Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 10.11.2008

Udaremniono największe zakupy w dziejach Wojska Polskiego

Od początku miałem co do tego przekonanie, że po prostu chodziło o to, bym nie przeprowadził ważnych zakupów uzbrojenia dla Wojska Polskiego.

Grzegorz Ślubowski: Naszym gościem jest Romuald Szeremietiew, były Wiceminister Obrony Narodowej.

Romuald Szeremietiew: Dzień dobry.

G.Ś.: Dzień dobry. Panie ministrze, to było 12 lipca 2001 roku, tak? Ta słynna akcja zatrzymania pana Farmusa, pana asystenta, jak rozumiem, na promie ze Szwecji.

R.S.: To znaczy nie było takiego stanowiska, była nazwa asystent, tak się przyjęło mówić, bo to zachodnia taka jest nomenklatura, natomiast pan Farmus był doradcą ministra obrony narodowej zatrudnionym w gabinecie politycznym ministra i oddelegowanym do pracy u mnie.

G.Ś.: Pracował z panem.

R.S.: Tak, tak. I w tym czasie, kiedy został zatrzymany, był na urlopie, znaczy był zaplanowany urlop, był na urlopie. I dodam jeszcze, że nie był obiektem zainteresowania prokuratury, nie miał żadnego wezwania, nie miał zakazu poruszania się, a więc powiedziałbym ta cała spektakularna akcja była taką na wyrost.

G.Ś.: No, akcja taka bardzo spektakularna, tak byśmy ją określili.

R.S.: Tak, bardzo na wyrost i bardzo kosztowna dodam jeszcze, bo uczestniczył w tej akcji okręt wojenny, dwa śmigłowce, samolot rozpoznawczy. No, sam statek pływał pod obcą banderą Wysp Bahama, więc była to akcja na obcym statku na otwartym morzu, statek był już na wodach terytorialnych Szwecji i tak dalej, i tak dalej.

G.Ś.: Jak rozumiem, zarzuty, które wówczas miała prokuratura, były też poważne...

R.S.: Nie.

G.Ś.: To były też zarzuty wobec pana, bo pan kilka dni później...

R.S.: Nie, nie miała żadnych, prokuratura nie miała żadnych zarzutów. Jedyne zarzuty, jakie były, to były zarzuty znajdujące się w artykule prasowym. Nic więcej. Prokuratura nie miała żadnych potwierdzeń, niczego. Dopiero po zatrzymaniu pana Farmusa Urząd Ochrony Państwa wysłał funkcjonariuszy do Republiki Południowej Afryki, aby tam przesłuchać świadka, niejakiego Bogdana Letowta, handlarza bronią, wskazanego przez panią marszałek.

G.Ś.: Który potem został uznany za niewiarygodnego.

R.S.: Później został uznany za niewiarygodnego. Na temat jego i jego dziwnych interesów m.in. Super Express pisał kilka artykułów w czasie, gdy toczył się przetarg OSRPiK, czyli Centralny System Rejestracji Kierowców i Samochodów. Pan Letowt wtedy w tym uczestniczył ku zdziwieniu dziennikarzy, w tym przetargu, mimo że był oficjalnie podejrzany o to, że dawał łapówki.

G.Ś.: No tak, ale później prokuratura też panu, jak rozumiem, pana postawiła w stan podejrzenia i chodziło o to, że...

R.S.: Tak, znaczy najpierw mi postawiono, że przekroczyłem uprawnienia dopuszczając osobę nieuprawnioną do informacji niejawnych, a później postawiono mi zarzuty dotyczące płatnej protekcji i korupcji, czyli uzyskania łapówki w sensie naturalnym, znaczy kupna samochodu taniej niż cena rynkowa wynosiła.

G.Ś.: A tam była jeszcze sprawa ustawiania przetargu na zakup samochodów dla Ministerstwa Obrony Narodowej, tak?

R.S.: Tak, tak, to związku z tym.

G.Ś.: Za to pan miałby otrzymać...

R.S.: Tak, tę łapówkę w samochodzie. No, okazało się, że była to kompletna lipa.

