Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Michał Szewczuk 21.12.2021

Wybory i wielki powrót, protesty i powojenne napięcia. Gorący rok na Kaukazie

Gruzją i Armenią wstrząsnęły w tym roku protesty. Pierwszy z krajów przyciągnął uwagę świata zamieszaniem wokół byłego prezydenta Micheila Saakaszwilego. W drugim panuje skomplikowana sytuacja po przegranym konflikcie z sąsiednim Azerbejdżanem. Mijający rok na Kaukazie podsumowuje w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Arkadiusz Legieć, sekretarz redakcji "Polskiego Przeglądu Dyplomatycznego" i analityk ds. Kaukazu i Azji Centralnej z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Do krajów Kaukazu Południowego zalicza się Armenię, Gruzję i Azerbejdżan. Na historię i wzajemne relacje tych postsowieckich republik w dużej mierze wpływa bliskość Rosji oraz dwóch mocarstw regionalnych: Turcji i Iranu.

Gruzińskie Marzenie kontra opozycja

Jak mówi portalowi PolskieRadio24.pl Arkadiusz Legieć, sytuacja polityczna w Gruzji jest napięta już od pewnego czasu. Krajem od 2012 r. rządzi partia Gruzińskie Marzenie. Opozycja, której największym przedstawicielem jest Zjednoczony Ruch Narodowy, niegdyś główne ugrupowanie w kraju, zarzuca rządzącym fałszerstwa wyborcze. Nie potwierdzają tego obserwatorzy OBWE.

Przeciwnicy polityczni kierują też w stronę GM, niebagatelne z uwagi na nastroje społeczne w Gruzji, oskarżenia o prorosyjskość.

Do zaognienia napięć na linii rządzący - opozycja przyczyniły się wyniki zeszłorocznych wyborów parlamentarnych. Wyraźne zwycięstwo odniosło w nich, po raz kolejny, Gruzińskie Marzenie. - Wówczas opozycja znów zarzuciła partii rządzącej sfałszowanie wyborów. Zbojkotowała obrady parlamentu, przez co nie można było zebrać kworum, a państwowe instytucje nie mogły normalnie pracować - opowiada analityk ds. Kaukazu i Azji Centralnej z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

W obliczu tego zaplanowane na jesień 2021 r. wybory lokalne, które "nie miały aż tak ważyć na kształcie sceny politycznej", okazały się bardzo istotne. Powiązano je bowiem ściśle z głosowaniem sprzed roku. - Doszło do porozumienia między rządem a opozycją. Zawarto je m.in. przy mediacjach Unii Europejskiej i USA. Gruzińskie Marzenie zobowiązało się, że jeśli uzyska mniej niż 43 proc. głosów, rozpisane zostaną nowe wybory parlamentarne - opowiada ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

- Obóz rządzący wygrał zdecydowanie (zdobył 46,68 proc. głosów), co potwierdziło jego mandat do sprawowania władzy. Nie zmieniło to jednak stanowiska opozycji, która po raz kolejny zarzuciła Gruzińskiemu Marzeniu fałszerstwa (znów wbrew opinii obserwatorów). Zapanowała sytuacja politycznego pata, którą pogłębił powrót byłego prezydenta Micheila Saakaszwilego - zaznacza ekspert i mówi, że pojawienie się byłego prezydenta dolało oliwy do ognia w Gruzji. Jego zwolennicy zaczęli organizować antyrządowe protesty.

Powrót Saakaszwilego, czyli dolanie oliwy do ognia

Polityk ten przybył do Gruzji mimo ciążących na nim wyroków (sam nazywa je politycznymi). - Gruzińską granicę przekroczył nielegalnie, co dało władzom dodatkową podstawę do aresztowania. W areszcie manifestacyjnie prowadził głodówkę [raportowano o gwałtownym pogorszeniu jego stanu zdrowia - przyp. red.]. Obecnie czuje się już lepiej, uczestniczy w dotyczących go rozprawach sądowych - mówi Arkadiusz Legieć.

Co zmienił powrót byłego przywódcy do kraju? - Mamy do czynienia z kontynuacją starego konfliktu, z tą różnicą, że Saakaszwili nie tylko angażuje polityków gruzińskich i szuka poparcia w Unii Europejskiej, ale i włączył w cały spór Ukrainę, której obywatelstwo posiada. Kijów chce zapewnić mu odpowiednią pomoc, jednocześnie unikając zbytniego zaangażowania się w wewnętrzną politykę Gruzji. To racjonalne stanowisko jest utrzymywane pomimo osobistych relacji Saakaszwilego z najważniejszymi ukraińskimi politykami - wskazuje ekspert.

