Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Klaudia Hatała 17.02.2017

Nieoczekiwany zwrot w procesie o zabójstwo Ewy Tylman. Sąd rozważa zmianę kwalifikacji czynu

Podczas piątkowej rozprawy w procesie Adama Z. oskarżonego o zabójstwo Ewy Tylman sąd poinformował, że sprawa może być także rozstrzygnięta pod kątem innej kwalifikacji prawnej - nieudzielenia pomocy, za co grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności. Na chwilę obecną mężczyźnie grozi kara do 25 lat więzienia lub dożywocie.
Posłuchaj
  • Sędzia Magdalena Grzybek o procesie (IAR)
  • Nieoczekiwany zwrot w procesie o zabójstwo Ewy Tylman. Relacja Magdaleny Koniecznej (IAR)
Czytaj także

- Jestem dobrej myśli i ucieszyłem się, kiedy usłyszałem, co sąd przed chwilą powiedział, mianowicie, że uprzedził o możliwości zmiany kwalifikacji czynu na nieudzielenie pomocy. (...) Sąd jeszcze nie zmienił tej kwalifikacji, bo o tym zdecyduje w wyroku, ale rzecz może być istotna dla decyzji sądu, kiedy będzie procedował w przedmiocie tego, czy przedłużyć tymczasowe aresztowanie - powiedział obrońca Adama Z. adw. Ireneusz Adamczak.

- Jeżeli sąd mówi i uprzedza o zmianie kwalifikacji, to rozumiem, że ma wątpliwości co do tego - dodał. Jak mówił, jedną z przesłanek do przedłużenia aresztu jest grożąca oskarżonemu wysoka kara, natomiast za nieudzielenie pomocy grozi kara do 3 lat więzienia. Posiedzenie w sprawie przedłużenia aresztu dla Adama Z. zaplanowane jest na poniedziałek.

- Mnie zależy na tym, żeby go uniewinnić - powiedział Adamczak. Dodając, że przypisanie oskarżonemu innego czynu, czyli nieudzielenia pomocy - też go satysfakcjonuje. Adamczak pytany przez dziennikarzy, czy wpływ na decyzję sądu mogły mieć dzisiejsze zeznania partnera Adama Z., które składane były bez obecności mediów powiedział, że "to były kapitalne zeznania", ale nie chciał odnosić się do ich treści. - Te zeznania potwierdziły wersję Adama. Szczegółów nie mogę niestety zdradzać - powiedział.

"Spodziewałem się, że dojdziemy do takiego momentu"

Dodał, że sąd przesłuchał już określoną liczbę świadków, w tym tych, którzy mają duży wpływ na ostateczną decyzję sądu. - Przy rzetelnym procesie spodziewałem się, że dojdziemy do takiego momentu, ale nie tak szybko, że sędzia oświadczy, że uprzedza o możliwości zmiany kwalifikacji, bo często sędziowie robią to dopiero, kiedy się kończy proces - zaznaczył.

Pełnomocnik rodziny Ewy Tylman adw. Wojciech Wiza powiedział dziennikarzom, że ta sprawa i sytuacja jest "na tyle specyficzna", że sąd musi od samego początku zastanawiać się nad kwalifikacją czynu i dokładnie analizować zeznania świadków.

Drugi z pełnomocników adw. Mariusz Paplaczyk powiedział natomiast, że "z jednej strony należy to odczytywać jako pewną procesową lojalność sądu, że można tę sprawę zakwalifikować także pod kątem innego przestępstwa, co ma umożliwić stronom złożenie odpowiednich wniosków procesowych. Z drugiej strony jest to pewien sygnał korzystny dla oskarżonego, że sąd dostrzega możliwe zakwalifikowanie tego czynu jako przestępstwa zagrożonego karą do 3 lat pozbawienia wolności" - powiedział.

Różne wersje wydarzeń?

Wcześniej w piątek zeznania składał partner Ewy Tylman. Funkcjonariusz ABW Adam O. ze względu na charakter pracy, oraz aby uniemożliwić jego rozpoznanie, na sali rozpraw miał na twarzy kominiarkę.

Zdaniem Adama O. oskarżony w bardzo krótkim czasie po zdarzeniu podawał różne wersje wydarzeń. - Tak, jak na początku Adam Z. powiedział mi, że Ewa wsiadła do autobusu, tak już później, że rozstali się przy placu Bernardyńskim. A potem powiedział, że przewrócił się i uderzył się w głowę przy Kupcu Poznańskim i nic nie pamięta. Na tamten czas nie podejrzewałem, że on mógł się przyczynić do śmierci Ewy - mówił w piątek w sądzie Adam O.

