Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
Małgorzata Byrska 29.03.2017

Brexit: Wielka Brytania poza wspólnym rynkiem, a Unia Europejska z dziurą budżetową

29 marca 2017 roku zapewne przejdzie do historii. Tego właśnie dnia oficjalnie rozpoczął się Brexit. Nieco ponad 9 miesięcy po tym, jak Brytyjczycy zdecydowali w referendum o opuszczeniu Unii Europejskiej, premier Theresa May uruchomiła słynny artykuł 50 Traktatu Lizbońskiego.
Posłuchaj
  • Wyjścia ze struktur unijnych bardziej powinna się obawiać jednak Wielka Brytania niż Unia Europejska – podkreśla Kamil Maliszewski z DM mBanku. (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Wielka Brytania będzie musiała ponieść koszty rozwodu z UE i zapłacić za tzw. twardy Brexit – uważa dr Adam Czerniak z SGH i Polityki Insight. (Elżbieta Szczerbak, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Jednym z następstw wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii będzie zmniejszenie wsparcia dla Polski płynącego z Brukseli – zaznacza dr Jan Piotrowski, adiunkt w Instytucie Badania Rynku, Konsumpcji i Koniunktur. (Dariusz Kwiatkowski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Brexit może także osłabić gospodarkę unijną – podkreśla dr Jan Piotrowski, adiunkt w Instytucie Badania Rynku, Konsumpcji i Koniunktur. (Dariusz Kwiatkowski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Jakub Bińkowski, sekretarz Departamentu Badań i Analiz w Związku Przedsiębiorców i Pracodawców uważa, że w związku z Brexitem warto zastanowić się nad sytuacją Polaków mieszkających i pracujących w Wielkiej Brytanii. (Dariusz Kwiatkowski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Z chwilą wyjścia Wielkiej Brytanii ze struktur wspólnotowych mogą zadziałać różne mechanizmy, które będą wpływać negatywnie na stan polskiej gospodarki – uważa dr Jan Piotrowski, adiunkt w Instytucie Badania Rynku, Konsumpcji i Koniunktur. (Dariusz Kwiatkowski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
Czytaj także

Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk zapowiedział, że przygotuje projekt wytycznych dla 27 krajów w ciągu 48 godzin od otrzymania listu z Londynu o formalnym rozpoczęciu Brexitu.

Wielka Brytania: straty na własne życzenie

Konsekwencji tego ruchu, czyli wyjścia ze struktur unijnych bardziej powinna się obawiać jednak Wielka Brytania niż Unia Europejska, mimo że straci swoją trzecią największą gospodarkę, uważa Kamil Maliszewski, analityk Domu Maklerskiego mBanku.

– Wielka Brytania przystępuje do tych negocjacji z bardzo słabej pozycji. I z punktu widzenia gospodarczego ma do stracenia zdecydowanie więcej niż pozostałe kraje unijne, gdyż to do nich głównie eksportuje, i to pracownicy z tych krajów stanowią dość dużą część siły roboczej w Wielkiej Brytanii. I też musi się ona zatroszczyć o dostęp do wspólnego rynku – podkreśla gość radiowej Jedynki.

Kamil Maliszewski Wielka Brytania przystępuje do tych negocjacji z bardzo słabej pozycji i ma do stracenia zdecydowanie więcej niż pozostałe kraje unijne.

Także bardzo ważny brytyjski sektor finansowy, jego przyszłość jest uzależniona w bardzo dużym stopniu od tego, czy będzie miał on nadal swobodny dostęp do rynków europejskich.

– Gdyż jeśli tak nie będzie, to Londyn bardzo straci jako ta jedna z bardzo ważnych stolic rynków finansowych w skali globalnej, i te instytucje będą musiały przenieść się do innych krajów unijnych, np. do Frankfurtu czy do Paryża – dodaje Kamil Maliszewski.

