W środę w debacie w Parlamencie Europejskim na temat kryzysu w strefie euro minister finansów Jacek Rostowski nie powstrzymał się nawet od straszenia wojną.
- Za wszelką cenę musimy ratować Europę - apelował polski minister, który zabrał głos w debacie w imieniu polskiego przewodnictwa w Radzie UE. - Nie łudźmy się, gdyby euro miało się rozpaść, to Europa długo tego szoku nie przetrwa.
Jacek Rostowski podkreślił, że jedynym wyjściem w ratowaniu europejskiej waluty jest ścisłe zastosowanie się państw członkowskich do zaleceń Europejskiego Banku Centralnego i konsekwentne realizowanie jego decyzji. Wystąpienie jednego z państw z tej strefy miałoby - jego zdaniem - fatalne konsekwencje i podważało wiarygodność Europy i zaufanie do jej pieniądza.
Minister podkreślił, że gdyby doszło do takiego scenariusza, kraje biedniejsze ucierpiałyby najbardziej. W pierwszym roku ich dochód narodowy mógłby spaść od 40 do 50 proc., zaś bezrobocie w całej Europie wzrosłoby powyżej 15 proc.. Minister Rostowski zadeklarował, że Polska, która przewodniczy obecnie Unii Europejskiej, w pełni popiera wszelkie wysiłki na rzecz pokonania tego kryzysu przez dalszą integrację strefy euro. Zaznaczył jednak, że proces ten nie może prowadzić do stworzenia Europy „dwóch prędkości”. Minister Rostowski zaapelował o bezzwłoczne zatwierdzenie „sześciopaku”, czyli pakietu rozporządzeń pozwalających na ustabilizowanie gospodarki i europejskiej waluty.
Kończąc swe przemówienie Rostowski przywołał swą niedawną prywatną rozmowę z "prezesem wielkiego polskiego banku", pracującym w ministerstwie za czasów transformacji w Polsce. Miał on mu powiedzieć, że po takich wstrząsach gospodarczych i politycznych, jakie teraz dotykają Europę, "rzadko się zdarza, by po 10 latach nie było także katastrofy wojennej". I dodał, że "poważnie się zastanawia nad tym, by uzyskać dla dzieci zieloną kartę w USA".
PAP,IAR,ab