Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
migrator migrator 04.08.2008

Potrzebna armia zawodowa

Profesjonalizacja nie może być rewolucją. Przejście na zawodowstwo musi przebiegać w sposób przemyślany i ewolucyjny – mówi generał Roman Polko.

Generał Roman Polko, źr.bbn.gov.pl

Rozmowa z gen. dyw. Romanem Polko, byłym zastępcą szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Polska armia w 2010 roku ma się składać z samych żołnierzy zawodowych. Na czym polega proces profesjonalizacji wojska?

Na pewno nie na samym uzawodowieniu armii. Nie wystarczy podpisać z żołnierzem kontraktu, by zrobić z niego profesjonalistę. Do tego potrzeba zmiany systemu szkolenia, wyposażenia, przepisów prawnych i wreszcie mentalności – sposobu myślenia. Dopiero wtedy podniesie się jakość i zdolność armii do działania. Rezygnacja z poboru i – dziś 9-miesięcznej - zasadniczej służby wojskowej to pierwszy etap bardzo długiego procesu profesjonalizacji. Długiego i kosztownego.

Żołnierz służby zasadniczej nie może być profesjonalistą?

Osiąganie coraz wyższej zdolności bojowej wojska realizowane jest poprzez szkolenia zwykle dłuższe niż 9-miesięczne. Obecny system szkolenia żołnierzy poborowych pozwala na dojście do pewnego etapu, nazwijmy go tu podstawowym, po czym żołnierz z reguły odchodzi, a przełożeni, żołnierze zawodowi, dostają kolejnych „zielonych” poborowych. Nie oznacza to, że są oni źli. W ciągu mojej służby dowodziłem armią złożoną z żołnierzy służby zasadniczej. Bardzo sobie ich cenię. Przychodzili na krótko, ale udawało mi się zrobić z nich całkiem udany zespół, zaangażowany w działanie. Oni m.in. realizowali misję UNPROFOR w byłej Jugosławii w 1992 i 1993 roku. Ale sam zapał i dobre chęci nie wystarczą, potrzebny jest system przygotowujący żołnierza do coraz większych wyzwań, jakie się przed nim stawia.

Dlatego profesjonalizacja oznacza w końcu utechnicznienie armii. Dziś liczebność nie jest największą zaletą wojska, bo nie musi ono pokonywać przeciwnika poprzez ”zadeptanie”, jak niegdyś Armia Czerwona. Obecnie żołnierze wykorzystują najnowocześniejsze technologie, sprzęt na naprawdę wysokim poziomie, noktowizję, termowizję itd. Strzelanie nie jest już kwestią celnego oka. Celowniki, np. holograficzne, umożliwiają pełną obserwację terenu przed strzałem i trafianie w obserwowany cel bez większego problemu.

Przejście na zawodowstwo oznacza także przygotowanie armii do różnorodnych, nie zawsze stricte „wojskowych” działań, począwszy od zadań stabilizacyjnych, w tym udziału w różnych misjach, skończywszy np. na ochronie nienaruszalności polskich granic.

Misje pomagają w profesjonalizowaniu wojska?

Są dobrym wstępem do profesjonalizacji. Zwłaszcza podczas ostatnich - w Iraku i Afganistanie – dokonała się przemiana jakościowa i mentalnościowa: żołnierze nie myślą już kategoriami pokazów, jak za czasów armii ludowej, która specjalizowała się w piknikach i defiladach. Zdają sobie sprawę, że działają w warunkach bojowych, że można zostać rannym lub zginąć. Myślę, że wojskowi dzięki misjom nauczyli się odpowiedzialności za siebie i za kolegów. Zdali sobie sprawę, że wyszkolenie jest potrzebne, by ratować życie ludzi, wśród których działają i chronić siebie nawzajem. Wielu żołnierzom kontakt z innymi kulturami poszerzył horyzonty i otworzył oczy na świat.

