Logo Polskiego Radia
IAR
Szymon Gebert 01.12.2012

Światowy Dzień Walki z AIDS: w Chinach to wciąż tabu

Dyskryminacja osób z HIV jest tak duża, że wspominają o niej nawet oficjalne media. Obraz życia nosicieli opisywany w kontrolowanych przez władze mediach znacznie odbiega jednak od rzeczywistości.
Wirus HIV-1 (kolor zielony) atakujący limfocytWirus HIV-1 (kolor zielony) atakujący limfocytWikipedia/CC/CDC

Ma Gui Hong nie mogła dłużej patrzeć na ludzi, którzy nie mieli tyle siły co ona sama. A potrzebujących, którym odmawiano pomocy było wielu. - Kobiety z zaawansowaną gruźlicą nie chciał przyjąć żaden z publicznych szpitali. Gdziekolwiek nie poszła, odmawiano jej, bo była zarażona HIV. W końcu w kolejnym szpitalu ukryła informację o zakażeniu i dopiero wówczas zajęto się nią - opowiada.

Dziesiątki tego typu historii może opowiedzieć każdy, kto w Chinach zajmuje się pomocą osobom zakażonym HIV i chorym na AIDS. Ma Gui Hong pochodzi z prowincji Henan, która w połowie lat dziewięćdziesiątych była źródłem krwi dla całych Chin. - Oboje wraz z mężem zaraziliśmy się wirusem HIV sprzedając krew. To dla wielu było wówczas źródłem utrzymania – dodaje Ma.

Po pobraniu krwi, odsączano z niej osocze. Pozostałą część ponownie wstrzykiwano do krwiobiegu nieświadomych zagrożenia dawców. To właśnie ten proceder doprowadził do epidemii HIV w Chinach. Epidemii, która była skrzętnie ukrywana aż do 2002 roku, kiedy w ciągu jednej nocy liczba zarażonych HIV – w oficjalnych chińskich statystykach – z 30 000 podskoczyła do miliona. Władze oficjalnie przyznały, że problem istnieje. A Chińczycy?

- Strach. Panuje ogromny strach przed HIV. Szczególnie w szpitalach. Lekarze nie chcą przyjmować chorych na HIV, bo boją się, że przez to przestaną przychodzić do nich pacjenci nie zarażeni wirusem – mówi Ma.

W komunistycznych Chinach nie ma bowiem bezpłatnej służby zdrowia. W środę temu chińskie władze oficjalnie wydały rozporządzenie zakazujące szpitalom odmawiania pomocy ludziom zakażonym HIV.

Ale HIV i AIDS w Państwie Środka figurują także w słowniku pojęć drażliwych politycznie. Gdzie przebiega granica między pomocą ludziom zakażonym, o której pisze komunistyczna propaganda, a byciem dysydentem walczącym o prawa chorych?

- Nigdy nie wiesz gdzie przebiega granica. Działamy na zasadzie prób i błędów. Jeśli posuniemy się w działaniach za daleko – zdaniem władz, to nas po prostu zamkną. Dla wszystkich byłoby najlepiej, gdyby ta granica była wyraźna - mówi Xiao Gang, który pracuje w organizacji pozarządowej pomagającej ludziom z HIV.

Ma Gui Hong ze złości na niesprawiedliwość i w przypływie siły założyła organizację pozytywni na rzecz pozytywnych. Silna kobieta z małej chińskiej wsi. Nazwanie jej dysydentką byłoby dużym nadużyciem. Takich jak ona – walczących o swoje, jest w Chinach wielu. Ostatni miesiąc musiała jednak spędzić poza domem.

W Pekinie trwał bowiem XVIII zjazd partii, a mimo iż z jej wsi nie jest blisko od stolicy, lokalne władze nakazały jej udanie się ponad 3000 kilometrów od domu na uznawaną za chiński raj wyspę Hainan. Ta bowiem jest jednym z najdalej położonych miejsc od Pekinu.