W RPA wydano 0,5 miliona jego płyt, a szwedzki reżyser, Malik Bendjelloul, nakręcił o nim film „Sugar Man”, który zdobył Oscara. O niezwykłych losach Sixto Rodrigueza opowiada na antenie radiowej Jedynki, jeszcze przed ceremonią rozdania Oscarów, Malik Bendjelloul.
- Historię tego artysty usłyszałem podczas podróży po Republice Południowej Afryki; uznałem, że to najlepsza opowieść, jaką słyszałem w życiu - zwierza się Malik Bendjellloul. - Urodził się w Detroit. 27 lat temu wydał płytę pod tytułem "Cold Fact"; sprzedał… 50 egzemplarzy, a to całkowita klęska! Potem przez 30 lat pracował jako robotnik budowlany i nagle otrzymał telefon z RPA.
Dowiedział się, że w tym kraju znany jest bardziej niż Elvis Presley, czy zespół The Rolling Stones. Uznał to za żart. Dopiero, kiedy przyjechał do RPA, gdzie spotkało go uroczyste powitanie i gdzie na każdym kroku dostrzegał plakaty ze swoją podobizną, pojął, jak bardzo go tam cenią.
A jednak przez długi czas nikt o nim nie słyszał i stąd w RPA zrodziła się legenda o jego samobójstwie. Gdyby nie pewien dziennikarz, który postanowił sprawdzić wiarygodność tej historii i odnalazł Rodrigueza w Detroit, nadal uważano by artystę za zmarłego. A dlaczego w jego ojczyźnie, w Ameryce, początkowo właściwie go nie znano? - Ja osobiście za jedną z przyczyn uważam jego nazwisko. U progu lat 70. nazwiska hiszpańskie nie były w Ameryce popularne. Radzono artyście, by zmienił nazwisko na bardziej amerykańskie. Odmówił. Powiedział, że jest tym, kim jest i dla nikogo nie będzie się zmieniał - tłumaczy Malik Bendjelloul.
Reżyser zaznacza, że w RPA, jeśli chodzi o zasięg popularności Rodrigueza, sprawy miały się inaczej - Bardzo chętnie słuchali go ludzie młodzi. Słuchali i myśleli, że istniejący w kraju system trzeba obalić… Bo gniewna muzyka Rodrigueza, jego teksty, w których wyrażał to, co chciał - to wszystko wzywało do wolności. W RPA w początkach lat 90. zabraniano śpiewać o tym, co w państwie działo się źle. Właśnie dlatego media nie mogły nadawać utworów Rodrigueza. Można jednak było kupić jego płytę; to była porażka cenzury.
Dziś Rodriguez jest sławny, ale, mimo niespodziewanej odmiany losu, pozostał sobą . Tym, czego pragnie przede wszystkim, jest nadal wolność. - W ogóle nie zależy mu na pieniądzach, wie, że mogą one człowieka zniewolić. Koncertuje, wydaje płyty, ale to, co zarobi, rozdaje tak szybko, jakby miał na pieniądze alergię - śmieje się Malik Bendjelloul. (mk)