Logo Polskiego Radia
IAR
migrator migrator 05.02.2010

Jarosław Kaczyński przed komisją hazardową

Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego po wykryciu afery hazardowej nie było także odpowiedniej reakcji ze strony rządu.
Posłuchaj
  • Jaroslaw Kaczynski przed komisja hazardowa2
  • Jaroslaw Kaczynski przed komisja hazardowa3
  • Jaroslaw Kaczynski przed komisja hazardowa4
  • Jaroslaw Kaczynski przed komisja hazardowa1
  • Jaroslaw Kaczynski przed komisja hazardowa6
  • Bartosz Arlukowicz o Jaroslawie Kaczynskim
  • Slawomir Neumann o Jaroslawie Kaczynskim
  • Jaroslaw Kaczynski przed komisja hazardowa5
  • Mariusz Kaminski o Jaroslawie Kaczynskim
  • Zbigniew Wassermann o Jaroslawie Kaczynskim
Czytaj także

Przed komisją śledczą badającą tzw. aferę hazardową stawił się szef PiS, były premier Jarosław Kaczyński. Przywódca największej partii opozycyjnej zrezygnował z prawa do swobodnej wypowiedzi.

Posłowie pytają byłego premiera między innymi o jego udział w pracach nad ustawą o grach losowych. Szef PiS zapewnił, że nigdy nie miał do czynienia z naciskiem lobbystów w tej sprawie. Podkreślił jednak, że lobbing może być zarówno legalny jak i patologiczny, kiedy to politycy są od lobbystów uzależnieni.

"Z tego rodzaju patologiczną sytuacją mieliśmy do czynienia w aferze, która jest przedmiotem prac komisji, w aferze hazardowej rządu Donalda Tuska" - podkreślił prezes PiS.

Prezes PiS przedstawił hipotetyczną sytuację, w której ABW wykrywa zabójców gen. Papały i jednocześnie szef Agencji zostaje zwolniony. Zaznaczył, że wówczas powstaje domysł, że ci, którzy decydują o zwolnieniu szefa ABW, mają jakieś interesy, aby "kryć sprawę".

"Można mówić o aferze Donalda Tuska"

"Tego rodzaju zjawisko wystąpiło w tym wypadku (tzw. afery hazardowej), dlatego można mówić nie tylko o aferze tych panów, których nagrywano, ale także o aferze Donalda Tuska" - podkreślił.

Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego po wykryciu afery hazardowej nie było odpowiedniej reakcji ze strony rządu.

Według prezesa PiS wiele działań, które były podejmowane po wykryciu tzw. afery hazardowej, weryfikuje tezę, że "mamy do czynienia z czymś bardzo poważnym, co sięga najwyższego szczebla władzy".

Jarosław Kaczyński ocenił, że prace nad ustawą hazardową wyglądały zupełnie inaczej za rządów PiS i obecnie. Podkreślił, że w czasie, gdy był premierem, kontaktował się ze spółką skarbu państwa, a w tzw. aferze hazardowej "chodzi o zabiegi podmiotów prywatnych".

Rząd chciał nadrobić opóźnienia

Jarosław Kaczyński wyjaśnił, że pomysł napisania nowej ustawy hazardowej w czasach rządów PiS związany był z potrzebą zapewnienia środków na budowę obiektów sportowych. Były premier podkreślił, że kwestia hazardu była wtórna wobec sprawy zdobycia środków na sport. Polska miała bowiem ubiegać się w przyszłości o organizację olimpiady. Dodał, że jego rząd chciał nadrobić wieloletnie opóźnienia w tej dziedzinie.

''Jarosław Kaczyński przed komisją, źr. east news

Były premier przyznał, że w pracach nad ustawą hazardową brali udział specjaliści z Totalizatora Sportowego. Podkreślił jednak, że ich udział ograniczał się do doradzania.

Prezes PiS mówił, że w pracach nad ustawą hazardową w jego rządzie postępowano zgodnie z procedurami, a Centralne Biuro Antykorupcyjne nie wykryło żadnych nieprawidłowości.

Były premier poinformował, że zaniepokoił się dopiero wtedy kiedy projekt ustawy o hazardzie - napisany w Totalizatorze - trafił do wicepremiera Gosiewskiego poprzez klub parlamentarny.

Były szef rządu powiedział, że we wrześniu 2006 roku rozmawiał z ówczesnym szefem Biura Mariuszem Kamińskim, który zapewnił go, że CBA nie doszukało się ani złamania prawa karnego, ani naruszenia norm moralnych.

Jarosław Kaczyński dodał, że prześledził również drogę, jaką przeszła ustawa w partii i klubie PiS. Najpierw wiceminister finansów Marian Banaś uznał, że ustawa powinna być realizowana drogą klubową i przekazał ją Krzysztofowi Jurgielowi, wiceszefowi klubu PiS do spraw legislacyjnych. Ten przekazał ją Przemysławowi Gosiewskiemu, a ten z kolei zwrócił ją wiceministrowi Banasiowi. Sprawa została zamknięta po tym, jak negatywną opinię wydał Stanisław Kluza najpierw wiceminister, a potem minister finansów w rządzie PiS.

