Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Klaudia Hatała 03.01.2017

Ruszył proces ws. śmierci Ewy Tylman. Adam Z.: nie zabiłem jej. Ojciec 26-latki: kręci, ktoś nim kieruje

Przed Sądem Okręgowym w Poznaniu we wtorek odbyła się pierwsza rozprawa w sprawie Adama Z. oskarżonego o zabójstwo Ewy Tylman. Mężczyźnie grozi kara do 25 lat więzienia lub dożywocie.
Posłuchaj
  • Rzecznik sądu sędzia Aleksander Brzozowski powiedział, że procesowi będą towarzyszyć dodatkowe środki ostrożności (IAR)
  • Według wyjaśnień Adama Z., odczytanych przez z sąd, w pewnym momencie dziewczyna miała wbiec na betonową obudowę koryta rzeki (IAR)
Czytaj także

Prokurator odczytała akt oskarżenia, z którego wynika, że oskarżony 23 listopada 2015 r. w Poznaniu działał z zamiarem ewentualnym pozbawienia życia Ewy Tylman, czyli przewidywał możliwość dokonania jej zabójstwa. Po uprzednim popchnięciu jej ze skarpy, w wyniku czego spadła z niej i straciła przytomność, "nieprzytomną przemieścił poprzez teren zielony, oddzielającą skarpę od rzeki Warty do jej koryta i zepchnął do wody, godząc się na to, że wskutek stanu nieprzytomności i stanu nietrzeźwości (...) oraz panujących warunków atmosferycznych, tj. niskiej temperatury nastąpi jej zgon".


TVN24/x-news


Adam Z. odmówił przed sądem składania wyjaśnień. W związku z tym sąd odczytał protokoły wcześniejszych zeznań mężczyzny - których po odczytaniu we wtorek oskarżony w części nie potwierdził. Adam Z. opisywał w nich przebieg wieczoru i nocy z 22 na 23 listopada, kiedy wspólnie z Tylman i innymi znajomymi bawili się na imprezie integracyjnej. Z. mówił, że gdy stamtąd wracali "przez cały czas przytulał Ewę Tylman". - Ona chyba opacznie to zrozumiała. Mogła pomyśleć, że ją zgwałcę, że zrobię jej krzywdę - stwierdził.

"Sama wpadła do rzeki"

Według odczytanych przez sąd wyjaśnień, Adam Z. powiedział także, że jego koleżanka sama wpadła do rzeki. - Ewa w pewnym momencie wyrwała mi się i zaczęła biec w kierunku Warty. Zacząłem biec za Ewą, żeby sobie niczego nie zrobiła. Wołałem za nią. Widziałem, że ona wbiegła na betonową obudowę koryta rzeki. Zauważyłem, że wpadła do Warty, nie wiem, czy się przewróciła, czy zrobiła to specjalnie – powiedział.

W odczytanych wyjaśnieniach, Adam Z. twierdził, że nic nie mógł zrobić, spanikował, nie ratował Tylman, bo nie potrafi dobrze pływać. Dodawał też, że spanikowany nie dzwonił na policję ani pogotowie. - Cały czas mam przed oczami, że ona wpada do rzeki i widzę jej szary płaszcz - dodał Adam Z. Jak zaprotokołowano, prokurator stwierdził, że w tym momencie Adam Z. był zdenerwowany i płakał. - Nic nie mogłem zrobić - powtórzył.

We wtorek oskarżony potwierdził, że nie pamięta okoliczności w jakich miała zginąć Ewa Tylman. Powiedział też, że do niekorzystnych dla siebie wyjaśnień zmuszali go policjanci. - Zostałem wplątany w sprawę, której nie popełniłem – powiedział przed sądem. Adam Z. odmówił składania wyjaśnień, sąd odczytywał jego wyjaśnienia z 2015 r., których oskarżony częściowo nie podtrzymał.

Oskarżony mówił w odczytanych wyjaśnieniach z 3 grudnia 2015 r., że z drogi z imprezy do domu pamięta "tylko urywki wydarzeń": neon, tablicę z nazwą ulicy znajdującej się już za Wartą oraz autobus.

- Później pamiętam, że obudziłem się w domu. Jeśli chodzi o Ewę Tylman, to ostatnie co pamiętam, to jak na jej prośbę próbuję się dodzwonić do jej chłopaka. Nic więcej nie pamiętam – mówił 3 grudnia Adam Z. Oświadczył też, że policjanci zmusili go do złożenia dzień wcześniej wyjaśnień, w których ze szczegółami opisał, jak widział wpadającą do rzeki Ewę Tylman oraz że jej nie pomógł, bo spanikował i nie potrafi pływać.

- "Ci policjanci mówili, że ja ciągle kłamię i jak nie powiem ich wersji wydarzeń, to będę miał dożywocie. Byłem zastraszany, zabierali mi krzesło, śmiali się z mojej orientacji seksualnej" – odczytywano z protokołu z 3 grudnia.

We wtorek Adam Z. podtrzymał te odczytane mu wyjaśnienia. Podał też nazwiska policjantów, którzy mieli go zastraszać. Wyjaśnień z 2 grudnia nie podtrzymał.

"Myślę, że w dalszym postępowaniu coś powie"

W trakcie ogłoszonej przez sąd przerwy w posiedzeniu, Andrzej Tylman powiedział dziennikarzom, że jego zdaniem oskarżony kręci, nie podtrzymując części składanych wcześniej wyjaśnień i twierdząc, że nie pamięta, co się działo w nocy, w której zginęła Ewa Tylman.