Oskarżony o zabójstwo Ewy Tylman z zamiarem ewentualnym Adam Z. nie przyznaje się do zarzucanego mu czynu. Odmówił składania wyjaśnień przed sądem i odpowiadał wyłącznie na pytania obrony. W trakcie procesu nie podtrzymał też wcześniejszych wyjaśnień przytoczonych przez sąd, w części dotyczącej tego, co się działo po wyjściu z klubu. Twierdzi, że nie pamięta okoliczności, w jakich miała zginąć Ewa Tylman, a do niekorzystnych dla niego wyjaśnień zmuszali go policjanci. Mężczyźnie grozi kara do 25 lat więzienia lub dożywocie.

"Czasami Ewę to męczyło"

Byłem chłopakiem Ewy Tylman od 2012 roku. Przed sprawą nie poznałem oskarżonego. Prawdopodobnie Ewa pokazała mi go, jak byliśmy u niej w pracy. Ewa wspominała o nim, mówiła, że ma w pracy kolegę, który jest gejem. Z tego co pamiętam, to o oskarżonym mówiła, że radził się jej w sprawach służbowych, często dzwonił do niej, by poradzić się właśnie w tych kwestiach. Czasami Ewę to męczyło, ale z tego, co pamiętam, nie miała negatywnego nastawienia do tego człowieka" - powiedział.

- Bywaliśmy z Ewą na wspólnych imprezach (...) Ewa na pewno miała mocniejszą głowę od mojej. Zdarzało się, że była pijana w mojej obecności. Nie potrafię powiedzieć, czy było to kilka, czy kilkanaście razy. W takim stanie, w jakim Ewa jest na nagraniach w internecie, nigdy jej nie widziałem. Nigdy nie widziałem u niej tak chwiejnego chodu. Zdarzało się, że zataczała się w mojej obecności, jak nadużyła alkoholu, ale nie tak, jak na tym filmie - powiedział.

Adam O. mówił, że tego dnia, gdy kobieta zginęła, odwiózł ją na imprezę i wrócił do ich wspólnego mieszkania. W trakcie wieczoru dzwonił do Ewy kilkakrotnie. - Kiedy dzwoniłem do niej ok. 00.30 Ewa powiedziała, że wróci taksówką, żeby po nią nie przyjeżdżać. Wtedy słyszałem już, że była pod wpływem alkoholu, miała wtedy specyficzny ton głosu, ale mówiła wyraźnie, to nie był pijacki bełkot. Kiedy dzwoniłem o 1.47 jej telefon nie był już aktywny. Wtedy myśląc, że Ewa wróci, poszedłem już spać - mówił.

"Wydawał się nawet zaskoczony" 

Następnego dnia rano, mężczyzna zauważył, że ma nieodebrane połączenie od obcego numeru o godz. 2.56. Jak się później okazało, był to numer oskarżonego. - Uznałem, że to Ewa chciała się połączyć ze mną w nocy. Pomyślałem, że chciała poinformować mnie, że zostaje u kogoś na noc, tak jak bywało to wcześniej. W Koninie częściej tak bywało, że Ewa nocowała u kogoś, w Poznaniu nigdy coś takiego się nie zdarzyło. Poszedłem do pracy i w czasie służby próbowałem się z nią skontaktować telefonicznie, ale bezskutecznie - mówił.

Jak dodał, ok. godz. 14. w drodze z pracy przeczuwał, że mogło stać się coś złego. Mieszkanie było w niezmienionym stanie, i Adam O. postanowił pojechać do pracy kobiety. Wtedy też skontaktował się z oskarżonym telefonicznie i zapytał, czy jest możliwe, że z jego numeru dzwoniła jakaś koleżanka. - Najpierw powiedział, że to pomyłka. Potem potwierdził, że to była Ewa Tylman. Powiedziałem mu, że Ewa nadal nie wróciła, a on powiedział, że Ewa wsiadła w autobus. Potem otrzymałem informację z jej pracy, że się nie zjawiła. I wtedy zgłosiłem jej zaginięcie - podkreślił. Dodał, że kiedy rozmawiali z oskarżonym po raz pierwszy, Adam Z. był zdziwiony informacją, że Ewa nie wróciła do domu; "wydawał się nawet zaskoczony" - podkreślił.

"Ewa była dorosłą osobą"

Adam O. mówił również w sądzie, że kiedy zaginęła Ewa, przeglądał nagrania z monitoringu, próbując ustalić, co stało się z jego dziewczyną. Kilkakrotnie rozmawiał też z oskarżonym telefonicznie. To właśnie podczas tych rozmów Adam Z. miał przedstawiać różne wersje zdarzeń z tamtej nocy.

