Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Agnieszka Kamińska 28.12.2011

Bitwa o Unię dopiero się zaczęła

- Nie należy się łudzić. Dopóki nie znajdziemy się w strefie euro mamy niewielkie szanse, żeby współdecydować w Unii Europejskiej - mówi w rozmowie z portalem polskieradio.pl Bartłomiej Nowak (Centrum Stosunków Międzynarodowych).
Bitwa o Unię dopiero się zaczęłafot. Flickr/consilium.eu
Posłuchaj
  • Rozmowa z Bartkiem Nowakiem, dyrektorem wykonawczym Centrum Stosunków Międzynarodowych
Czytaj także

Czy głos w UE dostaną tylko państwa strefy euro, czy też Polsce uda się przebić ze swoim stanowiskiem? – Szczyt brukselski niczego nie rozstrzygnął, negocjacje dopiero się rozpoczęły – podkreśla Bartłomiej Nowak, dyrektor wykonawczy Centrum Stosunków Międzynarodowych.

Polską prezydencję, uznaną powszechnie za sprawną i udaną, przesłonił kryzys w Unii Europejskiej. Unia poszukuje obecnie wyjścia z kryzysu, a przy okazji we Wspólnocie ustala się nowy układ sił. - Główny bój w Unii toczy się obecnie o to, czy państwa strefy euro będą współdecydowały razem z tymi, którzy chcą kiedyś przystąpić do euro - uważa analityk Centrum Stosunków Międzynarodowych. Zaznacza, że tej rozgrywki w żaden sposób nie kończy porozumienie zawarte na szczycie 8-9 grudnia w Brukseli. Jak podkreśla ekspert, to porozumienie jest dopiero materiałem dla prawników – niewiele z niego wynika, więc negocjacje dopiero nabiorą rozpędu. - Otwarte jest pytanie, dokąd zmierzamy – uważa analityk. Zaznacza, że umowa z Brukseli nie daje nam prawa głosu, jeżeli chodzi o losy strefy euro. Jednocześnie ekspert zauważa, że porozumienie zawarte na szczycie, który miał być ostatnim kołem ratunkowym Unii, nie przynosi przekonującego rozwiązania, jak wyjść z kryzysu.

Polska będzie się domagała prawa głosu w negocjacjach o przyszłości Unii Europejskiej – ale jak to się skończy, według analityka przewidzieć nie można.

/
źr. consilium.europa.eu

Bartłomiej Nowak jest za to w zupełności pewny, że strefa euro się nie rozpadnie, nie opuszczą jej również pojedyncze państwa, bo to pogłębiłoby kryzys. – To nikomu by się nie opłacało – stwierdził.

Analityk CSM podkreśla, że Polska musi przystąpić do strefy euro „w rozsądnym terminie”. Do tego czasu Polska nie znajdzie się w gronie pełnoprawnych decydentów – uważa analityk. Dodaje, że obecnie decyzje w Unii podejmują państwa członkowskie, a nie instytucje europejskie.

źr.
źr. consilium.europa.eu

/

źr. Komisja Europejska

---------------------------------------------------------------------------

Przeczytaj zapis wywiadu:

Polskieradio.pl: Jak ocenia pan bilans polskiej prezydencji?

Bartłomiej Nowak, dyrektor wykonawczy Centrum Stosunków Międzynarodowych: Bilans polskiej prezydencji jest bardzo pozytywny. Była to prezydencja bardzo sprawna administracyjnie, udało się wiele rzeczy przeprowadzić.

Największym sukcesem jest tak zwany sześciopak, czyli zestaw regulacji mających na celu wzmocnienie strefy euro i zarządzania gospodarczego.

Udało się prawie doprowadzić do końca dyrektywę patentową. To duży sukces. Po stronie minusów należy umieścić szczyt Partnerstwa Wschodniego i to, że sprawa Ukrainy i Białorusi nie poszła tak, jak sobie wyobrażaliśmy. Ogólnie prezydencja wypadła bardzo dobrze, ale była sprawowana w warunkach kryzysu strefy euro, który niestety przesłonił wszystko. Tak naprawdę to zdeterminowało, gdzie jesteśmy dzisiaj w Unii Europejskiej. Ostatni szczyt brukselski (8-9 grudnia) po prostu oznacza, że Unia po prostu w pewien sposób się rozchodzi i to jest to ryzyko, które niestety wystąpiło na końcu polskiej prezydencji.