G.Ś.: A więc właśnie, spotykamy się dlatego, że sąd uniewinnił pana z zarzutów korupcji. Jak rozumiem, uznał, że pan jednak udostępnił dokumenty, które były objęte tajemnicą państwową.

R.S.: No, to jest kolejna... to jest rzecz, którą... znaczy złożyłem odwołanie od tego. Więc myślę, że to uznanie, czyli trzy tysiące grzywny dostałem za podobno udostępnienie czterech dokumentów niejawnych panu Farmusowi, dokumentów, zaznaczam, związanych z wykonywanymi przez niego obowiązkami. I żeby było śmieszniej, ten sam czyn, za który w I instancji pan Farmus został rzeczywiście skazany, w II instancji został z niego uniewinniony. Więc ja zostałem skazany... ukarany grzywną, bo nie skazany, ukarany grzywną za zdarzenie, które nie ma charakteru przestępstwa. Więc myślę, że nie będzie problemu jeżeli idzie o odwołanie, natomiast biorąc pod uwagę, proszę państwa, całe postępowanie, no i fakt, że zaczynaliśmy od 10 lat więzienia dla mnie, a skończyliśmy na trzech tysiącach grzywny i na żądaniu przez prokuraturę w ostatnim słowie oskarżającym wyroku w zawieszeniu niskiego dla mnie, to świadczy najlepiej o jakości tego postępowania i jakości zarzutów.

G.Ś.: No dobrze, no to jak pan interpretuje tę całą akcję w tej chwili? No bo akcja, która...

R.S.: Od początku miałem co do tego przekonanie, że po prostu chodziło o to, bym nie przeprowadził ważnych zakupów uzbrojenia dla Wojska Polskiego, bo w tym okresie byłem sekretarzem stanu, a więc pierwszym zastępcą, drugą osobą w Ministerstwie Obrony Narodowej odpowiedzialną za modernizację techniczną Sił Zbrojnych, miałem przeprowadzić zakupy na kilkadziesiąt miliardów złotych, największe zakupy w dziejach Wojska Polskiego, jeżeli tak można powiedzieć, no tak, tak było...

G.Ś.: Czyli samolot...

R.S.: Samolot wielozadaniowy, transporter kołowy opancerzony i przeciwpancerny pocisk kierowany. A oprócz tego, oczywiście, były jeszcze inne rzeczy – radiolinii i tak dalej, radary, haubica (...), więc było tego sporo. I sądzę, że po prostu decyzje, które mógłbym podjąć, nie odpowiadały tym, którzy chcieli, aby te decyzje były inne. No i ponieważ nie było sposobu, aby mnie odsunąć inaczej, no to posłużono się, powiedzmy, artykułem, dziennikarzami, później były prokuratorskie poszukiwania, żeby cokolwiek na mnie znaleźć, później 7 lat postępowania, na końcu okazało się, że jestem niewinny.

G.Ś.: Dzisiaj pan wraca do polityki?

R.S.: No, co na to mam odpowiedzieć, dlatego że tak, no, ja wyspecjalizowałem się, tak bym powiedział, jeżeli idzie o kwestie polityczne, państwowe, w dziedzinie obronności państwa. Mam bardzo skonkretyzowaną wizję tego, jakie powinno być Wojsko Polskie, jak ono powinno być zorganizowane, jak powinna wyglądać strategia bezpieczeństwa narodowego i system obrony państwa. I musiałbym odpowiedzieć sobie odpowiedzieć na pytanie, czy istnieje siła polityczna, która ten mój pogląd podziela, bo nie ma sensu...

G.Ś.: A dostał pan propozycję od prezydenta?

R.S.: To są, powiedziałbym tak, plotki, to są plotki.

G.Ś.: Takie pojawiają się.

