Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Agnieszka Kamińska 07.04.2012

Polski towar eksportowy: demokracja

Polska inicjatywa, Europejski Fundusz na rzecz Demokracji będzie wspierać przemiany w innych krajach. Ma działać szybko i dyskretnie, nie narażając opozycji na represje. Unia nie miała do tej pory takiego narzędzia.
Gdańsk 11.07.1989. Wizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej Georgea Busha w Polsce. Powitanie przed Stocznią GdańskąGdańsk 11.07.1989. Wizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej George'a Busha w Polsce. Powitanie przed Stocznią Gdańską PAP/Ireneusz Sobieszczuk

Europejski Fundusz na rzecz Demokracji ma być pomocą dla społeczeństw w krajach niedemokratycznych i działaczy, którzy walczą o wolność, tak jak kiedyś polska opozycja w czasach PRL. Z założenia ma być elastyczniejszy niż dostępne unijne instrumenty, wspierające demokrację. Pomoc nie zawsze musi być pokaźna, ważne jest, żeby represjonowane osoby mogły otrzymać ją szybko, w odpowiednim momencie. – Obecnie przyznanie grantu może trwać rok – mówi portalowi polskieradio.pl eurodeputowany Andrzej Grzyb, który pracował nad raportem Parlamentu Europejskiego w sprawie funduszu.

Jak zaznacza, potrzeby są czasami niewielkie, ale pilne – na przykład pomoc dla osoby, której zasądzono grzywnę, wyrzucono ją z pracy lub ze studiów, zabrano majątek, która nie ma środków na to, by przyjechać do Brukseli i opowiedzieć o sytuacji w swoim kraju. Z drugiej strony organizacje społeczne potrzebują środków na codzienne funkcjonowanie – środków łączności, telefonów. Również Solidarność otrzymywała wsparcie z zewnątrz – choćby pomoc techniczną, środki na maszyny drukarskie.

Z drugiej strony działacze demokratyczni w niektórych reżimach narażeni są na represje w związku ze wsparciem z Zachodu – stąd fundusz nie zawsze będzie ujawniał, komu udzielił potrzebnej pomocy.

Pod koniec marca Parlament Europejski przyjął zalecenia dla Rady w sprawie tego funduszu, teraz nad ramami prawnymi pracuje grupa robocza pod kierunkiem Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych. W ocenie Andrzeja Grzyba prace powinny zakończyć się do końca duńskiej prezydencji, to jest do końca czerwca, tak żeby fundusz mógł zacząć działać jak najszybciej.

Z inicjatywą Europejskiego Funduszu na Rzecz Demokracji wyszedł polski minister spraw zagranicznych i ten pomysł udało się zaszczepić Unii Europejskiej. Eurodeputowany Grzyb przypomina, że właśnie walka o wolność i demokrację to doświadczenie, którym Polska chciała się dzielić z innymi krajami. Unia nie od razu powitała projekt funduszu z entuzjazmem. Jednak unijni politycy zdali sobie sprawę, że nie mają odpowiednich instrumentów, by wesprzeć społeczeństwo w czasie takich wydarzeń jak wiosna arabska, nie wiedzą, jak skutecznie pomóc represjonowanym działaczom na Białorusi. Stąd też z biegiem czasu przyjęto jako jedno z rozwiązań polską inicjatywę

Fundusz ma pomagać nie tylko krajom, które są przed transformacją, ale również tym, które przez nią przechodzą. Eurodeputowany zauważa, że bardzo trudno jest budować demokrację w kraju, w którym nie było nawet zalążków partii politycznych, to na przykład przypadek Libii.

Strajk
Strajk w 1980 roku, fot. solidarity.gov.pl

Przeczytaj wywiad z deputowanym Parlamentu Europejskiego Andrzejem Grzybem

Polskieradio.pl: Jak pojawił się pomysł na stworzenie Europejskiego Funduszu na rzecz Demokracji?

