Wśród 14 krajów Unii Europejskiej, które chcą rozwijać energetykę jądrową, jest Polska, ale nie ma Niemiec. Nasz zachodni sąsiad chce zrezygnować z atomu i postawić na energię ze źródeł odnawialnych.
– Niemcy podejmują duże i ryzykowne wyzwanie – ocenia Tomasz Chmal z Instytutu Sobieskiego, ekspert w dziedzinie energetyki. Zamykając 20 procent potencjału wytwórczego, skazują się na import energii i to widać, ponieważ już teraz kupują duże ilości energii z Francji i Czech.
W ocenie eksperta deklaracja o przejściu na energię odnawialną jest trochę naiwna. Wskazuje, że energetyka wiatrowa musi mieć źródło zasilania. – W przypadku, kiedy wiatr nie wieje, musi pracować elektrownia gazowa, żeby zbilansować system. A tę elektrownie gazową ktoś musi postawić, a więc ktoś musi wydać pieniądze – mówi Chmal. Zatem zamiast jednej elektrowni atomowej będą dwie elektrownie – wiatrowa i gazowa. Dlatego koszty projektu będą bardzo duże.
Jal wskazuje ekspert, twierdzenia ekologów, że energetyka wiatrowa jest dużo tańsza niż tradycyjna, mijają się z prawdą. – Bo zamiast inwestować w sieci, trzeba będzie zainwestować w rurociągi – podkreśla analityk. Niemcy już zainwestowali w rurociąg północny, być może zainwestują również w rurociąg południowy, więc uzależniają się od rosyjskiego gazu, aby zbilansować zapotrzebowanie na energię.
Decyzja Niemiec dotyka całą Europę. Jeżeli zwiększa się zapotrzebowanie na prąd, to jego cena rośnie. – Nie jest więc wykluczone, że polskie elektrownie będą sprzedawały energię do Niemiec, gdyż będzie to dla nich bardziej opłacalne – prognozuje Tomasz Chmal. A wtedy i my zapłacimy za niemieckie decyzje.
Rozmawiała Justyna Golonko.
(ag)