Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Agnieszka Kamińska 20.01.2013

In Amenas po szturmie. Nie żyje 23 zakładników i porywacze

Podczas oblężenia zakładów gazowych w Algierii zginęło 55 osób. Agencje ostrożnie podają, że obiekt został ostatecznie odbity.
Zbiorniki na gaz w pobliżu In AmenasZbiorniki na gaz w pobliżu In AmenasPAP/EPA/STR

W sobotę doszło do ostatecznego szturmu na zakłady gazowe w In Amenas. Wszystko wskazuje na to, że komandosom udało się ostatecznie oswobodzić zakłady gazowe z rąk rebeliantów.

Algierskie władze podają, że od środy jak również w czasie ostatecznego szturmu na pola gazowe zginęło 23 zakładników i 32 terrorystów. - Przez cztery dni trwania kryzysu siły algierskie były w stanie uwolnić "685 pracowników algierskich oraz 107 zagranicznych - podało algierskie MSW w komunikacie.

Bilans ofiar może jeszcze wzrosnąć, gdyż nieznany jest los części zagranicznych zakładników - podkreśla Reuters.

Według gazety "El Watan" islamiści zabili wcześniej w sobotę trzech Belgów, dwóch Amerykanów, Brytyjczyka i Japończyka.

Islamscy bojówkarze zajęli kompleks w In Amenas w środę rano. Najpierw zaatakowali busy wiozące personel do pracy, a potem przejęli kontrolę nad całym zakładem. Od czwartku algierscy komandosi szturmowali obiekt. Choć szczegóły akcji wciąż są nieznane, wygląda na to, że żołnierzom udało się wyeliminować wszystkich napastników.

Kto zaatakował

Światowi przywódcy potępili terrorystów, którzy dokonali ataku. Chodzi prawdopodobnie o islamskich bojowników z kilku afrykańskich krajów, m.in. Mali i Nigru. Miał nimi dowodzić jeden z byłych liderów Al.-Kaidy w Afryce Mokhtar Belmokhtar.

Władze algierskie podały, że grupa islamistów nazywających się Zamaskowaną Brygadą składała się z 32 osób, w tym trzech obywateli algierskich. Według MSZ Norwegii większość porywaczy pochodziła z krajów północnej Afryki i byli wśród nich eksperci od materiałów wybuchowych.

Napastnicy twierdzą, że był to odwet za francuską operację w Mali, ale jednocześnie domagali się wypuszczenia na wolność osób siedzących w amerykańskich więzieniach za działalność terrorystyczną w Afganistanie i za udział w zamachu na World Trade Center w 1993 roku.

Jak podała algierska agencja informacyjna, sobotnią akcję przeprowadzono, aby nie dopuścić do rozprzestrzenienia się na instalacje gazowe pożaru, wznieconego przez islamistów. Armia algierska skonfiskowała pokaźny arsenał broni, w tym granatniki przeciwpancerne i granaty przytroczone do tzw. pasów szahida.
Trwa liczenie zaginionych

Zaraz po zakończeniu drugiej operacji algierskiego wojska prezydent Francji Francois Hollande pochwalił twarde podejście algierskiego rządu do porywaczy. Agencja AP zauważa jednak, że państwa, których obywatele byli wśród zakładników, krytykowały przedkładanie przez Algier działań wojskowych nad negocjacje z porywaczami - tym bardziej, że pierwszy szturm algierskich sił na okupowany kompleks w czwartek zakończył się niepowodzeniem i śmiercią części zakładników.
Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii William Hague poinformował w sobotę, że siedmiu Brytyjczyków jest uważanych za zabitych lub zaginionych. Wcześniej zapewniał w komunikacie, że zdecydowana większość brytyjskich zakładników jest już cała i zdrowa, prosił jednak, by Brytyjczycy przygotowali się także na "złe wiadomości".

Spośród pięciu rumuńskich zakładników jeden zginął, a czterech udało się uwolnić - powiedział premier tego kraju Victor Ponta.

Norweski koncern naftowy Statoil nie ma informacji o swych sześciu pracownikach, z których wszyscy to obywatele Norwegii. Nieznany jest też los czterech spośród 18 pracowników brytyjskiego BP. Oba koncerny eksploatowały pole gazowe In Amenas wraz z algierskim Sonatrach. Sonatrach podało, że porywacze zaminowali cały teren gazowego kompleksu i że obecnie ładunki są sukcesywnie usuwane.

PAP/IAR/agkm