Logo Polskiego Radia
PAP
migrator migrator 12.03.2010

"Nie jestem królem, ani baronem hazardu"

Nie jestem królem, baronem ani rekinem branży hazardowej, nie posiadam i nigdy nie posiadałem udziałów w spółce posiadającej kasyna - powiedział biznesmen Jan Kosek na początku swobodnej wypowiedzi przed hazardową komisją śledczą.

Kosek, dziękując posłom za umożliwienie mu składania zeznań w Krakowie, wyraził nadzieję, że jego wyjaśnienia pozwolą utworzyć inny obraz branży hazardowej niż ten przedstawiany przez media i niektórych polityków. Zapowiedział sprostowanie nieprawdziwych informacji i stwierdzeń, które dotyczą jego osoby.

Tłumaczył, że nie posiada i nigdy nie posiadał udziałów w spółce posiadającej kasyna. Jak zaznaczył, jedyna jego własność związana z rynkiem gier, to 10 proc. udziału w spółce posiadającej salony gry. Jak tłumaczył, cała ta firma ma dwuprocentowy udział w rynku automatów o niskich wygranych.

Jan Kosek to jedna z bardziej tajemniczych postaci. Jest wiceprezesem Związku Pracodawców Prowadzacych Gry Losowe i Zakłady Wzajemne. Bardzo dba o ochronę wizerunku, unika mediów.

To Kapica i Kamiński zagrażali państwu

Jan Kosek jest zdania, że to wiceminister finansów Jacek Kapica i b. szef CBA Mariusz Kamiński, opowiadając się za wprowadzeniem dopłat do hazardu, stanowili zagrożenie dla interesu ekonomicznego państwa.

W swobodnej wypowiedzi przed hazardową komisją śledczą Kosek powiedział, że bez swojej woli stał się negatywnym bohaterem tzw. afery hazardowej i zagrożeniem dla interesu ekonomicznego kraju. W jego ocenie, rzekome zagrożenie interesu ekonomicznego państwa powstało w gabinetach dwóch urzędników państwowych.

Wiceminister Jacek Kapica - zdaniem Koska - wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew opinii ekspertów, forsował nierealny pomysł "obłożenie graczy podatkiem od chęci gier". "Wyliczył przy tym wirtualne kwoty, które zgodnie z jego postanowieniem wpłyną do budżetu" - dodał.

Były szef CBA Mariusz Kamiński z kolei - według Koska - bez chęci wniknięcia w istotę zagadnienia "bezkrytycznie przyjął założenia o zagwarantowanych wpływach do budżetu z tytułu dopłat", a "wszyscy, którzy ośmielili się mieć inne zdanie stali się dla niego wrogami publicznymi, których należy inwigilować i podsłuchiwać".

"Do grupy zagrażającej interesowi państwa zostali zaliczeni przedsiębiorcy, w tym moja osoba, ale również politycy, którzy nie byli zachwyceni ideą dopłat. I tak, Mariusz Kamiński bazując na irracjonalnych przesłankach rozpętał tzw. aferę hazardową, która zaowocowała tragediami ludzkimi, dymisjami, a mnie osobiście, w ekstremalnie trudnym okresie choroby, przyniosła dodatkowe stresy" - podkreślił Kosek.

Kapica - zauważył biznesmen - przejął pomysł poszerzenia katalogu gier objętych dopłatami od poprzedników, "stał się jego gorącym wyznawcą i forsował jego wprowadzenie, głuchy na wszystkie uwagi krytyczne".

Kosek zaznaczył, że według jego wiedzy dopłaty nie są stosowane nigdzie na świecie i to powinno - jak powiedział - zapalić czerwone światło. Podkreślił, że w krajach o dużej tradycji hazardu taki podatek nie występuje, a wprowadzenie dopłat byłoby nie tylko trudne technicznie, ale miałoby negatywne skutki dla wszystkich zainteresowanych.

Dopłaty zakończyłyby się katastrofą

Eksperyment z wprowadzeniem dopłat do gier skończyłby się katastrofą dla branży hazardowej i dodatkowym uszczerbkiem dla budżetu państwa - mówił Jan Kosek.

Omawiając trudności techniczne z wprowadzeniem dopłat Kosek powiedział, że wymagałoby to przeprogramowania ponad 50 tys. automatów. Biznesmen podkreślił, że nie jest w stanie nawet oszacować kosztów takiej operacji. Tłumaczył, że później automaty musiałyby przejść ponowną procedurę rejestracji, automaty byłyby wyłączone, a budżet państwa w tym czasie nie otrzymywałby wpływów.

"Żeby określić wysokość dopłat w Totalizatorze Sportowym wystarczy karta papieru, ołówek i kalkulator za 15 zł. Nie potrzeba dokonywać żadnych zmian technicznych" - podkreślił Kosek. "I autobus, i samochód osobowy służy do przewożenia ludzi, ale są to zupełnie inne pojazdy" - zauważył.

"Ewentualne wpływy z dopłat, z pewnością nie 500 mln zł rocznie, nie równoważyłyby topnienia wpływów z regularnych podatków" - uważa Kosek. "Eksperyment skończyłby się katastrofą dla branży i dodatkowym uszczerbkiem dla budżetu. Wtedy postawienie autorom takiego eksperymentu zarzutu stworzenia zagrożenia dla bytu ekonomicznego państwa miałoby realne, a nie wirtualne podstawy" - ocenił biznesmen.

