Parę lat temu Słowenia była symbolem sukcesu gospodarczego. Małe prężne państwo swoją dynamiką wzrostu zawstydzało tuzów Europy. Po splendorze i zachwytach nie ma śladu. Gospodarka boryka się z recesją i robi wszystko, żeby nie dołączyć do grona krajów potrzebujących pożyczki z Unii Europejskiej.
- W latach 2003-2008 wzrost PKB Słowenii średnio wynosił 6 proc. rocznie, bezrobocia praktycznie nie było. Boom gospodarczy był finansowany przez zagranicę. Firmy chętnie się zadłużały. Gdy przyszedł kryzys tamtejsza gospodarka była już bardzo mocno przegrzana – mówi ekonomista Marek Zuber.
Słowenia nie wykorzystaliśmy dobrych czasów by przygotować się na złe.
- Klasa polityczna zamiast dbać o interesy państwa, raczej zajmowała się dzieleniem co smakowitszych łupów. Korupcja kwitła w najlepsze – mówi specjalista.
Gdy wartki strumień zagranicznych inwestycji wysechł okazało się, że przedsiębiorstwa sobie nie radzą. Drastycznie spadły wpływy z podatków. A co za tym idzie rentowność tamtejszych dziesięcioletnich papierów skarbowych dotarła do ryzykownego poziomu 7 proc. Dla skarbu Państwa to poziom, przy którym nie jest w stanie obsłużyć długu krajowego.
Więcej o Słowenii, tym co dzieje się w Berlinie oraz przegląd europejskiej prasy ekonomicznej dowiesz się słuchając audycji „Bardzo Ważny Problem Ekonomiczny”.