POSŁUCHAJ: Gen. Roman Polko mówi o zagranicznych misjach Wojska Polskiego (3,12 MB)

Ale misje to tylko część procesu zmian.

Tak. To truizm, ale profesjonalizacja nie jest procesem łatwym. Holendrzy, tworząc zawodową armię, zredukowali drastycznie swoje siły zbrojne. Jednak, patrząc na efekty tego procesu, jest czego zazdrościć. Osobiście miałem możliwość porównania ich 11. brygady aeromobilnej i naszej 6. brygady desantowo-szturmowej. Tej ostatniej taka zmiana bardzo by się przydała. Tyle, że to kosztuje. Dlatego nie jestem takim optymistą, jak przedstawiciele MONu, którzy zakładają, że profesjonalizacja nastąpi szybko.

Podczas dyskusji o profesjonalizacji armii pojawia się argument, że armia złożona z zawodowców jest tańsza. Czy robione były takie szacunki? Czy armia profesjonalna rzeczywiście jest tańsza w utrzymaniu?

Przeprowadzenie rzetelnej kalkulacji jest bardzo trudne, zwłaszcza, że powstało wiele, nieraz sprzecznych wyliczeń. Sam brałem udział w pracach kilku zespołów, które próbowały liczyć koszty utrzymania armii. Podczas jednej z nich, w 2005 roku, pewien generał wyliczył, że przy ówczesnym poziomie budżetu stać nas na 30-40-tysięczną armię zawodową. To byłoby drastyczne cięcie, ale jeśli zapewni podniesienie jakości… Lepiej walczyć jakością, techniką niż poświęcać ludzi.

Trzeba jednak pamiętać, że armia w ogóle tania nie jest. Ta z poboru też kosztuje i to niemało. Podam przykład. Inwestujemy w coraz droższe wyposażenie. Jeżeli obsługują go ludzie przypadkowi, którzy za kilka miesięcy z armii wyjdą, to jaki jest sens wydawać krocie na ich szkolenie? Jaka gwarancja, że będą szanować sprzęt tak, by służył jak najdłużej? Sam pamiętam, jak żołnierze poborowi „zajeżdżali” samochody, których używali. Bo nikt nie mógł ich za to pociągnąć do odpowiedzialności materialnej. Dysponujemy coraz lepszą techniką, a powierzamy ją ludziom, którzy z wojskiem nie wiążą przyszłości. Jest to nieekonomiczne. Żadna firma prywatna nie pozwala, by szkolony za duże pieniądze pracownik odszedł zanim „odpracuje” włożone w niego środki. W wojsku nikt do tej pory tymi kategoriami nie myślał.

Armia poborowa wydaje się tańsza, jeśli liczy się głowy a nie patrzy na to, do czego się nadaje. Przypomina to trochę udawanie, że armię w ogóle mamy.

W założeniach MONu polska armia zawodowa ma liczyć 150 tysięcy żołnierzy. Czy taka liczebność jest standardem w Europie?

Większość krajów europejskich proces profesjonalizacji ma już za sobą. Armia profesjonalna jest więc już europejskim standardem, który czas najwyższy wypełnić. W Polsce przez wiele lat mówiło się, że armia będzie mniejsza, ale sprawniejsza. W praktyce kończyło się to tylko na redukcji liczebności wojska. Myślę, że poziom, poniżej którego nie należy schodzić, to 100 tysięcy żołnierzy zawodowych.

Mówił Pan, że obecne szkolenie jest zbyt krótkie, by wyszkolić zawodowego żołnierza. Jakie umiejętności zdobywa się zatem podczas odbywania zasadniczej służby wojskowej?

