Grunt pod jego dymisję mógłby przygotować dyrektor sportowy, którego szefom związku jeszcze nie udało się znaleźć – czytamy w "Przeglądzie Sportowym".
- Opieram się na deklaracji prezesa, resztą się nie przejmuję, bo nie mam to wpływu. A jeżeli ktoś mnie będzie chciał zwolnić, nic na to nie poradzę - mówi Smuda.
Tymczasem okazuje się, że rozmowy w sprawie zatrudnienia nowego dyrektora sportowego kadry, to w rzeczywistości próba znalezienia człowieka, który wziąłby na siebie ciężar dymisji Smudy i wszystkie konsekwencje z tą decyzją związane.
Między innymi dlatego prezesom związku bardzo zależy, by dyrektorem był człowiek o znanym i poważanym w środowisku nazwisku, który swoim autorytetem wyciszyłby ewentualny pomruk niezadowolenia wśród kadrowiczów po możliwej dymisji – podsumowuje gazeta.
Zmiana selekcjonera jest brana pod uwagę głównie dlatego, że w federacji ścierają się różne frakcje, wciąż trwa walka o władzę i wpływy.
(ah) "Przegląd Sportowy”