- Gdy oglądamy materiały archiwalne z lat 20., Adolf Hitler jawi się w nich jako postać groteskowa, niemal klaun. Ale już wkrótce ten człowiek miał władać sporą częścią świata i robić straszne rzeczy - podkreśla rozmówca Barbary Schabowskiej. - Ten paradoks znakomicie oddaje nowa wersja "Diabłów Z Loudun". Krzysztof Penderecki rozwinął w pierwszej godzinie dzieła wątki komiczne. Ale to właśnie te "głupiutkie" ludzkie zachowania prowadzą do katastrofy w drugiej części dzieła... - dodaje.
Pierwsza, skomponowana w 1969 roku opera Pendereckiego to oparta na historycznych faktach opowieść o fikcyjnym opętaniu. - Pierwszy raz ujrzałem "Diabły z Loudun" w latach 70. w Londynie, jako student teatrologii. To dzieło przekonało mnie, że opera nie jest martwym medium - mówi Keith Warner. - Gdy dowiedziałem się, że kompozytor rozważa teraz nową redakcję dzieła, szybko skontaktowałem się z Waldemarem Dąbrowskim i namówiłem go na wspólną produkcję Teatru Wielkiego oraz Opery w Kopenhadze - wyjaśnia genezę spektaklu.
Więcej o zmianach w dziele Pendereckiego, jego ponadczasowych walorach oraz "filmowym" charakterze w relacji Barbary Schabowskiej, która rozmawiała także z dyrygentem Lionelem Friendem, twórcą scenografi Borisem Kudličką oraz odtwórcami głównych ról.
Premiera "Diabłów z Loudun" w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej już w środę, 2 października.