Także zdaniem dr. Adama Czerniaka z SGH i Polityki Insight,  w ostatecznym rozrachunku, bez wątpienia to właśnie Wielka Brytania, a nie UE najbardziej gospodarczo straci.

– Tutaj Unia Europejska straci jedynie tylko rykoszetem, bo straci duży rynek, a osłabienie jednego z krajów, to także osłabia Unię. Natomiast przede wszystkim, w pierwszej kolejności bezpośredni efekt Brexitu odczują sami Brytyjczycy – potwierdza gość Polskiego Radia 24.

Koszty Brexitu po stronie Wielkiej Brytanii

Bowiem Brexit może okazać się dużo twardszy niż większość Brytyjczyków się spodziewa.

– Pierwszy bezpośredni efekt Brexitu, który będzie odczuwalny, to na pewno spadek wymiany handlowej, pogorszenie nastrojów przedsiębiorców, a w konsekwencji pogorszenie nastrojów konsumentów. To, czego część ekonomistów obawiała się tuż po referendum, prawdopodobnie będzie miało miejsce kiedy już będziemy znali warunki wyjścia Wielkiej Brytanii – wylicza dr Adam Czerniak. 

Dr Adam Czerniak Brexit może okazać się dużo twardszy niż większość Brytyjczyków się spodziewa.

Natomiast dużo dotkliwsze, zarówno dla gospodarki brytyjskiej, jak i dla gospodarki unijnej będą efekty średnio i długoterminowe. Przede wszystkim kwestia wzajemnych relacji inwestycyjnych.

– Przez to, że systemy prawne i regulacyjne, które i tak są na Wyspach różne od stanu prawnego kontynentalnego – będą jeszcze bardziej się różnicować. W związku z czym trudniej będzie prowadzić biznes z Wielkiej Brytanii w Niemczech czy w Polsce, i jednocześnie trudniej będzie prowadzić biznes w Wielkiej Brytanii z perspektywy Frankfurtu czy Paryża – tłumaczy główny ekonomista Polityki Insight.

A zatem w pierwszej kolejności to przedsiębiorcy odczują skutki Brexitu i ich pracownicy.

– Po pierwsze w kontekście spadku lub dużo wolniejszego przyrostu wynagrodzenia, bo będą to odczuwać przedsiębiorcy. A po drugie także na skutek słabszego funta, który będzie podrażał wszystkie towary importowane, a Brytyjczycy importują bardzo dużo, od owoców po wysokie technologie – uważa dr Adam Czerniak.

Brexit a sprawa polska  

Brexit może negatywnie odbić się również na kondycji polskiej gospodarki. Zjednoczone Królestwo to w końcu jeden z naszych głównych partnerów handlowych. I choć handel, przepływ towarów i kapitału jest istotny, to z drugiej strony jest jeszcze przepływ ludzi, i dlatego nie powinniśmy zapominać o Polakach mieszkających na Wyspach.

Jakub Bińkowski Nie sądzę, żeby Brytyjczycy zdecydowali się wyrzucić od siebie ten milion Polaków, którzy wypracowują dużą część ich PKB.

– Zarówno praca polskich pracowników w Wielkiej Brytanii, jak i działalności gospodarcze prowadzone przez polskie firmy są na korzyść tego kraju. Dlatego nie sądzę, żeby zdecydowali się oni wyrzucić od siebie ten milion Polaków, którzy w tej chwili wypracowują dużą część ich PKB – ocenia Jakub Bińkowski ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.

Również zdaniem Kamila Maliszewskiego Wielka Brytania absolutnie nie może sobie pozwolić na to, aby pozbyć się tych osób, które już są na Wyspach i wykonują tam pracę.