Teraz w Unii równolegle z poszukiwaniami wyjścia z kryzysu toczą się boje o kompetencje - zarówno rozgrywki pomiędzy państwami członkowskimi Unii, jak i między instytucjami. Czy można to pole bitwy zarysować?

Powiedziałbym, że dziś główny bój toczy się o to, czy państwa strefy euro będą współdecydowały razem z tymi, którzy chcą kiedyś przystąpić do euro. To nowe porozumienie, które przedstawił Herman van Rompuy w zasadzie dla Polski może być obojętne, to znaczy: czy ona przystępuje do niego, czy nie. Przystąpienie może być symboliczne, ale do niczego de facto nie zobowiązuje. Niczego nie wymaga od nas niczego ani też nie daje nam prawa głosu, jeżeli chodzi o losy strefy euro. To jest taki podstawowy podział. Musimy też zdawać sobie sprawę, że nie wiemy do końca, czym jest to porozumienie, czy to wzmocniona współpraca, czy to będzie jakiś wzmocniony traktat międzyrządowy. To jasno z niego nie wynika. Więc prawnicy będą mieli masę roboty. Jest ono co to dużo mówić, bardzo kontrowersyjne, więc tak naprawdę dopiero negocjacje będą się rozpoczynały.

źr.
źr. consilium.europa.eu

Mówiło się tak, że to jest duży sukces, że udało się dołączyć do grupy euro plus.

Moim zdaniem to porozumienie nie wychodzi w żaden poważny sposób poza to, co można było osiągnąć bez niego. Dlatego, że to jest de facto wzmocniona współpraca na bazie tego sześciopaku, który wynegocjowała polska prezydencja i na bazie porozumienia "euro plus". Więc naprawdę otwarte jest pytanie, dokąd zmierzamy. To porozumienie nie mówi o unii fiskalnej. Służy lepszemu kontrolowaniu budżetów. Wprowadza może większy automatyzm sankcji, ale też do pewnego stopnia, bo nie wyobrażam sobie, żeby na przykład Belgia występowała przeciwko Niemcom i pozywała Niemcy do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości o to, że przekraczają wskaźniki budżetowe. To jest po prostu nie do wyobrażenia. Zatem to jest wszystko sprawa otwarta, kontrowersyjna i na pewno będzie się toczyć. Pytanie, czy to będzie w ramach Unii Europejskiej, czyli wzmocniona współpraca, czy też poza nią? Pytanie, ile państw będzie przynależeć? Bo co będzie, jeśli niektóre państwa strefy euro nie ratyfikują tego porozumienia, jak Irlandia czy Słowacja? Nie da się mieć strefy euro z jednymi zapisami i z innymi. A jednocześnie nie da się też wyrzucić tych państw ze strefy euro. A zatem to porozumienie tworzy po prostu mnóstwo komplikacji, które za chwilę trzeba będzie rozwiązywać.

źr.
źr. Komisja Europejska

To jest projekt, który będzie dopiero negocjowany... Przez nas również?

Przez nas też będzie negocjowany. Polska będzie się domagała oczywiście, żeby być przy jednym stole, jeśli chodzi o dalsze losy strefy euro. Jak to się potoczy - szczerze mówiąc, nie mam pojęcia.

Powiem tylko tyle, że to nie jest projekt, który rozwiązuje dzisiaj problemy strefy euro Unii Europejskiej. Dlatego, że nie było żadnego porozumienia w zasadzie co do pomocy finansowej państwom, które są głównym problemem i które są na skraju wypłacalności. Zatem tutaj kluczowe jest pytanie o rolę Europejskiego Banku Centralnego, co do której nie ma zgody między Niemcami a Francją. W wielu obszarach to porozumienie między Niemcami a Francją jest tylko pozorne. To chyba raczej Francja pcha w tym kierunku, ale Niemcy mają chyba raczej inną wizję polityki gospodarczej. Te podziały więc istnieją i będą miały swoje mocne reperkusje przekładające się na kolejne postanowienia.

Pojawiła się taka opinia, że te próby ratowania z kryzysu jednocześnie też służą przemodelowaniu Unii. Czy to jest rzeczywiście tak, że Francja i Niemcy mają inną wizję Unii, że Wielka Brytania z powodów politycznych została wypchnięta na margines. Jak to wygląda?