Eurodeputowany Andrzej Grzyb: Wiosna arabska pokazała, że Unia Europejska była nieprzygotowana na taki scenariusz wydarzeń. Przedtem było tak, że utrzymywano kontakt z tzw. stabilnymi państwami. Egipt był przykładem takiego państwa – gwarantował względny spokój na Bliskim Wschodzie, określone relacje z Izraelem. Libia była trzymana twardą ręką Muammara Kaddafiego. Egipt, Libia, Tunezja – wszystko to nagle zmienia się po tym, gdy młody Tunezyjczyk podpala się, bo nie widzi perspektyw swojego rozwoju. To wywołuje skalę niespotykanych reakcji społecznych. Okazuje się, że Unia nie jest przygotowana na taki scenariusz wydarzeń.

Podobnie nie byliśmy przygotowani do tego, jak reagować na Białorusi. Chodziło o to, by mieć instrument, który w krajach wchodzących w proces transformacji politycznej stymuluje budowę demokracji, jeszcze wcześniej, zanim zmiany się zaczną.

W Polsce w roku 1989 była duża grupa ludzi reprezentujących opozycję, która mogła przejąć odpowiedzialność i tworzyć rząd.

W Polsce była Solidarność, organizowana przez różnego rodzaju inicjatywy obywatelskie, ale też wspierana z zagranicy, w tym przez Amerykański Fundusz na rzecz Demokracji. Dzięki temu w roku 1989 była duża grupa ludzi reprezentujących opozycję, która mogła przejąć odpowiedzialność i tworzyć rząd. Rząd był wprawdzie z udziałem wszystkich sił politycznych, ale taka jest istota transformacji. Jeśli ma przebiegać pokojowo, musi uwzględniać wszystkie warunki.

Wiosna arabska to był sygnał, który pokazał, że Unia powinna dokonać zmiany w procesie wspierania procesów demokratycznych w świecie. Nie chodzi o stabilne rządy – a rządy prawa, demokratyczne, przestrzeganie praw człowieka, demokratyzację, tam gdzie jej brak. Znalazło to odzwierciedlenie w grudniowym raporcie europosłanki Véronique De Keyser na temat polityki zewnętrznej UE na rzecz demokratyzacji.

Gdy Polska przygotowywała się do prezydencji, zastanawialiśmy się w różnych gronach, co powinno być typowym polskim produktem, co powinniśmy zaoferować, zważywszy na historyczne doświadczenia i pokojowy proces transformacji, budowy państwa demokratycznego i państwa, które wychodziło z systemu demokratycznego.

Pomysł Europejskiego Funduszu na rzecz Demokracji, który został zasygnalizowany przez ministra Radosława Sikorskiego na początku 2011 roku trafił również dzięki wiośnie arabskiej na bardzo podatny grunt. Pierwszą prezentację przeprowadził wiceminister Krzysztof Stanowski na posiedzeniu komisji zagranicznej, ale w tym samym czasie był już raport Véronique De Keyser. Wiedząc o tej inicjatywie przygotowałem poprawkę do tego raportu, w którym ostatecznie zawarto fragment o tym, że PE wita z zadowoleniem inicjatywę Europejskiego Funduszu na rzecz Demokracji.

Nie było tak, że od początku wszyscy odnosili się do tego pomysłu entuzjastycznie. Entuzjastycznie odnosili się Polacy, wiedząc, że takie wsparcie pomogło polskim zmianom demokratycznym, bo amerykański fundusz na rzecz demokracji bardzo pomagał w różnych formach ówczesnym działaczom opozycji,

Udało się ten projekt zaszczepić. Chciałam zapytać, jaką przybierze formę organizacyjną, skąd wezmą się na niego środki i komu będzie pomagał.