Dodał, że taką argumentację Związek Pracodawców Prowadzących Gry Losowe i Zakłady Wzajemne przekazywał w wielu pismach, w tym w piśmie do przewodniczącego sejmowej komisji finansów publicznych Zbigniewa Chlebowskiego.

Kosek mówił też, że w lipcu 2008 r. wiceminister finansów Jacek Kapica w rozmowie z nim przyznał, że "resort również nie wie, jak pokonać trudności techniczne związane z wprowadzeniem dopłat", ale jest to problem przedsiębiorców, którzy muszą ten przepis wykonywać.

Biznesmen podkreślił, że Związek Pracodawców przewidywał skutki, jakie przyniesie wprowadzenie dopłat już w 2006 r. i wysłał szereg pism do premiera, marszałka Sejmu, przewodniczących klubów parlamentarnych członków komisji finansów publicznych sygnalizując absurd takiego rozwiązania i zagrożenia jakie stwarza. "Tak było i w 2008 r. Niektóre ministerstwa formułowały uwagi do zapisu o dopłatach. Wątpliwości zgłaszało też Rządowe Centrum Legislacyjne, lecz nie były one na tyle mocne, aby osłabić determinację ministerstwa finansów" - powiedział Kosek.

Ustawa niezgodna z konstytucją?

Kosek jest zdania, że przyjęta w listopadzie 2009 roku ustawa hazardowa narusza konstytucję, a także prawo Unii Europejskiej, w tym wymóg notyfikacji przez Komisję Europejską.

Kosek powiedział, że wiceminister finansów Jacek Kapica "przygotował w błyskawicznym tempie projekt ustawy prohibicyjnej", przy czym "dał dowód godnej podziwu dyspozycyjności".

"Wymóg konsultacji społecznych został załatwiony rutynowo. Związek Pracodawców Prowadzących Gry Losowe i Zakłady Wzajemne dostał 24 godziny na ustosunkowanie się do projektu. W podobnym stylu rozprawiono się z problemem notyfikacji w Komisji Europejskiej" - podkreślił Kosek.

Jak zauważył, projekt ustawy hazardowej podzielono na część techniczną i nietechniczną, która w ocenie rządu nie wymagała notyfikacji w Komisji Europejskiej. "Jak donoszą media, Komisja Europejska czeka na wyjaśnienia ze strony polskiego rządu, czemu nie dopełniono obowiązku notyfikacji" - dodał biznesmen.

Przypomniał, że projekt błyskawicznie przeszedł uzgodnienia międzyresortowe, a potem - w ocenie Koska - "przy złamaniu kilku zasad wynikających z konstytucji i reguł prawidłowej legislacji, ekspresowo został przyjęty w parlamencie, a po kilku dniach podpisany przez prezydenta".

"Powstał akt prawny rangi ustawowej w trybie niezgodnym z konstytucją, z prawem unijnym, zawierający treści łamiące przepisy rangi nadrzędnej" - uważa Kosek. Jak zaznaczył, przedsiębiorcy zostali skarceni w sposób niezgodny z prawem.

Według Koska, podwyżka podatków i utrata kolejnych zezwoleń, w wyniku wejścia w życie nowej ustawy, "będzie skutkowała upadkiem firm". Czym zawiniło tysiące pracowników skazanych na utratę miejsc pracy? - pytał biznesmen.

Jego zdaniem, kolejni poszkodowani to organizatorzy imprez sportowych i kluby sportowe, a straci także budżet państwa. "Nikt rozsądny nie wierzy w utrzymanie rocznych wpływów z podatku od hazardu nie wspominając o ich zwiększeniu" - argumentował Kosek.

Wyjazdowe posiedzenie

Piątkowe posiedzenie komisji odbywa się w Krakowie. Kosek poprosił o przeniesienie przesłuchania ze względu na swoją chorobę. Z tego też względu dziennikarze nie będą mogli filmować zeznań, ani nagrywać dźwięku.

Według ustaleń CBA Jan Kosek i inny biznesmen branży hazardowej Ryszard Sobiesiak zabiegali - w trakcie prac nad zmianami w tzw. ustawie hazardowej w latach 2008-2009 - o rezygnację z wprowadzenia dopłat do gier na automatach o niskich wygranych. Według materiałów Biura to właśnie na rzecz tych dwóch biznesmenów mieli lobbować politycy PO Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki. Zarówno Chlebowski, jak i Drzewiecki - zeznając przed komisją - zaprzeczyli temu.

Brał udział w zmowie?

Zbigniew Wassermann (PiS) podkreśla, że Kosek to jeden z ostatnich ważnych bohaterów tzw. afery hazardowej, który staje przed komisją. Ocenia, że Kosek - jako reprezentant władz Związku Pracodawców Prowadzących Gry Losowe i Zakłady Wzajemne - podejmował w trakcie prac nad zmianami w ustawie hazardowej działania formalne, ale też - jak wynika z materiałów CBA - zdecydował się "podjąć działania o charakterze pewnej zmowy".

Szef komisji Mirosław Sekuła (PO) również ocenia, że Kosek to jeden z kluczowych świadków, ale uważa, że przesłuchanie chorego Koska przed komisją nie jest konieczne, bo śledczy dysponują jego zeznaniami w prokuraturze. Sekuła spodziewa się jednak, że zeznania Koska mogą pomóc "w uzyskaniu prawdy o procesie legislacyjnym".

PAP