– Oczywiście tych, które wykonują pracę legalnie. Biorąc pod uwagę obecne przepisy, to wszyscy, którzy robią to co najmniej od 5 lat, a Polaków którzy mogą wykazać taki staż pracy jest bardzo wielu, będą mogli zostać i pracować, i mieć prawo do świadczeń. Patrząc z obecnego miejsca, w jakim jest brytyjska gospodarka, niskiej stopy bezrobocia, nie można sobie wyobrazić, aby ktokolwiek zdecydował się na wydalenie z tego kraju obecnie znajdujących się tam czy to Polaków,  czy też Węgrów, Czechów, Łotyszy i innych emigrantów z krajów Unii Europejskiej. Po prostu jest to niemożliwe. A jeżeli w tę stronę miałyby iść te negocjacje, to zakończyło by się to prawdziwą katastrofą dla brytyjskiej gospodarki – komentuje analityk z DM mBanku.

Najważniejszy jest wspólny (drogi) rynek

Władze w Londynie chcą tzw. twardego Brexitu, bez członkostwa we wspólnym rynku, ale jednocześnie, dziś (29.03.) także premier May powtórzyła, iż Wielka Brytania „liczy na uzgodnienie głębokiego i specjalnego partnerstwa", dotyczącego współpracy gospodarczej i w zakresie polityki bezpieczeństwa. Czy byłoby to coś na wzór umowy CETA z Kanadą czy TTIP z USA?

Kamil Maliszewski Wielka Brytania, płacąc za dostęp do wspólnego rynku, na swojej składce zaoszczędzi tylko około 10–20 procent.

– Trudno sobie wyobrazić, jak miałoby to wyglądać. Ponieważ kraje, które są stowarzyszone z Unią Europejską, takie jak Norwegia, Islandia i Szwajcaria muszą słono płacić za dostęp do wspólnego rynku. Kiedy robiliśmy szacunki, jak by to wyglądało w przypadku Wielkiej Brytanii, to na swojej składce zaoszczędziłaby ona bardzo niewiele, około 10–20 procent. Czyli byłoby to marginalne z punktu widzenia skali i kosztu tego przedsięwzięcia. Także mało prawdopodobne wydaje się, by te negocjacje poszły w kierunku TTIP, czy też CETY – tłumaczy Kamil Maliszewski.

Ponieważ przede wszystkim najważniejszym krajom Unii Europejskiej nie będzie na tym zależało. Wielka Brytania jest na dość słabej pozycji, bo wszyscy wiedzą, że musi ona zachować dostęp do wspólnego rynku.

– Szczególnie, jeśli chodzi o swobodę przepływu kapitału, ponieważ jeśli tego nie zrobi, to sektor bankowy będzie miał ogromne problemy, a pozostałe kraje Unii Europejskiej są bardzo zainteresowane, aby te banki przeniosły się do nich. W związku z czym zakładam, że te negocjacje będą trudne, długie i nie jestem przekonany, że skończą się aż tak twardym Brexitem – komentuje gość radiowej Jedynki.

Kamil Maliszewski Wielka Brytania jest na dość słabej pozycji, bo wszyscy wiedzą, że musi ona zachować dostęp do wspólnego rynku.

Odchudzony budżet Unii Europejskiej

Niezależnie od ostatecznego wyniku negocjacji, po Wielkiej Brytanii zostanie w unijnym budżecie dziura w wysokości nawet 60 mld euro. To może oznaczać, że część projektów z Polski po prostu nie dostanie dofinansowania. W tym kontekście jest jeszcze jedna ważna rzecz, ponieważ obniży się przeciętne PKB, a co jest kluczowe dla wielu polskich regionów.

– W wyniku obniżenia średniego produktu krajowego brutto może okazać się, że dystans polskich regionów się zmniejszy, i przestaną być uprawnione do korzystania z tej unijnej pomocy. Być może niektóre województwa również wypadną z tego dobrodziejstwa – zaznacza dr Jan Piotrowski z Instytutu Badania Rynku, Konsumpcji i Koniunktur.

Dr Jan Piotrowski Po Wielkiej Brytanii zostanie w unijnym budżecie dziura w wysokości nawet 60 mld euro. To może oznaczać, że część projektów z Polski po prostu nie dostanie dofinansowania.

