- Był przy tym Marek Edelman. Można go było później wypytać o szczegóły dotyczące chowania tych materiałów - mówiła dr Eleonora Bergman z Żydowskiego Instytutu Historycznego w Jedynce. - Edelman nam powiedział, że to były małe skrzyneczki, jak on to określił "brytfanki". Dokumentów nie mogło więc być wiele, pojemniki były z bardzo cienkiej blachy. Pewnie w tych warunkach nie było już możliwości znalezienia lepszych pojemników.
Przez to dokumenty były narażone na zniszczenie. Szukano ich już tuż po wojnie. To była karkołomna praca, getto zostało zrównane z ziemią. Zidentyfikowanie miejsca, gdzie dawniej stała kamienica pod takim i takim adresem było rzeczą bardzo trudną. Żeby się dostać do piwnicy, trzeba było odgarnąć zwały gruzu.
Trzeciej części archiwum wtedy nie odnaleziono. W 2003 roku po wirtualnej rekonstrukcji kamienicy na ulicy Świętojerskiej 38 został oprowadzony Marek Edelman. Wskazał na piwnicę prawej oficyny drugiego podwórka kamienicy przy ul. Świętojerskiej 38.
Oficyna znajduje się dziś w ogrodzie ambasady chińskiej — dokładne miejsce wskazali geodeci. Na jej w 2003 roku weszli najlepsi archeolodzy. Nie znaleźli śladów po tych dokumentach.
Obecnie Żydowski Instytut Historyczny dygitalizuje odnalezione dwie pierwsze części archiwum. Za kilka lat dokumenty powinny być dostępne w internecie.
Dokumenty te zostały odnalezione dzięki jednemu człowiekowi. Ich lokalizację znał po wojnie tylko zastępca Ringelbluma Hersz Wasser.
Z dr Eleonorą Bergman z Żydowskiego Instytutu Historycznego rozmawiała w "Naukowym Zawrocie Głowy" Katarzyna Kobylecka.
Jedna z metalowych skrzyń, zawierająca pierwszą część tzw. Archiwum Ringelbluma. Otwiera ją Hersz Wasser, fot.PAP/Władysław Forbert