Adam O. opowiadał także o relacjach między Ewą Tylman a jej rodziną. W trakcie rozprawy ojciec Ewy Tylman zwrócił się do Adama O. z pytaniem: "dlaczego wtedy w nocy nie pojechał Pan po moją córkę, tylko grał na komputerze? Pytam jako ojciec. Gdyby pan pojechał, nie byłoby dzisiaj tej sprawy". Adam O. odpowiedział, że "Ewa była dorosłą osobą i gdy powiedziała, że wróci taksówką, to tak miała zrobić. Tej nocy nie siedziałem przed komputerem z przyjemności, ale aby nie zasnąć, kiedy czekałem na telefon od Ewy" - powiedział.

Na wniosek prokuratury część zeznań Adama O. została utajniona. Prokuratura argumentowała, że zawarte w protokole treści "mogą ujawnić okoliczności, które ze względu na ważny interes państwa powinny być zachowane w tajemnicy". Wnioskowi sprzeciwiała się obrona oskarżonego.

"Publiczna hańba i wykluczenie społeczne"

Przed sądem zeznawał w piątek także partner Adama Z., Dominik. Mężczyzna zwrócił się jednak do sądu z wnioskiem o wyłączenie jawności jego zeznań, ponieważ - w jego opinii - podanie do publicznej wiadomości intymnych danych i szczegółów dotyczących ich związku mogłoby narazić go "na publiczną hańbę i wykluczenie społeczne". Sąd podkreślił, że świadek ma prawo do złożenia takiego wniosku, ale to nie uprawnia sądu do wyłączenia jawności na tej podstawie. Niemniej sędzia Magdalena Grzybek uznała, że ze względu na wyjątkowy charakter sytuacji, "obecność przedstawicieli mediów mogłaby działać krępująco na zeznania świadka" i nakazała opuszczenie sali rozpraw przez dziennikarzy na czas przesłuchania świadka.

W piątek zeznania składał także Bartosz J., były pracownik biura Krzysztofa Rutkowskiego, które na polecenie rodziny Ewy Tylman poszukiwało kobiety. Jak mówił przed sądem Bartosz J., "niespecjalnie zajmuje się tą sprawą, od tego czasu minęło już wiele miesięcy i niewiele pamięta", a od marca nie pracuje już w biurze. Kiedy zaginęła kobieta "być może doszło do jakiejś narady, w której rozpatrywane było, kto w tej sprawie może być podejrzanym, kto świadkiem, ale ja w niej nie uczestniczyłem" - powiedział.

- Moim zadaniem było dojechać do Poznania, spotkać się z Adamem Z. i doprowadzić do jego spotkania z Krzysztofem Rutkowskim i to uczyniliśmy. (...) Pytaliśmy go odnośnie tej imprezy, w której uczestniczyli. Na spotkanie przyszedł z panią mecenas. Rozmowa trwała ok. 40 minut i umówiliśmy się następnego dnia w lokalu, z którego wychodzili z Ewą. Z panem Adamem przeszliśmy tę trasę, jaką on przeszedł z Ewą Tylman. I potem się rozstaliśmy - powiedział.

Jak dodał, oskarżony podczas spotkania zachowywał się "całkiem normalnie, odpowiadał spokojnie na pytania". - Nie sporządzaliśmy żadnych notatek z rozmów z panem Z., a potem tę sprawę przejął Krzysztof - zaznaczył. W przytoczonych przez sąd jego wcześniejszych zeznaniach mężczyzna podkreślił, że Adam Z. mówił o zdarzeniach tamtej nocy ogólnikowo, niektórych rzeczy nie był pewien, zaznaczał, że "był pijany i wielu rzeczy nie pamięta".

- Pamiętam, że tę trasę z klubu pokonaliśmy bardzo szybko, to oskarżony nadawał tempo. Pamiętam, że oskarżony był spokojny, na pewno się nie śmiał (...) nie wiem, dlaczego Adam Z. rozglądał się wtedy, nie wiem czego szukał - powiedział Bartosz J.

Tożsamość potwierdziły badania DNA

Proces Adama Z. rozpoczął się 3 stycznia. Dotychczas zeznania w sprawie złożyli funkcjonariusze policji, którzy uczestniczyli w zatrzymaniu Adama Z. i którym oskarżony miał w rozmowie powiedzieć o okolicznościach, w jakich zginęła kobieta. Przed sądem zeznawała także siostra Adama Z., z którą mężczyzna kontaktował się tej nocy, kiedy zginęła Tylman.

26-letnią Ewę Tylman widziano po raz ostatni w nocy z 22 na 23 listopada 2015 r., w towarzystwie Adama Z. Ciało kobiety odnaleziono w Warcie pod koniec lipca ub. roku, ok. 12 km od miejsca, w którym po raz ostatni zarejestrowały ją kamery monitoringu. Tożsamość kobiety potwierdziły badania DNA. Sekcja zwłok, ze względu na stan odnalezionego ciała, nie pozwoliła jednak na ustalenie przyczyny jej śmierci.

TVN24/x-news


Kolejna rozprawa odbędzie się 21 marca.

kh