Cechą tego funduszu ma być szybkość działania. Ma to być instrument lekki, niezbiurokratyzowany, w którym decyzje podejmuje się z tygodnia na tydzień. Istnieje bowiem na przykład Europejski instrument na rzecz demokracji i praw człowieka (EIDHR), ale tutaj przyznanie grantu to proces trwający rok, czasem dłużej. Gdybyśmy chcieli wesprzeć opozycję, relegowanych studentów, ludzi, którzy stracili pracę – potrzebny byłby właśnie fundusz, który reaguje szybko.

Europejski Fundusz na rzecz Demokracji ma przyjąć formę fundacji, fundatorami mają być państwa członkowskie, w tym Polska, a także budżet Unii Europejskiej, czy UE jako podmiot prawa międzynarodowego. Również zaproszone byłyby kraje Europejskiego Obszaru Gospodarczego, Norwegia, Islandia. Jeśli zgodzi się12 państw członkowskich i UE, to wtedy można rozpocząć jego funkcjonowanie. Nie będzie integralną częścią budżetu UE, ten dołoży swoją część, prawdopodobnie połowę. Fundusz nie ma działać na własną rękę, nie ma inicjować określonych działań, ma tylko wspierać donacjami finansowymi tworzące się inicjatywy polityczne, politycznych aktorów, organizacje pozarządowe. Beneficjentami mogłyby być fundacje polityczne, wspominam tu na przykład fundacje niemieckie.

To nie zaburza funkcjonowania dotychczasowych funduszy, nie jest przeciw fundacjom partii politycznych, takich jak Fundacja Adenauera, Eberta czy Neumanna. Fundusz ma działać przed okresem zmian, w trakcie tych zmian, ale również po zmianach. Okazuje się, że proces budowy demokratycznych państw nie jest prosty ani łatwy. Widzimy choćby problemy w Libii po rewolucji.

Krewni
Krewni strajkujących w Stoczni Gdańskiej, fot. solidarity.gov.pl/B. Nieznalski, Karta

Jeśli chodzi o budżet, to byłby przypisany do któregoś z instrumentów?

Kwota byłaby zapisana wprost w formie dotacji w budżecie Unii Europejskiej. Jak to technicznie zostanie zapisane, jeszcze nie jesteśmy do końca przekonani. Chcemy, aby to nie była forma nadmiernie przeciążona regulacjami, co jest grzechem EIDHR lub też instrumentu na rzecz polityki sąsiedztwa.

Często ograniczeniem jest to, że nie ma za co kupić biletu do Brukseli, by wystąpić na konferencji. Czasami ktoś jest ukarany grzywną za swoją działalność, albo konfiskatą mienia. Studenci bywają wyrzucani z uczelni. Znamy te sytuacje z przeszłości. Bo jak najłatwiej kogoś odwieść od działalności publicznej – nie tyle uderzyć w niego, co w rodzinę.

Jaką kwotą dysponowałby fundusz?

Mówiono wstępnie o 100 mln euro, po 50 mln od Unii Europejskiej i od państw członkowskich. To byłby dobry początek.

Kto będzie decydował o przydziale środków?

Będzie zarząd funduszu i rada nadzorcza. W radzie będą również przedstawiciele parlamentu, wszystkich sił politycznych PE, by nie było jednostronności. Chcielibyśmy, by kierować pomoc w pierwszym rzędzie do krajów sąsiedzkich UE, więc mówimy o sąsiadach z Partnerstwa Wschodniego i z basenu Morza Śródziemnego. Nie wykluczamy, że ten instrument mógłby wesprzeć takie procesy, jakie obecnie mają miejsce w Birmie.

Lista osób, którym będą przyznane te granty, nie będzie ujawniona?

Casus Alesia Bialackiego jest wielce pouczający. Kiedy został zamknięty? Akurat po tym, gdy przedstawił w Parlamencie Europejskim informację o tym, co się dzieje na Białorusi. To każe być ostrożnym. Jeśli chodzi o organizacje, które działają legalnie – to dlaczego ma to być dyskrecjonalnym, to będzie jawne. Natomiast jeśli chodzi o osoby, wobec których możliwe są represje ze strony takiego lub innego reżimu, to w sposób należałoby uznać, że powinno to być zachowane in pectore, a nie objawione całemu światu. Chyba wszyscy się zgadzają co do takiego modelu postępowania. Przy tym wszystkim ten fundusz będzie podlegał konkretnym regułom sprawdzającym, w szczególności ze strony instytucji europejskich.