- On kręci. Zauważyłem, że ma dobrą pamięć do nazwisk. Wysypał wszystkie nazwiska (policjantów – PAP), a nagle pamięć mu się urywa. Nie wiem, czy ktoś nim kieruje, zobaczymy co będzie dalej - powiedział. Pytany przez dziennikarzy, czy spodziewał się, że Adam Z. przyzna się do winy powiedział: "Ja myślę, że on w dalszym postępowaniu coś powie, w tej chwili widać że ktoś go kierunkuje, widać takie wyuczenie".

Reprezentujący rodzinę kobiety mec. Wojciech Wiza uznał, że składane przez Adama Z. wyjaśnienia są niewiarygodne i zawierają wiele nieścisłości. - Niepamięć oskarżonego jest bardzo wybiórcza - powiedział. - Aktualna linia obrony oskarżonego jest taka, że to, co w ogóle powiedział jeżeli chodzi o bycie co najmniej świadkiem śmierci Ewy Tylman, zostało wymuszone przez policjantów – ocenił mec. Wiza.

- Sąd będzie oceniał całość wyjaśnień oskarżonego, nie tylko te wyjaśnienia, które złożył dzisiaj, odpowiadając na pytania obrońców. Będzie musiał uwzględnić to, czy jakakolwiek wersja ujawniona przez oskarżonego - a jest ich, jak dziś usłyszeliśmy, co najmniej kilka - jest wiarygodna" – dodał Wiza. Adwokat przypomniał, że w polskim procesie karnym oskarżony ma prawo kłamać (za co nie grożą mu dodatkowe sankcje - PAP), a sąd ma obowiązek ocenić to, czy mamy do czynienia z kłamstwem czy rzeczywistą wersją wydarzeń.

"Dodatkowe środki ostrożności"

Wtorkowa rozprawa odbywa się w największej sali poznańskiego sądu; proces relacjonuje ok. 60 dziennikarzy, fotoreporterów i pracowników mediów. Sąd nie wyraził zgody na prowadzenie bezpośredniej transmisji z rozprawy, o co wnosiły telewizje informacyjne. Zdaniem sądu "mogłoby to działać krępująco na strony postępowania oraz przesłuchiwanych świadków".

Adam Z. znajduje się w przylegającym do sali rozpraw pomieszczeniu za pancerną szybą. Wszystkie osoby uczestniczące w procesie, w tym zarówno publiczność, jak i dziennikarze, zostali poddani podwójnej kontroli bezpieczeństwa; po wejściu do sądu i bezpośrednio przed wejściem na salę. Porządku na sali dodatkowo pilnują funkcjonariusze policji.

- Procesowi towarzyszą dodatkowe środki ostrożności - powiedział wcześniej Radiu Merkury rzecznik sądu sędzia Aleksander Brzozowski. - Nie będziemy mieć snajperów, oddziałów antyterrorystycznych, to nie jest sprawa zorganizowanej grupy przestępczej czy sprawa z udziałem świadka koronnego, gdzie są nadzwyczajne środki ostrożności. Po prostu będzie to bezpieczeństwo wzmocnione - tłumaczył sądzia.

Częściowe wyłączenie jawności?

Przed rozpoczęciem procesu Adama Z. prokuratura wnioskowała o jego utajnienie. Argumentowała, że w przypadku publicznego postępowania przed sądem istniałaby uzasadniona możliwość zakłócenia jego przebiegu.

Ponadto, jak twierdziła prokuratura, proces mógłby naruszyć interes prywatny różnych osób, nie tylko pokrzywdzonych, ale też oskarżonego.

Utajnienia procesu nie chciała natomiast rodzina Ewy Tylman, która wysłała list do Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry, i sam oskarżony. Prokurator Generalny polecił poznańskiej prokuraturze okręgowej cofnięcie wniosku.

Poznańska prokuratura zapowiedziała jednak, że nie wyklucza w trakcie procesu składania wniosków o częściowe wyłączenie jawności.


Źr. TVP info


Tylko poszlaki

Adam Z. nie przyznaje się do winy. Zrobił to tylko raz w obecności policjantów, którzy są teraz świadkami w procesie. - W sprawie nie ma bezpośrednich dowodów winy oskarżonego, są tylko poszlaki. By Adam Z. został skazany, muszą się ułożyć w logiczny ciąg - mówi rzecznik sądu sędzia Aleksander Brzozowski. - Na pewno każda sprawa poszlakowa jest sprawą bardziej skomplikowaną. Ten cały łańcuch poszlak musi sąd przeanalizować, ten łańcuch musi się zazębić - powiedział.

W procesie Adama Z. uczestniczą ojciec i brat Ewy Tylman, którzy są oskarżycielami posiłkowymi.

Mężczyźnie grozi od 8 lat więzienia do dożywocia.

***

Ewa Tylman zaginęła w listopadzie 2015 roku. Wracała z Adamem Z. z firmowej imprezy. Oboje byli pijani.

W okolicach Warty ślad po kobiecie zaginął. Przez wiele miesięcy szukano jej ciała w rzece, znaleziono je ponad pół roku po zaginięciu 26-latki około 12 km od miejsca, w którym po raz ostatni zarejestrowały ją kamery monitoringu.

Tożsamość kobiety potwierdziły badania DNA. Sekcja zwłok, ze względu na stan odnalezionego ciała, nie pozwoliła jednak na ustalenie przyczyny jej śmierci.

Akt oskarżenia przeciwko Adamowi Z. liczy kilkadziesiąt tomów. W śledztwie wykonano kilkanaście różnego rodzaju ekspertyz, zabezpieczono też wszelkie dostępne nagrania z monitoringu.

W trakcie procesu przed sądem będzie zeznawało ok. 60 świadków spośród ok. 200, którzy zostali w tej sprawie przesłuchani przed śledczych. Odtworzony zostanie także eksperyment procesowy, rekonstruujący przebieg zdarzenia.


TVN24/x-news

kh