Pytany o to, kto był inicjatorem sprowadzenia wideoloterii na polski rynek Jarosław Kaczyński powiedział, że stosowne zapisy były już w ustawie z 2003 roku, czyli z czasów rządów SLD. Odnosząc się do działania swojego rządu mówił, że odwołano się do przepisów o wideoloteriach, by wzmocnić pozycję Totalizatora Sportowego. Przyznał, że słaba pozycja tej spółki była zdaniem jego partii niedobra dla kraju. Dodał, że PiS chciał monopolu, gdyż Totalizator jest spółką misyjną, która z hazardu i gier losowych finansuje sport, ale przepisy unijne na to nie pozwalały.

Spór w sprawie budowy NCS

Szef PiS tłumaczył, że w trakcie prac nad możliwościami zdobycia środków na sport istniał spór między stanowiskiem postulującym finansowanie tych celów z budżetu zasilonego zyskami z hazardu lub pośrednio - z Totalizatora.

Na jego decyzję o wyborze pierwszego rozwiązania wpłynęły argumenty minister finansów dotyczące konsolidacji finansów publicznych. Zyta Gilowska podkreślała, że rozwiązanie spowoduje decentralizację tych finansów. Do tego dochodziły zastrzeżenia Ministerstwa Sportu, obawy o przejrzystość działania spółki, która zostałaby powołana przez Totalizator Sportowy.

Tłumacząc swoje poparcie dla Totalizatora Sportowego, były premier przypomniał, że ta firma to nie tylko spółka należąca do skarbu państwa. Dodatkowo jest zobowiązana do działalności misyjnej - finansowania sportu. Jarosław Kaczyński przyznał, że w świetle tych faktów był zainteresowany, by to Totalizator miał jak największy udział w runku hazardowym, a co za tym idzie - większe zyski. Przypomniał, że w czasach jego rządów rozpoczęto między innymi program budowy boisk, obecnie realizowany w ramach programu Orlik.

Były premier podkreślił, że Totalizator tracił pozycję na rynku, a jednym z pomysłów jej wzmocnienia były wideoloterie - uderzające w prywatnych konkurentów.

Prezes PiS zeznał, że gdy był premierem, zmienił zdanie ws. budowy NCS przez Totalizator Sportowy pod wpływem argumentacji ówczesnej minister finansów Zyty Gilowskiej. Jak mówił, stało się to w lecie 2007 r.

Były premier zaznaczył, że w sprawie budowy Narodowego Centrum Sportu był w jego rządzie spór. Tłumaczył, że pierwsze stanowisko zakładało finansowanie NCS z budżetu, który miał mieć dodatkowe zyski z hazardu; a według stanowiska drugiego budowę obiektów sportowych miał finansować Totalizator Sportowy z dodatkowych zysków.

Szef PiS podkreślił, że Ministerstwo Finansów opowiadało się za rozwiązaniem przewidującym finansowanie obiektów sportowych z budżetu, a Ministerstwo Skarbu Państwa przychylało się do koncepcji, w której finansowanie miało być z Totalizatora.

Były premier mówił, że w dyskusji na ten temat był początkowo po stronie tych, którzy uważali, że należy to zrobić przez TS, jednak później zmienił zdanie. Wyjaśniał, że stało się to głównie pod wpływem argumentacji przedstawionej mu przez Gilowską.

Relacjonował, że minister finansów przekonała go, że z punktu widzenia konsolidacji finansów publicznych, którą realizował jego rząd, lepiej byłoby, żeby finanse nie były rozproszone, a tak działoby się, gdyby inwestorem NCS był Totalizator. Jarosław Kaczyński zaznaczył, że zdał ponadto sobie sprawę, że TS musiałby w tym celu powołać spółkę-córkę, której rząd nie mógłby kontrolować. Do tego - opowiadał - dochodziła ewolucja stanowiska Ministerstwa Sportu, które zaczęło się obawiać, że poniesie straty związane z takim rozwiązaniem.

"Kiedy to wszystko sobie w pewnym momencie podsumowałem, to doszedłem do wniosku, że trzeba jednak się przychylić do tego, co proponuje pani premier (Gilowska)" - mówił szef PiS.

Jak dodał w tej sprawie znaczenie miało też stanowisko nowej minister sportu Elżbiety Jakubiak. "Doszło do zmiany stanowiska i w związku z tym ta budowa przez Totalizator została zaniechana, wydano odpowiednie decyzje. To było, ile sobie dobrze przypominam, gdzieś w lecie 2007 r." - mówił były premier.

Jarosław Kaczyński przyznał, że na ustawie zyskaliby przede wszystkim Totalizator Sportowy oraz skarb państwa. Były premier zaznaczył, że nie miał świadomości o umowach Totalizatora z podwykonawcami, między innymi z firmą G-Tech, która zyskałaby również na wprowadzonych zmianach. Jarosław Kaczyński zeznał, że o umowie dowiedział się dopiero, gdy afera hazardowa rządu Donalda Tuska wyszła jaw.