Rozumiem przewrotną intencję pytania: że wojsko to marnowanie czasu. Wbrew pozorom – nie. Żołnierze nawet podczas zasadniczej służby nabywają wiele przydatnych umiejętności. Od prawa jazdy począwszy, na obsłudze skomplikowanego sprzętu kończąc. Nabywają typowe cechy wojskowych: punktualność, sumienność, czy zdyscyplinowanie. Zdobywają wiedzę i umiejętności cenione na cywilnym rynku pracy. Wojsko zapewnia im wyżywienie, szkolenie, zakwaterowanie. Gdy kończą swoje szkolenia, odchodzą ze służby i to w momencie, gdy wojsko mogłoby zacząć czerpać z ich wiedzy. Dlatego profesjonalizacja wymaga także wytworzenia szeregu zabezpieczeń, które mają umożliwić wojsku korzystanie z wiedzy wyszkolonych przez siebie ludzi.


Chcesz wstąpić do armii? Zobacz!

Czy w związku z tym, że podczas podstawowego szkolenia żołnierze nabywają dużo umiejętności, opłaca się zawieszać pobór do wojska? Czy w ten sposób nie ograniczamy obronnego potencjału społeczeństwa podczas ewentualnego konfliktu zbrojnego?

Wojsko nie rezygnuje ze społeczeństwa w budowaniu systemu obronności państwa – rezygnuje po prostu z anachronicznego wcielania na siłę. Pobór powinien zostać zastąpiony systemami motywacyjnymi, które zachęcą młodych ludzi do wstępowania do wojska nie na 9 miesięcy, a na kilka, kilkanaście lat.

Co ciekawe, najbardziej efektywna jest służba 5-letnia, korzystna dla obu stron: żołnierzowi pozwala nabyć kwalifikacje, a wojsku - korzystać z umiejętności przeszkolonych żołnierzy.

Podczas takiej służby powinno się selekcjonować tych, którzy widzą w wojsku możliwość samorealizacji. Mogą to być ludzie, którzy wcześniej zajmowali się surwiwalem czy mocno działali w harcerstwie. W wojsku mogliby oni realizować swoje pasje życiowe. Proces selekcji byłby długi. Po 5-letniej służbie, ci, którzy stwierdzą, że chcą wiązać swoją przyszłość z armią, przechodziliby kolejne etapy. Czekałyby na nich awanse, kursy i szkolenia. Taki system obecnie działa na całym świecie. W takim modelu armii młody człowiek wybiera swoją drogę życiową. Decyduje, czy chce być żołnierzem pola, realizować kolejne misje i zadania, czy woli pion dowódczy, planowanie strategii i zajmowanie się pracą sztabową. W wojsku, jak wszędzie, potrzebni są różnorodni, wysoko wykwalifikowani specjaliści.

Szkolenie 9-miesięczne jest zbyt krótkie, by wyszkolić zawodowych żołnierzy. Ile czasu zajmuje zatem takie szkolenie?

To oczywiście zależy od poziomu, jaki chcemy osiągnąć. Gdy mówimy o zawodowym podoficerze, to konieczne jest co najmniej roczne szkolenie i to przy założeniu, że do służby zgłasza się żołnierz, posiadający predyspozycje i pewne kwalifikacje „wojskowe” nabyte wcześniej. Dopiero po rocznym pobycie żołnierza w wojsku przestaje się w niego inwestować, a zaczyna się korzystać z jego umiejętności. Oczywiście są specjalności, w których niezbędne jest dużo dłuższe szkolenie, nawet kilkuletnie. Dopiero po nim wojsko czerpie korzyści z wyszkolonego żołnierza.

Trzeba też pamiętać, że szkolenie tak naprawdę nigdy się nie kończy. Wojsko inwestuje także w wyższych oficerów. Jeden z generałów, służących przez dwa lata w strukturach dowodzenia NATO, powiedział kiedyś, że przez pierwszy rok w niego inwestowano, po to by w drugim roku mógł to z nadwyżką zwrócić. Każdy nowy dowódca jednostki wojskowej uczy się jej przez pierwsze pół roku, mimo iż posiada na ogół wysokie kwalifikacje. Potem wspiera jednostkę swoimi umiejętnościami, podnosząc poziom jej wyszkolenia i ulepszając ją. W jednostkach specjalnych szkolenie żołnierza, który już opanował podstawowe umiejętności – strzelanie, czołganie się itp., trwa rok. Po nim można powiedzieć, że wojskowy jest gotowy do akcji specjalnych, w tym przeciwterrorystycznych.