Chyba Francja ma inną wizję Unii, bo chciałaby Unię ograniczyć do niewielkiej liczby państw. I to jest wizja francuska. Niemcy raczej chcą budować Unię w sposób bardziej wspólnotowy. Jest świadomość dzisiaj, że Unia Europejska musi być oparta o strefę euro i pogłębioną strefę euro, że dzisiaj integracja monetarna, walutowa w czasach kryzysu jest kluczem do wszystkich procesów integracji. To jest coś, czego musimy mieć świadomość. Polskim celem powinno być przystąpienie w rozsądnym terminie do strefy euro. Nie jest to wcale takie łatwe.

Musimy być dwa lata w wężu walutowym w czasie kryzysu i chwiejnych rynków posiadanie stabilnej waluty przez dwa lata jest bardzo ryzykowne, nie wiem czy do wykonania w ogóle. Zatem dla Polski to również stwarza ogromne wyzwania.

/

źr. ec.europa.eu

Czyli - nikłe są możliwości, że strefa euro się rozpadnie? Takie opinie można usłyszeć od ministrów, nie mówiąc już o zapowiedziach wojny.

Nikomu nie jest na rękę rozpad strefy euro. Uważam, że to jest taki moment, w którym jednak wszyscy będą się przed tym powstrzymywali. Bo wszyscy wiedzą, jakimi konsekwencjami to grozi. Tak naprawdę na rozpadzie strefy euro wszyscy tracą. Nikt nie zyska.

A może strefę euro mogliby opuścić poszczególni członkowie, na przykład Grecja?

Powstaje pytanie, co znaczy Grecja poza strefą euro? Nikt nie pożyczy Grecji pieniędzy na spłatę zobowiązań. Wiarygodność Grecji poza strefą euro jest po prostu minimalna. Już dzisiaj jest bardzo niska. Kto pomoże wtedy Grecji? Nikomu się to nie opłaca. Grecja i południowe państwa strefy euro - ogłoszenie ich niewypłacalności wywoła po prostu rozprzestrzenienie się kryzysu, więc to się nikomu nie opłaca. Jestem spokojny, ale musimy postępować bardzo rozważnie i odważnie.

Jak pan ocenia, czy Polska może w tej grze o ratowanie Unii Europejskiej, w walce o budowanie swojej pozycji - może raczej wygrać, czy raczej stracić?

To nie jest kwestia wygrania czy stracenia. To jest w naszym interesie politycznym, ekonomicznym, żeby dzisiaj być w centrum decydowania o sprawach europejskich. To jest nasz interes i powinniśmy walczyć o to, żeby być w centrum, ale tego nie zrobimy bez przystąpienia do strefy euro.

Więc musimy zarówno zrobić robotę u siebie w domu, jak i walczyć na forum Unii Europejskiej.

O to właśnie chciałam zapytać, o tę szansę, żeby Polska stała się decydentem.

Tak jak powiedziałem - póki nie będziemy w strefie euro, to niewielkie.

Na razie nie będziemy. Nie będziemy więc wiele do powiedzenia?

Będziemy próbowali mieć coś do powiedzenia. Szanse na to są niewielkie. To pokazała też polska prezydencja. Minister Jacek Rostowski został wyproszony. Tu nie należy się łudzić. Tak samo Wielka Brytania - kraj znacznie bardziej wpływowy od Polski. Wielka Brytania nie będąc w strefie euro próbowała doradzać wszystkim krajom strefy euro, co robić. No i jaki jest rezultat dzisiaj.

Może uratują nas instytucje europejskie, które mają też swoje ambicje? Komisja Europejska?

W dobie kryzysu dzisiaj ratować może Europejski Bank Centralny, te państwa, które są w kłopocie. Instytucje tylko działają tak, na ile pozwalają im państwa. Dzisiaj podstawowe decyzje zależą od państw Unii Europejskiej. Instytucje, czy Komisja Europejska, działa z nadania państw, w takim sensie, że ona realizuje to co ustanowi Rada, czyli państwa, nie co innego. Przekłada to na prawo unijne. Tutaj instytucje same w sobie nie będą ratunkiem. To muszą być odważne decyzje polityczne co do konkretnych spraw. Rola Europejskiego Banku Centralnego, jak się zachować w kryzysie, to wszystko państwa.

Komisja Europejska może pomóc nam w znalezieniu miejsca przy stole decydentów?

Komisja Europejska będzie na pewno nam sprzyjała w obronie zasady solidarności i tego, żeby integracja odbywała się w sposób spójny i dotyczyła wszystkich krajów. I to jest aż tyle i tylko tyle.

Rozmawiała Agnieszka Kamińska, portal polskieradio.pl