Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Artur Jaryczewski 03.02.2011

Huragan Yasi spustoszył północno-wschodnie wybrzeże Australii

Zniszczenia na dużą skalę, choć w stosunkowo niewielkim regionie i kilka zaginionych osób. Takie są skutki przejścia cyklonu Yasi nad australijskim stanem Queensland.

Tak jak przewidywali meteorolodzy, huragan Yasi wdarł się do Australii z ogromną prędkością, w porywach sięgającą nawet 300 km/h.

W nadmorskich miejscowościach Tully, Mission Beach i Cardwell zniszczone są setki domów. Zdaniem władz, uszkodzonych jest 90 procent budynków. Nadal brak doniesień o ofiarach śmiertelnych czy osobach ciężko rannych. Dwie osoby oficjalnie uznano za zaginione.

Eksperci podkreślają jednak, że na razie ratownicy nie dotarli do wszystkich miejscowości.

Dobę po uderzeniu cyklonu co najmniej 180 tysięcy domów jest bez prądu. Ludzie sprzątają swoje podwórka i ulice, służby porządkowe ciężkimi maszynami usuwają gruz i powalone drzewa.

Premier Queensland Anna Bligh stwierdziła, że mogło być znacznie gorzej, ponieważ Yasi po wejściu na australijski ląd wyraźnie stracił impet i otrzymał drugą kategorie w pięcio stopniowej skali huraganów.

Meteorolodzy ostrzegają jednak, że Yasi, choć słabszy, nadal będzie bardzo groźny. Wiatr będzie wiał z prędkością do 125 km/h i będą towarzyszyć mu burze i obfite opady, powodujące powodzie.

aj