"Nie znam nikogo z CBA"

Jarosław Kaczyński zaprzeczył, by utrzymywał kontakty pozasłużbowe z wysokimi funkcjonariuszami CBA. Były premier zapewnił, że ani Mariusz Kamiński, ani wysocy funkcjonariusze CBA nie odwiedzali siedziby partii w czasie, gdy trwały działania służby w sprawie afery hazardowej.

O spotkania z pracownikami CBA pytał poseł Jarosław Urbaniak. Interesowało go, czy szef PiS-u spotykał się z funkcjonariuszami CBA w ostatnim okresie. Jarosław Kaczyński zapewnił, że nie zna osobiście nikogo z wysokich funkcjonariuszy CBA, poza Mariuszem Kamińskim. Zapewnił, że Kamiński od czasu, gdy stanął na czele CBA, nie gościł w siedzibie PiS-u na ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie.

Poseł Urbaniak zakończył serię pytań do byłego premiera zapowiedzią złożenia wniosku o przekazanie komisji audytu z kontroli wewnętrznej w CBA. Poseł oczekuje przede wszystkim informacji z rejestru GPS samochodów służbowych CBA.

''Jarosław Kaczyński przed komisją, źr. east news

"Uwikłany" departament

Posłowie będą pytać byłego premiera między innymi o jego udział w pracach nad ustawą o grach w 2006 i 2007 roku.

Latem 2006 roku prezes Totalizatora Sportowego zgłosił się do wiceministra finansów Mariana Banasia z projektem obniżenia opodatkowania wideoloterii. Projekt nowelizacji trafił do Przemysława Gosiewskiego - ówczesnego szefa komitetu stałego rządu. Wicepremier Gosiewski napisał notatkę, w której departament odpowiedzialny w Ministerstwie Finansów za gry losowe określił, jako "uwikłany". Dlatego projekt Totalizatora miał złożyć w Sejmie Klub PiS a nie rząd.

Jarosław Kaczyński polecił przekazać notatkę do CBA. Jednak jak zeznał przed komisją szef CBA rzekomo "uwikłany" departament już wówczas - pod koniec sierpnia 2006 roku - nie istniał i Biuro nie podjęło żadnych działań.

Była minister finansów Zyta Gilowska przyznała, że to ona rozwiązała departament gier losowych. Zapewniła też, że choć przedstawiciele Totalizatora chcieli obniżyć opodatkowanie wideoloterii to nic nie załatwili. Zmiana ustawy korzystna dla Totalizatora uderzała w interesy właścicieli jednorękich bandytów.

"To element spektaklu politycznego"

Rzecznik Klubu Parlamentarnego PiS Mariusz Kamiński uważa, że wezwanie Jarosława Kaczyńskiego to element spektaklu politycznego, który ma rozmyć fakt, że afera hazardowa dotyczy najważniejszych polityków Platformy.

Poseł PiS z komisji śledczej, Zbigniew Wassermann uważa, że Platforma cały czas manipuluje faktami i próbuje "przykrywać PiS-em" swoje działania. "Jeśli premier Kaczyński przesłał dokumenty Totalizatora do ministra finansów to zbrodnia, jeśli premier Tusk zrobił to samo - nie" - mówi poseł Wassermann. "Jeśli PiS dopuszcza do legalnych zespołów międzyresortowych przedstawiciela państwowej firmy Totalizator to zbrodnia, jeśli za rządów PO ten sam Totalizator napisał dalej idące uwagi do ustawy - w porządku" - dodaje poseł PiS.

Poseł Platformy Obywatelskiej Sławomir Neumann wyjaśnia, że Jarosław Kaczyński został wezwany po to, by powiedział dlaczego podczas swoich rządów tak mocno promował wprowadzenie niskiego podatku od wideoloterii. Zdaniem posła Neumanna z dokumentów wynika, że były premier polecił zespołowi wiceministra Banasia wprowadzenie rozwiązań proponowanych przez Totalizator Sportowy. Ciekawe jest też według Sławomira Neumanna dlaczego potem Jarosław Kaczyński w tej sprawie zmienił zdanie.

Poseł Lewicy Bartosz Arłukowicz zauważa, że w sprawie "tego co robili panowie Chlebowski i Drzewiecki" Platforma postanowiła przesłuchać wszystkich premierów, nic więc dziwnego, że obok Donalda Tuska na liście znaleźli się też Jarosław Kaczyński i Leszek Miller. Według posła Arłukowicza do prezesa PiS jest jednak kilka pytań dotyczących ustawy hazardowej a także losów notatki Przemysława Gosiewskiego o "uwikłanym departamencie".

Kolejny premier, Leszek Miller ma się stawić przed komisją hazardową 9 lutego, w przyszły wtorek.

kg,Informacyjna Agencja Radiowa (IAR),PAP