W związku z tak długim okresem szkoleń żołnierzy zawodowych, czy istnieje ryzyko, że zostaniemy bez armii po zawieszeniu poboru? Czy wojsko zdąży przeszkolić do początku 2010 roku wystarczająco dużo żołnierzy?

Profesjonalizacja nie może być rewolucją. Przejście na zawodowstwo musi przebiegać w sposób przemyślany i ewolucyjny. Jako zastępca szefa BBN domagałem się od MONu harmonogramu procesu uzawodowienia armii. Chcieliśmy uzyskać informację, jak będą wyglądały zmiany prawne, infrastrukturalne, jakie priorytety ma resort. Proces ten powinien być skrupulatnie kontrolowany, tak, byśmy na żadnym jego etapie nie zmniejszali zdolności obronnych kraju. Pewne wahnięcia będą zauważalne, ale w skali globalnej Sił Zbrojnych zdolność obronna kraju musi zostać utrzymana na obecnym poziomie.

Mówił Pan, że obecnie nie walczy się ludźmi tylko sprzętem. Czy proces profesjonalizacji wymusza dodatkowe inwestycje w sprzęt?

Braków sprzętowych w polskiej armii można wskazywać wiele. Nawet gdy byłem dowódcą GROMu, często mówiłem, że czegoś mamy mało, inwestowaliśmy, „chwytaliśmy” z MON-u każdy grosz na zakupy. A jest to przecież jedna z lepiej wyposażonych jednostek w Wojsku Polskim.

Wraz z uzawodowieniem armii wprowadzanie najnowszego sprzętu będzie łatwiejsze. Będą go obsługiwać tylko specjaliści, ludzie dla których nie będzie stanowił czarnej magii. Posiadanie wojska poborowego wymusza korzystanie ze sprzętu siermiężnego, który łatwo obsługiwać. Kałasznikow to broń tak prosta w obsłudze, niezawodna i odporna na głupotę, że można ją dać każdemu. W wielu sytuacjach jest on świetny. Ale do zadań specjalnych się zupełnie nie nadaje. W nowoczesnym wojsku trzeba używać broni skuteczniejszych, precyzyjniejszych, a tych nie warto dawać przypadkowym ludziom.


Zobacz film o jednostce specjalnej GROM!

Jakiego sprzętu brakuje najbardziej? Jakie zakupy są najpilniejsze?

O niedoborach można mówić dużo: środki rozpoznania, śmigłowce, których polskiej armii zawsze brakowało, sprzęt marynarki wojennej. Dlatego trzeba określić priorytety i to nie tak, jak dotychczas – kilkanaście. Wiadomo, że jak jest ich tak dużo, to prawdopodobnie żaden nie zostanie zrealizowany.

Do priorytetów trzeba dopasować środki budżetowe. Możliwości finansowe są ograniczone. Na pewno nie da się nadrobić wszystkiego w krótkim czasie, ale chodzi o to, żeby inwestować w sprzęt sukcesywnie. W ostatnich latach mieliśmy do czynienia z fatalnym zjawiskiem. Powstawał jakiś pomysł, inwestowano i … nie kończono projektu. Pozostawał bezużyteczny sprzęt albo zbędne struktury dowódcze, jednostki-wydmuszki, bez wyposażenia czy nawet ludzi. To musi się skończyć.

Posłuchaj, jak planować inwestycje w polską armię. (2,37 MB)

Czy ewentualna decyzja o rozmieszczeniu tarczy antyrakietowej w Polsce może mieć jakiś wpływ na proces profesjonalizacji?