R.S.: Ja wiem, zawsze jest tak, że jak coś, że tak powiem, się takiego spektakularnego dzieje, (...) uniewinnienie człowieka, który był wysokim funkcjonariuszem Ministerstwa Obrony Narodowej, jest w pewnym sensie taką inspirującą do tego typu opowieści... takim zdarzeniem. Ale mogę powiedzieć tak, że dla mnie działalność polityczna ma sens tylko wtedy, jeżeli mogę realizować sprawę, która jest ważna, mnie się wydaje, dla Polski. Przypominam, że siedziałem kilka lat za próbę obalenia ustroju przemocą, podjąłem działalność polityczną, niepodległościową. Jesteśmy akurat w przededniu święta...

G.Ś.: A więc właśnie.

R.S.: I uważałem, że to jest konieczne i potrzebne. I być może będzie tak, że znajdzie się siła polityczna, która stwierdzi, że te poglądy, które mam na obronność państwa i na organizację Sił Zbrojnych, uzna, że warte są realizacji. I jestem wtedy gotów. Natomiast jeżeli nie, no to nie ma sensu, oczywiście.

G.Ś.: A proszę powiedzieć, jak pan w takim razie teraz ocenia tą realizację i jak pan ocenia...

R.S.: Negatywnie.

G.Ś.: ...działania ministra obrony Bogdana Klicha?

R.S.: Negatywnie, negatywnie. Moim zdaniem po pierwsze to jest... Tak zwana profesjonalizacja jest fałszywym kierunkiem, dlatego że armia...

G.Ś.: Uzawodowienie armii jest fałszywym kierunkiem?

R.S.: Jest fałszywym kierunkiem, dlatego że zawsze mieliśmy armię zawodową, zawsze w wojsku jest duża grupa ludzi, którzy wykonują zawód żołnierza, to nie ma tak, że w tej chwili nie ma armii zawodowej. Są żołnierze zawodowi. Natomiast istota armii jest przecież nie po to, żeby wysyłać korpus policyjny, który będzie regulował ruchem pojazdów w Iraku czy w Afganistanie, ale istota armii jest obrona narodowa, obrona państwa. I w związku z tym do tej obrony, a to jest najwyższe wyzwanie, ludzie muszą być przygotowani. Armia zawodowa nie jest w stanie mężczyzn, obywateli przygotować do takiej obrony.

G.Ś.: No ale chyba wszędzie na świecie jest armia zawodowa.

R.S.: Nie wszędzie, u Niemców nie ma, nie wszędzie, nie wszędzie. Amerykanie mają armię zawodową, ale Amerykanie mają ogromną armię zawodową, ponadmilionową, i Amerykanie są otoczeni dwoma oceanami, Kanadą i Meksykiem. Proszę porównać położenie Polski i Stanów Zjednoczonych, wielkość obu państw i zastanowić się, co będzie w przypadku bezpośredniego zagrożenia bezpieczeństwa narodowego państwa polskiego. Czy doświadczenia z Iraku nam pomogą, rozminowywania, kontrolowania dróg i tak dalej, i tak dalej, no? Gruzinom pomogło to?

G.Ś.: No dobrze, a gdyby pan był ministrem obrony, wysłałby pan żołnierzy do Iraku?

R.S.: Znaczy tak – wojsko się używa jako ostatni argument. Ja jestem przekonany, że współcześnie jeżeli idzie o zwalczanie terroryzmu, świat za szybko sięga po środki militarne, a za prędko rezygnuje z różnego rodzaju cywilnych środków i metod. Moim zdaniem Irak można było rozwiązać inaczej. Wydaje mi się, że Interwencja zbrojna skomplikowała sytuację w tym kraju, a nie pomogła rozwiązać wiele problemów. A w Afganistanie, mówiłem od początku, jeżeli na początek się nie wprowadzi 500 tysięcy żołnierzy, to można sobie darować całą operację. Słyszę teraz, że jakiś raport się pojawił, jeden z dowódców amerykańskich pisze, że trzeba więcej wojska, bo sytuacja się destabilizuje. Talleyrand mówił, że można siedzieć na bagnecie, ale za długo się nie da.

G.Ś.: Romuald Szeremietiew, były Wiceminister Obrony Narodowej, był naszym gościem.

(J.M.)