Tylko 18 i 19 lutego, jak podaje agencja Interfax, w starciach w Kijowie zginęło 25 osób. Liczbę rannych szacuje się na od kilkuset do tysiąca. Z chodników wyrywana jest kostka brukowa, protestujących odgradza od Berkutu, czyli służb bezpieczeństwa, ściana ognia. Mimo że zablokowane jest centrum miasta, demonstranci liczą na pomoc mieszkańców.
Witalij Kliczko określił nocne rozmowy z Wiktorem Janukowyczem jako bezowocne. Jego zdaniem prezydent nie rozumie sytuacji, w jakiej znalazł się kraj. W wywiadzie telewizyjnym przyznał, że władza nie słucha już żadnych argumentów. - Prezydent powiedział, że jest tylko jedno wyjście z sytuacji. Demonstranci mają natychmiast zakończyć działania, mają opuścić Plac Niepodległości i wrócić do domów - tłumaczył Kliczko.
Janukowycz oskarża działaczy opozycyjnych o próbę przejęcia siłą władzy w kraju, a jak ostrzega jeden z liderów opozycji Arsenij Jaceniuk, Ukraina stoi właśnie na granicy bardzo niebezpiecznej sytuacji. - Pozostaniemy razem z ludźmi, bo ci ludzie nie mają broni. Mają za to prawo tu stać - mówi polityk. - Nie ogłoszono zawieszenia broni, a władza nie ma nawet takiego zamiaru. Oznacza to, że stoimy na progu najbardziej dramatycznych wydarzeń w historii Ukrainy.
Protesty na Ukrainie trwają od listopada 2013 roku. Burza wybuchła po niepodpisaniu przez prezydenta Janukowycza umowy o partnerstwie z Unią Europejską. Zdaniem ekspertów jednak to była tylko kropla, która przelała czarę goryczy i zmusiła Ukraińców do wyjścia na ulicę. Z początkiem grudnia, po brutalnym spacyfikowaniu przez rząd protestujących studentów, demonstracje przybrały na sile, a na kijowskim Majdanie pojawiło się ponad milion osób. Oprócz tego masowe protesty odbywały się m.in. we Lwowie, Charkowie i Odessie. Dziś, po dwóch miesiącach walk, sytuacja wciąż się zaostrza, a Ukraińcy żądają m.in. dymisji prezydenta Janukowycza i przedterminowych wyborów. Jeśli do nich nie dojdzie, planowo odbędą sie one w 2015 roku.
Zrozumieć sytuację na Ukrainie być może pomoże książka korespondenta Polskiego Radia, Piotra Pogorzelskiego, pt. "Barszcz ukraiński", która niedawno pojawiła się na rynku. - Zamieszki, które mają miejsce na Ukrainie są wynikiem tego, że ludzie tam chcą po prostu żyć inaczej - mówi autor "Barszczu" w "Poranku OnLine". - A żeby dowiedzieć się, jak żyli dotychczas i co chcą zmieniać, warto sięgnąć po tę publikację.
Pisząc tę książkę Pogorzelski chciał pokazać Ukrainę z perspektywy nie polityków, a zwykłych ludzi. - Polacy o tym kraju wiedzą mniej więcej tyle, że mieszkają tam Tymoszenko, Janukowycz i Juszczenko. A chodziło mi o to, byśmy mogli poznać Ukrainę od innej, także kulturowej strony - mówi Pogorzelski.
(kd / ac)