Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Andrzej Gralewski 24.01.2011

Walka o finansowy pokój w Unii Europejskiej

Janusz Lewandowski (Komisarz UE): Jest nadzieja, że będzie uzgodniony budżet Unii na siedem lat. A Polska na nim skorzysta.
Janusz Lewandowski (L) w studiu Sygnałów DniaJanusz Lewandowski (L) w studiu "Sygnałów Dnia"fot: Wojciech Kusiński/PR

Prace nad budżetem Unii Europejskiej po 2013 roku będą miały kulminację podczas naszej prezydencji. To duży atut.

Polska będzie przewodniczyć Unii, Polak jest komisarzem, Jerzy Buzek jest przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. - Uprzedziłem swych partnerów, że musza się liczyć z tym, iż Polaków przy stole rokowań będzie dużo - żartuje w "Sygnałach Dnia" komisarz Unii do spraw budżetu Janusz Lewandowski. Zdradza, że jest już ciche porozumienie z Danią, która przejmuje po nas unijne przewodnictwo. - Duńczycy w czerwcu 2012 roku spróbują dobić targu - wyjaśnia w rozmowie z Krzysztofem Grzesiowskim.

Janusz Lewandowski ocenia, że jeśli uda się zatwierdzić budżet, to w Unii będzie pokój finansowy na siedem lat. Gość Jedynki mówił, że nasze przewodnictwo będzie podtrzymywać solidarność europejską, której teraz brakuje. A Polska będzie głównym beneficjentem unijnych dotacji. Komisarz nie ukrywa, że są państwa, które chcą ograniczenia wysokości składki do wspólnego budżetu.

Zdaniem komisarza, trudności z uchwaleniem budżetu Unii Europejskiej na ten rok pokazały, że są kraje członkowskie, które chcą wykorzystać trudną sytuację finansową dla swoich celów. Lewandowski uważa, że Polska powinna przede wszystkim walczyć o środki na rozwój regionalny, rolnictwo i wyrównywanie szans.

(ag)

Aby wysłuchać całej rozmowy, wystarczy kliknąć "Walka o pieniądze UE" w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.

"Sygnałów Dnia" można słuchać w dni powszednie od godz. 6:00.

*****

Krzysztof Grzesiowski: Janusz Lewandowski, unijny komisarz ds. budżetu. Witamy w Sygnałach, dzień dobry.

Janusz Lewandowski: Witam też.

K.G.: Kiedy ma rozpocząć się taka zasadnicza faza negocjacji na temat perspektywy finansowej Unii na lata 2014-20?

J.L.: To akurat przypadnie to Polakom, to nie będzie wielki prezent, bo spore pieniądze na ogół dzielą Europę, ale my powiemy, jak ma być, to znaczy Komisja, ja osobiście w ostatnim tygodniu czerwca przedstawimy plan finansów europejskich na lata 2014-20, trwają jeszcze dyskusje, jak długo to ma... ta cała nowa perspektywa jak długo ma trwać, ale prawdopodobnie to jest siedmiolatka. I po raz kolejny niezwykle istotna cywilizacyjnie dla Polski. Ale to jest akurat moment, w którym Węgrzy przekazują pałeczkę prezydencji, Polakom.

K.G.: No właśnie, tak się zastanawiam, że przy tej okazji mamy pewne atuty rzekłbym polityczno-personalne, no bo po pierwsze mamy prezydencję, po drugie mamy unijnego komisarza, tak się składa naszego gościa, mamy szefa Komisji Budżetowej Parlamentu Europejskiego, panią Sidonię Jędrzejewską, nie zapomnijmy o profesorze Jerzym Buzku, szefie Parlamentu. To się może przełożyć?

J.L.: Nie zapominamy, nie zapominamy. Akurat Sidonia, która była tak zwanym raporterem budżetu rocznego, już przy tych następnych negocjacjach wieloletnich nie wystąpi, ale rzeczywiście liczba Polaków przy stole negocjacyjnym się nie zmieni, bo zamiast Sidonii będzie polska prezydencja, czyli zamiast Belgów będą Polacy i ja już z góry awizowałem, że muszą się przyzwyczaić do sporej ilości Polaków w tym wszystkim. Obyczajem prezydencji jest, żeby być neutralnym, natomiast jasne jest, że będzie to prezydencja na rzecz solidarności europejskiej, której brakuje w tej chwili, więc można traktować ją jako atut, tyle że na pewno nie zdążymy. Oczekiwania są wobec Duńczyków, którzy przychodzą po Polakach, że właśnie Duńczycy odczekawszy na parę imprez wynikających z kalendarza politycznego, przede wszystkim wybory prezydenckie we Francji, które są w maju, zechcą w czerwcu, w maju 2012... i to jest nasz wspólny cel niejako już uzgodniony, że spróbują w czerwcu 2012 dobić targu. Jeżeli takie coś by miało miejsce, no to mamy pokój finansowy w Europie na 7 lat, rzecz bardzo ważna w tej smutnej, smętnej Europie.