Z punktu widzenia wojskowego wymiana doświadczeń i informacji z armią amerykańską jest dla nas bardzo ważna. Istotny jest także przepływ technologiczny między naszymi krajami. Jeśli dojdzie do rozmieszczenia w Polsce elementów instalacji tarczy rakietowej, można liczyć na to, że wzmocni się przepływ techniki do naszych Sił Zbrojnych.

Moje doświadczenie pokazuje, że współdziałanie z Amerykanami jest bardzo korzystne. Podczas misji w Kosowie dysponowaliśmy np. śmigłowcami amerykańskimi. Dzięki temu nauczyłem polskich żołnierzy, jak kierować lotnictwem podczas działań nocnych i dziennych, jak wykorzystywać siły wsparcia powietrznego. Bardzo dobrze współpracowaliśmy także z artylerią i amerykańskim batalionem rozpoznania.

Partnerstwo z USA jest Polsce potrzebne. Tarczę widzę jako podtrzymanie dobrych stosunków z Amerykanami. Dzięki misji w Iraku, drzwi w Stanach, również w tamtejszych siłach specjalnych, są dla nas otwarte. Współpraca z tą armią, która jest nadal najsilniejszą na świecie, przynosi nam wiele wymiernych korzyści.

Czy Pana zdaniem wojsko może mieć problemy ze znalezieniem 150 tys. osób chętnych do służby, które dodatkowo spełniałyby kryteria sprawności fizycznej? Z informacji zamieszczonych na stronie internetowej MONu wynika, że zaledwie 30 procent kandydatów zdaje wstępne testy sprawnościowe do armii.

To rzeczywiście może być problem. Co do sprawności fizycznej – z tym problemem borykają się wszystkie armie, także te profesjonalne. Większym wyzwaniem jest fakt, że sektor prywatny wyławia najlepszych i ciężko jest znaleźć chętnych, którzy spełnialiby wszystkie wymagania. Dlatego potrzebne są specjalne zachęty, by motywować do wstępowania do armii. Trzeba opracować cały kompleks zmian, które spowodują, że pójście do wojska zacznie być opłacalne.

Z tego co wiem, opracowanie systemów motywacyjnych jest już zaawansowane. Dodatkowo już trwa, a od września ma zostać zintensyfikowana, kampania informacyjno-motywacyjna dla młodych ludzi. Ma ona zachęcać do wstępowania do armii. Poniekąd sam się w nią włączyłem. Wraz z Pauliną Bolibrzuch właśnie wydajemy książkę „Armia. Instrukcja obsługi”. Opisaliśmy, w jaki sposób wstąpić do wojska, jak wybrać interesującą jednostkę. Pokazaliśmy, że może być ono przygodą, ciekawą drogą życiową, dobrą szkołą, miejscem realizacji pasji.

Sama agitacja i chęć pozyskania żołnierzy jednak nie wystarczy. Potrzebne są warunki, które skłonią ludzi do wstępowania do wojska. Tak, jak w tych już profesjonalnych armiach. W USA wojsko jest wręcz życiową szansą. Młodzi ludzie, którzy mają ambicje i są zdolni, ale nie mają pieniędzy, wstępują do armii. Wojsko opłaca im studia, umożliwia szkolenie i zdobywanie nowych umiejętności. Po odbyciu nauki taki człowiek musi odsłużyć w armii tyle czasu, ile zainwestowano w jego rozwój. W ten sposób losy wojskowych łączą się na kilka lat z mundurem. Tak powinno być także u nas.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

W chwili przeprowadzania wywiadu gen. Roman Polko sprawował funkcję zastępcy szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Zobacz: Profesjonalizacja, pytania i odpowiedzi.

Przeczytaj projekt ustawy o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych.

Przeczytaj także:

"Z tarczą lub na tarczy"

"Kosmiczna tarcza"

"Jak działa tarcza antyrakietowa"

Więcej o profesjonalizacji na stronach Ministerstwa Obrony Narodowej.