Logo Polskiego Radia
IAR
Tomasz Owsiński 30.08.2013

Wielka Brytania przeciw interwencji w Syrii

Izba Gmin odrzuciła wniosek premiera Davida Camerona o interwencję wojskową w tym kraju.
Brytyjski premier David CameronBrytyjski premier David CameronPAP/EPA/FACUNDO ARRIZABALAGA

Stany Zjednoczone sugerują, że mogą przeprowadzić akcję zbrojną bez udziału Brytyjczyków.
Brytyjski sekretarz obrony Philip Hammond poinformował, że jego kraj nie weźmie udziału w ewentualnej akcji przeciwko Syrii. To skutek głosowania w Izbie Gmin, w którym deputowani odrzucili wniosek premiera Davida Camerona o interwencję w Syrii. Cameron przekonywał, że to reżim Baszara al-Asada jest odpowiedzialny za atak z użyciem broni chemicznej, choć, jak przyznał, nie ma na to stuprocentowego dowodu. Opozycja była akcji zbrojnej przeciwna. Ostatecznie 285 deputowanych zagłosowało przeciwko ewentualnej interwencji, a 272 poparło ten wniosek.

WOJNA W SYRII - zobacz serwis specjalny>>>
Philip Hammond przyznał, że Stany Zjednoczone, które opowiadają się za interwencją, mogą być rozczarowane brytyjską decyzją. Dodał jednak, że nie spodziewa się, aby rezygnacja Brytyjczyków powstrzymała ewentualną akcję przeciwko Syrii. Mówiąc o głosowaniu w Izbie Gmin, sekretarz obrony wyraził opinię, że rząd przedstawił argumenty za interwencją. W Izbie przeważyły jednak obawy przed zaangażowaniem militarnym na Bliskim Wschodzie.
Barack Obama będzie podejmował decyzje w sprawie Syrii, kierując się interesem Stanów Zjednoczonych. W ten sposób Biały Dom skomentował rezygnację Wielkiej Brytanii z udziału w ewentualnej interwencji.
Rzeczniczka Białego Domu Caitlin Hayden powiedziała, że prezydent Obama jest przekonany, iż w najgłębszym interesie Stanów Zjednoczonych leży, aby "kraje, które pogwałcą międzynarodowe normy, dotyczące broni chemicznej, zostały pociągnięte do odpowiedzialności". Rzeczniczka dodała, że mimo wyników głosowania w Izbie Gmin, Stany Zjednoczone będą się nadal konsultować z brytyjskim rządem, gdyż Wielka Brytania jest jednym z ich najbliższych sojuszników i przyjaciół.
Amerykański rząd nie ma wątpliwości, że syryjski reżim użył broni chemicznej. Tak twierdzi członek Izby Reprezentantów z Partii Demokratycznej, Eliot Engel.
Uczestniczył on w konferencji z przedstawicielami rządu. Zaprezentowano tam, według Engela, zapisy rozmów wysokich rangą członków syryjskich władz, które potwierdzały przeprowadzenie ataku chemicznego. W ataku 21 sierpnia zginęło na przedmieściach Damaszku co najmniej 300 osób. Eliot Engel jest czołowym przedstawicielem Partii Demokratycznej w komisji spraw zagranicznych Izby Reprezentantów.
Barack Obama rozmawiał w czwartek o sytuacji w Syrii z kanclerz Niemiec Angelą Merkel.
Rzecznik Białego Domu nie ujawnił szczegółów rozmowy telefonicznej przywódców. Josh Earnest zaznaczył jednak, że administracja w Waszyngtonie ma w planach ujawnienie informacji uzyskanych przez amerykański wywiad. Mają one wyjaśnić, dlaczego Stany Zjednoczone są pewne, iż za atakiem chemicznym, do którego doszło pod Damaszkiem, stoi reżim Baszara al-Asada.
Spotkanie stałych członków Rady Bezpieczeństwa w sprawie Syrii zakończyło się bez rezultatów.
Dyplomaci ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji, Chin i Rosji mieli dyskutować o projekcie rezolucji, przygotowanej przez Wielką Brytanię. Pozwalała ona na użycie "wszelkich niezbędnych sił" w odpowiedzi na atak chemiczny. Po godzinnym spotkaniu dyplomaci nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami. Nie wiadomo, czy i kiedy odbędzie się następne podobne spotkanie. Przedstawiciele stałych członków Rady Bezpieczeństwa rozmawiali już w środę i też nie zdołali się porozumieć.
Syria zabezpiecza się tymczasem przed spodziewanym atakiem. Tamtejsi opozycjoniści twierdzą, że władze chcą ukryć najcenniejszą broń, a także, że przygotowują się do użycia „żywych tarcz”.
Jak relacjonuje z Bejrutu specjalny wysłannik Polskiego Radia Wojciech Cegielski, reżim Baszara al-Asada na każdym kroku podkreśla, że jest gotów na uderzenie Amerykanów i przestrzega, iż atak wywoła katastrofalne skutki, bo wspomoże grupy terrorystyczne.

PAP/Adam
PAP/Adam Ziemienowicz

Agencja Reutera podaje, że syryjskie władze przeniosły co najmniej kilkanaście rakiet Scud z wyrzutniami z bazy na północy stolicy. Prawdopodobnie chodzi o to, by uchronić te pociski przed zniszczeniem podczas amerykańskiego ataku. Według opozycjonistów, władze chciały też ewakuować kilka jednostek wojskowych wraz ze sprzętem, ale okazało się to niemożliwe, bo pobliskie drogi kontrolują rebelianci.
Opozycjoniści twierdzą też, że reżim Baszara al-Asada przenosi więźniów z jednego z zakładów karnych w Damaszku do bazy Mezzeh na przedmieściach stolicy. Baza ta jest jednym z najbardziej oczywistych celów ataków, a więc więźniowie prawdopodobnie mieliby stać się tam zakładnikami.

 

IAR, to