K.G.: A o jakich kwotach mówimy? Jakie pieniądze mogą wchodzić w grę z polskiego punktu widzenia?

J.L.: A, to ja sobie liczę, natomiast oczywiście mamy współrzędną istotną, jaką jest rozwój sytuacji gospodarczej w Europie. Jeżeli ona się będzie rozwijała w złym kierunku, będzie potęgowała egoizm, będzie potęgowała skłonności, żeby oszczędzać również na składkach do budżetu europejskiego, więc zobaczmy, jak to się rozwinie, czy będą jeszcze jakieś kraje, które oprócz Irlandii i Grecji wprost będą oddłużane z pomocą wszystkich innych pozostałych. Czyli ja biorę bardzo serio pod uwagę ten czynnik niepokoju ekonomicznego w Europie, dlatego się przyglądamy, uczestniczymy w tych rozmowach, jak zarządzać całą strefą euro. Zresztą Polska powinna trzymać nogę w drzwiach, nie jesteśmy w euro, ale powinniśmy być uczestnikiem tej rozmowy, bo rzeczywiście zachodzą sprawy fundamentalne, Europa się zmienia, będzie zarządzana gospodarczo i będzie współpracowała gospodarczo w stopniu, jaki nie śnił się ojcom-założycielom ani Unii, ani strefy euro. I to są takie rzeczy, które się dzieją wokół nas, bardzo realne, bardzo istotne dla przyszłości i bardzo istotne dla klimatu rozmowy o pieniądzach. Dlatego ja w tej chwili się uchylę od rozmowy o kwotach, natomiast oczywiście najistotniejsze jest to – wbrew kryzysowi, wbrew tym wszystkim egoizmom, nacjonalizmom, które widzimy w Europie, podtrzymać zasadę solidarności. Jeżeli ją podtrzymamy, no to Polska będzie głównym beneficjentem budżetu.

K.G.: Zresztą mówimy o roku... bodaj w październiku, to jeszcze było przed uchwaleniem budżetu unijnego na rok 2011, pan ostrzegał polskich parlamentarzystów, że istnieje duża groźba zmniejszenia funduszy dla Polski, uwzględniając to, o czym pan mówił przed chwilą, te argumenty.

J.L.: To są współrzędne tej rozmowy o pieniądzach, dlatego że każdy sobie musi w tej chwili odliczyć w programach narodowych, czy to jest Hiszpania, czy to są Niemcy, pewną ilość euro na rzecz ratowania innych krajów lub też wyciągania siebie samego z deficytu, z długu publicznego, no ale mieliśmy przedsmak tego pogarszającego się klimatu, ponieważ po raz pierwszy od roku 1984 w grudniu nie udało się przy pierwszym podejściu, takim istotnym podejściu, uzgodnić budżetu rocznego na rok 2011 i dopiero takie dramatyczne próby w okresie przedświątecznym przyniosły sukces w postaci budżetu, a nie prowizorium. To był przedsmak, to był znak, że jest kilka przynajmniej rządów w Europie, które chciałyby wykorzystać pretekst kryzysu, bo to przecież zmniejszenie składki nie uratuje ani finansów brytyjskich, ani holenderskich, oni się sami muszą ratować, ale ten pretekst jest dobry, żeby mówić o cięciach.

K.G.: A ile prawdy jest w tym, że ci najwięksi płatnicy chcą zwiększać środki na rzecz rozwoju badań, na rzecz nowych technologii, na rzecz odnawialnych źródeł energii, a nie w różne fundusze strukturalne, spójnościowe?

J.L.: To prawda, rzeczywiście...

K.G.: Jak mówią, nie chcą łożyć na tę nową Unię.

J.L.: Rzeczywiście jest tak, że jeżeli ktoś wkłada pieniądze do Unii, no, najwięcej Niemcy, później Francuzi, Brytyjczycy mają ten swój przywilej zwany rabatem, który obniża ich składkę do Unii Europejskiej, a jeżeli... marzą wówczas o czymś, co nazywa się w slangu unijnym tak zwanym (...), czyli (...) Margaret Thatcher mówiła: energiczny, ja chcę mieć moje pieniądze z powrotem. Jeżeli one mają trafić z powrotem do ośrodków w Wielkiej Brytanii, Niemczech, no to muszą finansować badania, rozwój i my w tej konkurencji nie wygrywamy. Dlatego dla Polski, dla całej Europy pokomunistycznej, która jest ciągle na dorobku, najistotniejsze są pieniądze, ta pomoc regionalna na wyrównywanie szans, pieniądze rolnicze. I o te części budżetu będzie trzeba walczyć mocniej niż kiedykolwiek.