Teraz PE nadał mandat negocjatorowi, projekt jest opracowywany wspólnie przez trzy instytucje europejskie: parlament, radę i komisję. Czy jest szansa, że projekt rzeczywiście stanie się ciałem?

W komitecie reprezentantów (COREPER) w grudniu zgodnie stwierdzono, że tworzymy fundusz w formie fundacji, z dwoma źródłami finansowania, to jest państwa członkowskie i Unia Europejska. Wizja tego projektu nabrała barw. Finalizuje się obecnie prawną stronę funkcjonowania tego funduszu.

Myślę, że w okresie prezydencji duńskiej powinny zakończyć się prace związane z przygotowaniem tego dokumentu, którym będzie umowa międzynarodowa o powołaniu tejże fundacji, a stronami będą te państwa, które zechcą przystąpić. Te, które nie przystąpią będą miały zawsze otwartą drogę.

Polska demokracja wiele zawdzięcza podobny funduszom. Potrzebne były przecież maszyny drukarskie, środki łączności.

Zakładana wysokość funduszu to 100 ml euro?

To jest dyskutowane. Kiedy zakładano fundusz, pytano autorów pomysłu, jak sobie wyobrażają wysokość kwot, którymi będzie dysponował, czy fundusz nie zabierze środków tym, które już istnieją i dysponują o wiele większymi kwotami. Proponowaliśmy w raporcie o sytuacji praw człowieka w świecie, aby niewykorzystane fundusze na rzecz polityki sąsiedztwa stanowiły zaczątek. I tu zdaje się, opinia jest pozytywna.

W państwie demokratycznym wszystko można uczynić przedmiotem debaty publicznej. Natomiast jeśli opozycja działa półlegalnie lub nielegalnie, to wobec takich osób nie można stosować takich samych metod wsparcia co wobec innych organizacji

Czy to będzie wystarczająca kwota?

Mamy swoje doświadczenia tutaj w Brukseli. Często ograniczeniem jest to, że nie ma za co kupić biletu do Brukseli, by wystąpić na konferencji. Czasami ktoś jest ukarany grzywną za swoją działalność, albo konfiskatą mienia. Studenci bywają wyrzucani z uczelni. Znamy te sytuacje z przeszłości. Bo jak najłatwiej kogoś odwieść od działalności publicznej – nie tyle uderzyć w niego, co w rodzinę. Jeżeli rodzina traci mieszkanie i nie ma czego włożyć do garnka, inne problemy schodzą na dalszy plan.

To ma być pomoc w nagłych przypadkach?

Ta pomoc ma być udzielana zanim rozpoczną się zmiany, i potem kiedy już te zmiany się rozpoczęły. Okazuje się na przykład, że nie da się zbudować porządnego systemu politycznego, w kraju, który nie wie, jak funkcjonują partie polityczne.

Czy są jakieś zagrożenia związane z tym funduszem?

W państwie demokratycznym wszystko można uczynić przedmiotem debaty publicznej. Natomiast jeśli opozycja działa półlegalnie lub nielegalnie, to wobec takich osób nie można stosować takich samych metod wsparcia co wobec innych organizacji. Mamy wiele przykładów, że partie polityczne nie są rejestrowane. Dlaczego? Ciągle znajduje się rzekome uchybienia formalne, których na przykład spełnić nie można.

Należy dodać, że po Traktacie Lizbońskim ma nastąpić pełna integracja między różnymi politykami UE a prawami człowieka i procesami demokratyzacji między Unią Europejską, w odniesieniu do partnerów którzy mają uprzywilejowane relacje ze Wspólnotą.

agkm