Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Agnieszka Kamińska 24.07.2013

Bułgaria: protestujący zablokowali parlament. Demonstrują od czerwca

W Bułgarii zablokowano wyjścia z parlamentu. Wcześniej tego dnia demonstrujący prosili o pomoc unijną komisarz. Protesty w Sofii odbywają się od czasu nominacji na stanowisko szefa Agencji Bezpieczeństwa Narodowego oligarchy podejrzewanego o korupcję.
W Bułgarii codziennie organizowane są protesty przeciw rządowi Plamena OreszarskiegoW Bułgarii codziennie organizowane są protesty przeciw rządowi Plamena OreszarskiegoPAP/EPA/STR

Bułgarska policja wyprowadziła z gmachu parlamentu dwie grupy osób. Wieczorem antyrządowi demonstranci zablokowali wszystkie wyjścia z bułgarskiego parlamentu.

Obradujący w parlamencie deputowani i pracujący tam dziennikarze, razem ponad sto osób, przez kilka godzin nie byli w stanie opuścić budynku.

Gdy wieczorem służby porządkowe usiłowały wywieźć autobusem z terenu parlamentu uwięzionych tam ludzi, autokar został obrzucony kamieniami. Doszło do starć z policją, dziewięć osób zostało rannych, w tym dwóch policjantów.

Według szacunków policji pod gmachem parlamentu zgromadziło się około 1300 osób, a gdy telewizje zaczęły transmitować wydarzenie na swoich antenach, do protestujących dołączyło kolejne kilkaset.

Kontrowersyjna nominacja

Do ulicznych protestów dochodzi w stolicy Bulgarii - Sofii - niemal codziennie od czasu czerwcowej decyzji rządu o mianowaniu na szefa Agencji Bezpieczeństwa Narodowego kontrowersyjnego magnata medialnego Deliana Peewskiego. Kilka lat temu był on bohaterem procesu w sprawie korupcyjnej i jest postrzegany jako osoba prowadząca niejasne interesy na styku polityki i biznesu. Choć rząd szybko wycofał się z tej nominacji, protesty trwają do dzisiaj. Demonstranci domagają się dymisji lewicowego premiera Płamena Oreszarskiego i odsunięcia od władzy przedstawicieli biznesu.

Autobus z politykami i dziennikarzami
Według ochrony w parlamencie znajdowało się 109 osób - deputowani, trzej ministrowie, szef jednej z central związkowych i przedstawiciele związku pracodawców oraz dziennikarze. Deputowani zaaprobowali nowelizację ustawy budżetowej na 2013 r., którą parlament ma rozpatrzeć w czwartek. Minister finansów Petyr Czobanow powiedział w telewizji publicznej, że "rząd pracuje i zamierza dalej pracować". Lewicowy deputowany Anton Kutew pokazał w telewizji rzucony w niego kamień.
Według wicepremiera i szefa MSW Cwetlina Jowczewa w grupie protestujących byli prowokatorzy, którzy wyraźnie dążyli do spowodowania napięcia. - Naszym celem było to, by nie ucierpieli ludzie - zarówno ci w parlamencie, jak i wśród protestujących. Policja nie użyła siły i nie dała się sprowokować. Są lekko ranni policjanci i protestujący. Są zatrzymani - mówił. Nie podał jednak ich liczby.
Sofijskie pogotowie ratunkowe poinformowało, że rannych zostało 9 osób, w tym 2 policjantów. Ranni nie wymagali hospitalizacji.
Prezydent Rosen Plewnelijew wezwał do zachowania pokojowego charakteru protestu. - Wzywam do powstrzymania się od wszelkich działań, prowadzących do eskalacji napięcia i naruszenia porządku publicznego - powiedział prezydent. Wezwał również policję, by nie dała się prowokować.
Uczestnicy protestów, wypowiadający się w mediach, deklarują zamiar pozostania przez parlamentem by dalej uniemożliwiać deputowanym i ministrom wyjście z gmachu. Protestujący zbudowali barykadę z kontenerów na śmieci by zablokować prowadzące ulice prowadzące do parlamentu.
Szef parlamentu Michaił Mikow odwołał środowe posiedzenie Zgromadzenia Narodowego. Powiedział, że w takiej atmosferze parlament nie może obradować i zwrócił się do posłów by nie przychodzili do pracy.
W środę około godz.3.30, kiedy protestujących było zacznie mniej, policja wyprowadziła z gmachu parlamentu pierwszą grupę ministrów i deputowanych, później wyprowadzono drugą grupę. Przebywali oni przymusowo w parlamencie łącznie 8 godzin. Nie doszło do nowych starć. Przed parlamentem pozostaje grupa kilkudziesięciu osób. Policja nie podała informacji o liczbie zatrzymanych.
IAR/PAP/agkm