Logo Polskiego Radia
PAP
Tomasz Jaremczak 02.10.2012

"Ksiądz B". Polski ślad w watykańskim skandalu

Tożsamość spowiednika papieskiego kamerdynera Paolo Gabriele, sądzonego w Watykanie za kradzież dokumentów to największa teraz zagadka skandalu z wyciekiem poufnych dokumentów.

Jego wątek pojawił się, gdy ujawniono fragmenty zeznań, złożonych przez niewiernego kamerdynera, postawionego przed watykańskim wymiarem sprawiedliwości. To właśnie w nich Paolo Gabriele mówił o tajemniczym "księdzu B", który na jego prośbę przechowywał kopie tajnych dokumentów, wyniesionych zza Spiżowej Bramy, a następnie je spalił.
Przed wtorkową, drugą rozprawą w procesie przed sądem w Watykanie, włoska prasa zwraca uwagę, że żadnego księdza nie ma na liście powołanych świadków. Obserwatorzy przypuszczają, że być może nazwisko to nie zostanie ujawnione w trakcie całego postępowania. To by zaś znaczyło, że cały ten wątek, dotyczący - jak wszystko na to wskazuje - osoby pełniącej szczególnie ważną rolę w tej sprawie, pozostanie tajemnicą.

Włoskie media, poszukujące "księdza B", wskazują dwie hipotezy. Jedna z nich mówi, że chodzi o naczelnika wydziału w Sekretariacie Stanu Stolicy Apostolskiej. Według drugiej jest nim polski ksiądz z rzymskiego kościoła Santo Spirito in Sassia, ośrodka kultu świętej Faustyny Kowalskiej w Wiecznym Mieście. Ksiądz ten, został jakiś czas temu "oddalony" z tego kościoła, do którego często chodził Gabriele jako żarliwy czciciel polskiej świętej.
Paolo Gabriele miał powiedzieć przesłuchującemu go promotorowi sprawiedliwości, czyli odpowiednikowi prokuratora, że skopiował wszystkie tajne dokumenty, jakie przekazał włoskiemu dziennikarzowi Gianluigiemu Nuzziemu, autorowi wydanej później książki "Jego Świątobliwość". A następnie dał swojemu ojcu duchowemu, który w zeznaniach figuruje właśnie jako "ksiądz B".
Z dokumentów śledztwa wynika, że 28 czerwca ksiądz ten został przesłuchany jako świadek przez watykański wymiar sprawiedliwości. W zeznaniach potwierdził, że w lutym i marcu dostał od Gabriele "serię dokumentów, przechowywanych w pudle z herbem papieskim".
Miał wyjaśnić, że nie znał zawartości skrzyni. Powiedział tylko, że są to "bardzo ważne dokumenty, dotyczące Stolicy Apostolskiej". Przechowywał je przez kilka dni, a następnie spalił.
Duchowny, cytowany w zapisie zeznań, stwierdził: "Wiedziałem, że są one owocem nielegalnej, nieuczciwej działalności i obawiałem się, że mogą one zostać również wykorzystane w sposób nielegalny i nieuczciwy". Poinformował też, że nie zamierzał nikogo zawiadamiać o kradzieży dokumentów zasłaniając się tajemnicą spowiedzi.

Zobacz galerię: Dzień na zdjęciach >>>

Z kolei Paolo Gabriele zeznał, że gdy znalazł się w maju w kręgu podejrzeń jako sprawca kradzieży dokumentów zaprzeczał, jakoby był za to odpowiedzialny kierując się wskazówkami swego kierownika duchowego, który poradził mu, by poczekał na rozwój wydarzeń. Poza tym ksiądz sugerował kamerdynerowi, by przyznał się tylko wtedy, gdyby zapytał go o to sam papież.

tj