K.G.: Pan mówił o zwrocie. Według Ministerstwa Rozwoju Regionalnego w ostatnich latach z każdego euro wpłaconego do budżetu unijnego na rzecz realizacji polityki spójności w Polsce Niemcy otrzymują z powrotem 85 centów.

J.L.: A, to nasza bardzo ceniona zresztą, naprawdę bardzo i lubiana, i ceniona minister Bieńkowska trochę przesadziła w tych rachunkach...

K.G.: Nie jest aż tak dobrze?

J.L.: To jest praktycznie niemożliwe, bo nawet jeżeli jakiś projekt unijny realizuje firma niemiecka czy austriacka, to i tak pracuje na ogół tutaj z Polakami, czyli ostatecznie te pieniądze trafiają do Polaków, ale rzeczywiście jednym z argumentów na rzecz podtrzymania solidarności europejskiej jest to, że to, co jest uważane za daninę z kieszeni podatnika niemieckiego, w części wraca do niego w postaci zatrudnienia firm niemieckich. To jest dobry argument, byle nie przesadzać, ale to jest argument na forum europejskim, którego ja też będę używał i będę się wspierał tymi rachunkami.

K.G.: Wspomniana już przez pana Sidonia Jędrzejewska, deputowana do Parlamentu Europejskiego, w jednym z wywiadów powiedziała, że coraz trudniej patrzyć na Unię jako na zjawisko sukcesu. Podpisałby się pan pod tym zdaniem?

J.L.: Ależ nie, nie zgadzam się zupełnie. Unia, która nam wrosła, dla młodego pokolenia jest oczywistością, jest jedynym w świecie przykładem współpracy 27 krajów, bardzo ścisłej współpracy na kontynencie, który kiedyś był źródłem wojen, konfliktów, jakichś ideologii eksportowanych na świat, które pociągały za sobą miliony ofiar. To był i nazizm, i komunizm, przecież one wyszły z Europy, tu się urodziły dwie wojny światowe i ten kontynent wyciągnął wnioski w postaci współpracy, zaniku granic praktycznie, wspólnego rynku, zasady solidarności wyrażonej w pieniądzu budżetowym, z którego korzysta Polska. Jeżeli Unia nie jest postrzegana jako sukces, to przede wszystkim przez parę takich bardziej radykalnych ugrupowań kryjących się na Wyspach Brytyjskich czy na kontynentalnej Europie, które chciałyby również taki smętny nastrój Europy przełożyć na zmniejszenie swoich wpłat. Unia Europejska jako zbiór 27 krajów współpracujących bez utraty i bez utraty poczucia suwerenności jest naprawdę dziejowym sukcesem Europy.

K.G.: Tak na koniec, pracuje pan w kraju, w stolicy kraju, który nie ma od ponad 220 dni rządu. Ma to znaczenie?

J.L.: To ma... miałoby dużo większe znaczenie, gdyby ten kraj miał słabszą administrację, czyli taką, która dopiero kształtuje osobowość civil servant, czyli takiego urzędnika z prawdziwego zdarzenia, któremu nie przeszkadza trzęsienie ziemi u góry, tylko po prostu wykonuje swoją robotę. Dlatego prezydencja belgijska obroniła się jako dobra prezydencja pomimo braku rządu. Bo rzeczywiście Belgowie ustanowili już w tej chwili rekord Europy...

K.G.: Europy, tymczasem Europy.

J.L.: ...no i zbliżają się do rekordu światowego, który należy do Iraku, ale – podkreślę to również – nie tylko obronili swoją prezydencję, ale również zmniejszyli deficyt budżetowy w roku 2010 i mają niezłe zapowiedzi. Zresztą muszą się bronić, bo rynki finansowe im się przyglądają, w końcu zauważyły kraj bez rządu, zadłużony mocno, ale w którym udało się zmniejszyć deficyt budżetowy.

K.G.: Czyli można bez rządu.

J.L.: Można.

K.G.: Można. Dziękujemy za rozmowę. Janusz Lewandowski, unijny komisarz ds. budżetu, naszym gościem był.

J.L.: Dziękuję.

K.G.: Pewnie zainteresuje pana, ale i naszych słuchaczy na pewno informacja: mamy Agnieszkę Radwańską w ćwierćfinale Australia Open w trzecim secie pokonał Chinkę Shuai Peng 7:5, w sumie w setach 2:1.Dobra informacja na początek dnia.

(J.M.)