może dlatego, że władze nie potrafią przyciągnąć na te wybory nawet swoich wyborców.

Misja OBWE ocenia, że obietnice zapewnienia przejrzystości liczenia głosów nie zostały zrealizowane. Tam, gdzie dotarli obserwatorzy dostrzeżono kilka przypadków celowego fałszowania wyników.

- Aleksander Łukaszenka doskonale wie o tym, że w obecnej sytuacji Europejczycy uznają za najważniejsze to, aby Białoruś nie stała się kolejną gubernią Rosji. Prezydent Białorusi będzie wykorzystywał te nastroje w Unii dla prowadzenia swojej polityki – mówi Wojciech Borodzicz z Centrum Stosunków Międzynarodowych. – Unia Europejska wykonała szereg gestów w kierunku Mińska. Były spotkania i obietnice. Obecność przedstawicieli opozycji w parlamencie byłoby dobrym sygnałem dla Zachodu, na który jednak Łukaszenka nie zdecydował się – podkreśla analityk.

Na Wschód

Za kilka dni do Mińska ma przyjechać Władimir Putin. Łukaszenka będzie mógł „pochwalić się” wyborczym sukcesem. W zamian za utrzymanie status quo w parlamencie, prezydent może liczyć na zachowanie cen gazu i ropy.

Paweł Wołowski z Ośrodka Studiów Wschodnich zaznacza, że wybory na Białorusi nie były porażką Unii Europejskiej. – Oficjalny głos Unii był taki, że Wspólnota docenia pewną poprawę na Białorusi, ale zniesienie ewentualnych sankcji będzie rozpatrywane dopiero po wyborach, zależnie od ich przebiegu. Tuż przed wyborami pojawiały się różne, czasem bardzo wygórowane oczekiwania wobec reżimu. Jak widać Łukaszenka nie spełnił nawet najmniejszych – zaznacza analityk. Dodaje, że sam prezydent chce dialogu z Zachodem, ale tylko w celu przyciągnięcia inwestorów i europejskiego kapitału. – Za to jest w stanie płacić politycznymi decyzjami, takimi jak uwolnienie więźniów. Nie chce natomiast podkopywać fundamentów swojej władzy – uważa Wołowski.

Unia Europejska stoi przed wyborem. Po pierwsze może porzucić swoje działania na rzecz Mińska i pozostawić Białoruś w rękach Rosji. Jednak lepszym rozwiązaniem wydaje się systematyczne zmniejszanie sankcji wobec Białorusi. Tu kluczowe są ułatwienia dla Białorusinów w podróżowaniu do krajów Unii Europejskiej.

Unijna komisarz Benita Ferrero-Waldner pozostawiła w poniedziałek otwartą kwestię ewentualnego uchylenia unijnych sankcji wobec Białorusi i rewizji stosunków UE z tym krajem. Jej zdaniem teraz UE powinna się zastanowić nad najlepszym sposobem zaangażowania w kontakty z białoruskimi władzami i społeczeństwem.

Rafał Kowalczyk