Logo Polskiego Radia
PAP
migrator migrator 12.05.2009

Opozycja bez szans

Protesty opozycji w Tbilisi to nie kolejna rewolucja, ale brutalna walka o władzę.
Flagi GruzjiFlagi Gruzjifot. east news

Od ponad miesiąca trwają protesty w Tbilisi. Opozycjoniści domagają się dymisji prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwillego, obarczając go odpowiedzialnością za wojnę z Rosją w sierpniu 2008 roku i zdradę ideałów „Rewolucji róż” z 2003 roku. To nie jest jednak kolejna rewolucja, tylko brutalna gra o władzę.

Prezydent zgodził się na rozmowy z protestującymi. Jednak po spotkaniu z przedstawicielami gruzińskiej opozycji, do którego doszło w piątek, przewodniczący parlamentu Gruzji Dawid Bakradze powiedział, że jest "rozczarowany" rozmowami. Cytowany przez niezależny portal "Civil Georgia" Bakradze oświadczył, że reprezentanci opozycji nie chcieli rozmawiać na temat reform, które rząd ma zamiar przeprowadzić, lecz pragnęli omówić "pewne sprawy techniczne" związane z formatem bezpośrednich rozmów z prezydentem Saakaszwilim.

Liderzy opozycji chcieli rozmawiać tylko z prezydentem. Ostatecznie przystali na rozmowy z Bakradze, podkreślając, że to wstęp do negocjacji z szefem państwa. - Przyszliśmy tu, by dowiedzieć się, gdzie, kiedy i w jakim składzie pan Saakaszwili jest gotów spotkać się z przywódcami opozycji - powiedziała przed spotkaniem jedna z opozycjonistek, Tina Chidaszeli.

Inna liderka opozycji, była szefowa dyplomacji Salome Zurabiszwili, podkreśliła, że spotkanie jest po to, aby przygotować jak najszybciej spotkanie z prezydentem.

Po pierwszej, nieudanej turze rozmów prezydent Micheil Saakaszwili zaprosił opozycję na bezpośrednie rozmowy na poniedziałek, aby zakończyć trwający od miesiąca kryzys.

Podzielona opozycja

Bartuzi: To nie jest kolejna mała czy duża rewolucja, tylko po prostu polityczna walka o władzę. Nie wyobrażam sobie, że w związku z obecnymi protestami prezydent miałby rezygnować

Opozycja, domagająca się ustąpienia prezydenta, nie jest jednolita. Wśród jej liderów znajdują się zarówno opozycja z czasów „Rewolucji róż”, obecna parlamentarna, jak i ludzie odsunięci od władzy przez Saakaszwilego. Również jej postulaty nie są jednoznacznie określone. Konstantine Gamsachurdia, przywódca Ruchu Wolności, odmówił udziału w spotkaniach z szefem parlamentu i prezydentem. - Rozmowy z Saakaszwilim nie będą miały sensu - powiedział telewizji Imedi Gamsachurdia, syn pierwszego prezydenta niepodległej Gruzji w latach 90., Zwiada Gamsachurdii.

Innego zdania jest lider sojuszu politycznego Alians dla Gruzji, były gruziński ambasador przy ONZ Irakli Alasania, uważany przez obserwatorów za jednego z głównych rywali Saakaszwilego. Twierdzi on, że jego ugrupowanie jest gotowe wysłuchać prezydenckiej propozycji wyjścia z kryzysu politycznego.

Nino Burdżanadze, była przewodnicząca gruzińskiego parlamentu, obecnie szefowa jednej z największych partii opozycyjnych Demokratycznego Ruchu Zjednoczona Gruzja, w wywiadzie dla gruzińskiej telewizji powiedziała, że jest zadowolona z decyzji Saakaszwilego o rozpoczęciu rozmów, jednak uważa, że nie przyniosą one rezultatu. – Powinniśmy negocjować przy stole. Dopóki na ulicach są ludzie, jest szansa, że prezydent Saakaszwili ustąpi – powiedziała Burdżanadze.

Winna jest Rosja

- To nie jest kolejna mała czy duża rewolucja, tylko po prostu polityczna walka o władzę. Nie wyobrażam sobie, że w związku z obecnymi protestami prezydent miałby rezygnować – podkreśla Wojciech Bartuzi z Ośrodka Studiów Wschodnich, ekspert ds. Kaukazu. Zdaniem analityka protesty nie odzwierciedlają nastojów społecznych całej Gruzji. – Opozycja, mówiąc, że jej jedynym postulatem jest ustąpienie Saakaszwilego, praktycznie zamknęła się na rozmowy na inne tematy – podkreśla Bartuzi.

Zdaniem analityka opozycja musi „coś ugrać” na obecnych protestach, żeby wyjść z nich z twarzą. Może to być na przykład zmiana ordynacji wyborczej czy poprawa sytuacji w mediach publicznych.

Oskarżenia opozycji, która obwinia Saakaszwilego o wojnę z Rosją z sierpnia 2008 roku, nie są powszechnie podzielane. Jak wynika z wielokrotnie przeprowadzanych sondaży, Gruzini winą za wojnę obarczają przede wszystkim Rosję. Na drugim miejscu wymieniany jest osobiście Władimir Putin. Dopiero po nim znajduje się Micheil Saakaszwili. – Minął prawie rok od wojny. Jest za późno, aby odsunąć prezydenta na fali rozgoryczenia przegraną wojną. Obecnie ludzie skupiają się na sytuacji ekonomicznej w kraju, która jest bardzo trudna, na sprawach wolności obywatelskich i demokracji – podkreśla Bartuzi.

Rafał Kowalczyk