Media informowały, że Schettino, płynąc we wtorek wieczorem promem na wyspę, wzruszył się na widok stojącego u jej brzegów wraku olbrzymiego wycieczkowca. Przygotowywany jest on do wywozu do jednego z portów latem tego roku.
Po raz ostatni kapitan widział go w nocy z 13 na 14 stycznia 2012 roku, gdy w pośpiechu opuścił pokład w trakcie ewakuacji po tym, gdy Concordia uderzyła w podmorskie skały. W szalupie ratunkowej dopłynął na wyspę Giglio i już nie powrócił na statek, choć zażądał tego kapitanat pobliskiego portu, gdy dowiedział się o katastrofie i o trwającej wciąż akcji ratunkowej.
TVN24/x-news
Kapitan, nazwany przez światowe media tchórzem, odpowiada przed sądem w Grosseto za spowodowanie katastrofy oraz śmierci 32 osób, a także za ucieczkę z pokładu oraz próbę zatajenia wypadku przed władzami morskimi. Grozi mu 20 lat więzienia. Jest jedynym oskarżonym w tym procesie.
W jego trakcie Schettino zwrócił się do sądu z wnioskiem o możliwość wejścia w czwartek na wrak Concordii razem z grupą biegłych, których zadaniem jest analiza aparatury pokładowej. Sąd wyraził na to zgodę, ale przypomniał zarazem, że kapitan będzie przebywać na wraku jako oskarżony, a nie jako konsultant.
To zaś oznacza - jak wyjaśniono - że będzie uczestniczył w czynnościach biegłych, ale nie będzie mógł zabierać głosu.
Kapitan odpiera wszelkie zarzuty i nie uważa się za winnego spowodowania katastrofy. Twierdzi, że uratował statek i pasażerów przed jeszcze większą tragedią.
Według agencji Ansa kapitan Concordii po przypłynięciu na Giglio opuścił pospiesznie pokład promu i odjechał szybko w nieznanym kierunku. Przypuszcza się, że nie pokaże się publicznie na małej wyspie, na której wszyscy pamiętają wydarzenia sprzed dwóch lat i wielką akcję niesienia pomocy setkom rozbitków, którzy dotarli do jej brzegów.
Wielka katastrofa
Luksusowy rejsowiec zatonął 13 stycznia 2012 roku. Costa Concordia w nocy weszła na skały koło wyspy Giglio kilka godzin po wypłynięciu w rejs po Morzu Śródziemnym z portu Civitavecchia. Mocno się przechyliła, a następnie przewróciła i częściowo zatonęła. Na pokładzie było 4229 pasażerów i członków załogi.
CNN Newsource/x-news
Wrak zanurzony był w morzu przez półtora roku, prawie do połowy. We wrześniu ubiegłego roku udało się go podnieść z dna morza. Wrak ma w najbliższych miesiącach zostać przystosowany do samodzielnego utrzymania na wodzie.
Potrwa to co najmniej trzy lata i kosztować będzie ponad 300 milionów dolarów. Nie brakuje więc chętnych do podjęcia się tego zadania. Do przetargu ogłoszonego przez armatora zgłosiło się 12 portów z 6 krajów świata. Szef obrony cywilnej liczy, że w marcu znany będzie port przeznaczenia.
PAP, IAR, bk