Z kolei Kamil Maliszewski przypomina, że jednak patrząc na harmonogram i zakładając, że to wychodzenie Wielkiej Brytanii potrwa minimum dwa lata, a do tego terminu wszystkie składki i całość prawodawstwa unijnego obowiązuje bez zmian, co podkreślał dzisiaj Donald Tusk, to aż tak bardzo nie ma co się tym przejmować.

– Ponieważ pokryje się to z końcem obecnej pespektywy budżetowej, tej do 2020 roku. A nowa to jest jeszcze bardzo duża niejasność i poruszamy się w sferze przypuszczeń, jak ona będzie wyglądała, ile tych środków byłoby tam zalokowanych na fundusze spójności. W związku z czym to może być jakiś potencjalny problem, ale bardzo odległy. Natomiast równie dużym problemem będą właśnie negocjacje nowego unijnego budżetu na kolejne cztery lata – zwraca uwagę gość radiowej Jedynki.

Skoro Brexit, to fuzji nie będzie?

Czekając na rozpoczęcie negocjacji, co ma nastąpić w maju, mamy już pierwszą „ofiarę” Brexitu. Dziś bowiem (29.03.) dowiedzieliśmy się, że Komisja Europejska nie wyraziła zgody na połączenie dwóch największych giełd w Europie, czyli w Londynie i we Frankfurcie. Teoretycznie nie ma to nic wspólnego z Brexitem, ale…

– Trudno powiedzieć czy ta decyzja miała podtekst polityczny, bo podtekst o ochronie konkurencji był wystarczająco silny. Ten nowy podmiot miałby ogromny udział w europejskim rynku. Komisja Europejska stawiała w czasie tego procesu negocjacyjnego pewne warunki, dotyczące chociażby sprzedaży giełd obligacji włoskich, których to warunków nie chciano spełnić w ramach tej fuzji. W związku z czym Komisja broni zasad konkurencji i nie chce praktyk monopolistycznych, i tego, żeby ponad 50 proc. rynku obrotu w przypadku bardzo wielu aktywów było w rękach tej jednej nowej spółki – wyjaśnia gość Jedynki.

Zmierzch londyńskiego City?

Może więc to wszystko oznacza, że jednak londyńskie City powinno się bać.

– Z pewnością tak, i te obawy już są bardzo silne. Ponieważ bardzo wiele firm z Londynu, czy to banków, czy też branży brokerskiej, domów maklerskich korzysta z jednolitego paszportu i prowadzi działalność w innych krajach unijnych, a to może się po prostu skończyć – prognozuje Kamil Maliszewski, analityk z DM mBanku.

Kamil Maliszewski Bardzo wiele firm z Londynu korzysta z jednolitego paszportu i prowadzi działalność w innych krajach unijnych, a to może się po prostu skończyć.

Ponieważ Brexit poza tym, że uderzy w przedsiębiorców, to uderzy także, a jest to bardzo specyficzny syndrom brytyjskiej gospodarki, właśnie w londyńskie City. Czyli w miejsce, gdzie są wszystkie instytucje finansowe.

– Ponieważ ten rozdźwięk regulacyjny, który może nastąpić, i który zapewne nastąpi pomiędzy Wielką Brytanią a Unią Europejską  jest najbardziej dotkliwy właśnie dla instytucji finansowych, które potrzebują jak najbardziej jednolitych regulacji. W związku z czym, po to aby prowadzić biznes w Unii trzeba będzie mieć chociaż otwartą filię, albo działalność gospodarczą na terenie Unii Europejskiej, nie będzie można tego dłużej robić z Centrali w Londynie – podkreśla dr Adam Czerniak z SGH.

Brexit został zapoczątkowany przez referendum, które odbyło się w czerwcu 2016 roku. Za opuszczeniem Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię opowiedziało się wówczas ponad 52 procent głosujących.

Błażej Prośniewski, Elżbieta Szczerbak, Dariusz Kwiatkowski, Małgorzata Byrska