Po napiętym wewnętrznie 2021 r. spór na linii rządzący - opozycja, zdaniem specjalisty z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, będzie w Gruzji trwał.

Gruzja - Rosja - Zachód

Analityk PISM odniósł się także do kwestii proatlantyckich i prozachodnich aspiracji Gruzji. Rosja niedawno zażądała gwarancji, że to państwo nie dołączy do NATO. - Myślenie rosyjskie sprowadza się do XIX-wiecznego koncertu mocarstw, w którym Moskwa chce decydować o tym, kto z kim będzie w sojuszu - komentuje Arkadiusz Legieć. - NATO, UE i inne organizacje, w przeciwieństwie do tych, które rozwija Kreml (vide Euroazjatycka Unia Gospodarcza czy Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym), polegają na dobrowolności uczestnictwa. Zabiegi o to, by ktoś był lub nie członkiem danego zrzeszenia, są nie na miejscu, przejawiają imperialistyczne podejście Kremla do polityki zagranicznej i sąsiadów oraz nieszanowanie reguł prawa międzynarodowego, według którego wszystkie państwa są równe - ocenia.

- Pozytywem jest to, że Gruzja pozostaje jednym z liderów integracji wśród krajów Partnerstwa Wschodniego. To sukces, ale bez stworzenia nowej dynamiki w relacjach Tbilisi z UE i NATO, pozostając wciąż w tym samym miejscu, Zachód doprowadzi de facto do regresu. Może to się przyczynić w krótkoterminowej perspektywie do zbliżenia gruzińskiego rządu z Turcją, a w długoterminowej, przy ewentualnej zmianie nastrojów społeczeństwa czy gruzińskich elit, do zacieśnienia więzi z Moskwą - mówi specjalista.

Przypomina także, że kraj zachęcany jest do dołączenia do formatu 3+3 (inicjatywa Iranu, Rosji i Turcji mająca stanowić forum rozwiązywania problemów regionalnych z Armenią, Azerbejdżanem i Gruzją). Gdyby tak się stało, to w połączeniu z presją - militarną czy gospodarczą - sąsiadów, może dojść do marginalizacji wpływu Zachodu na wektor polityki rządu w Tbilisi i odwrócenie prozachodnich trendów.

Armenia. Niespokojnie po konflikcie o Górski Karabach

Wynik zeszłorocznej wojny Armenii i Azerbejdżanu o Górski Karabach ma dla społeczeństw obu krajów ogromne znaczenie. Szybką i dość niespodziewaną przegraną armeńskich wojsk traktuje się w tym kraju wręcz jako hańbę. Wielu ludzi wyszło na ulicę, domagając się rewizji warunków porozumienia kończącego konflikt z Azerami i dymisji premiera Nikola Paszyniana, który zresztą ogłosił przedterminowe wybory.

- Armenia od listopada 2020 r. boryka się z konsekwencjami porażki w wojnie o Górski Karabach. Zmaga się z nimi i kraj, i społeczeństwo, które doświadcza następnej narodowej traumy - twierdzi Arkadiusz Legieć. - To też kolejny czynnik obciążający Paszyniana. Wydawało się, że po tej klęsce szef armeńskiego rządu straci władzę, wszak część obywateli uważa go za zdrajcę. Niemniej czerwcowe wybory, ku zaskoczeniu wielu obserwatorów armeńskiej sceny politycznej, Paszynian wygrał w niekwestionowany sposób - wskazuje.

Sytuacja w kraju jest niełatwa. Porażka z Azerbejdżanem doprowadziła do wzmożenia presji militarnej ze strony Turcji i Azerbejdżanu, co skutkuje dalszymi napięciami na granicy z tym drugim krajem. Słabość Armenii sprawia też, że staje się ona bardziej zależna od Rosji. - Nie widać perspektyw, by ta sytuacja miała się zmienić - mówi analityk PISM.

Dodaje, że przez antagonizmy narodowościowe trwały pokój w regionie nie jest obecnie możliwy. Mimo wyniku wojny, jak zauważa rozmówca portalu PolskieRadio24.pl, wielu polityków armeńskich nawołuje, żeby w sprzyjającej sytuacji zaatakować sąsiada i odbić utracone ziemie. Po obu stronach brak więc realnej woli, by się porozumieć, oba kraje trwają w zawieszeniu, a wśród palących kwestii jest m.in. powrót jeńców wojennych do Armenii.

Sam Górski Karabach boryka się z odpływem ludności (ze 120-150 tys. osób populacja regionu zmalała do 70 tys.). Jego mieszkańcy, zaznacza Arkadiusz Legieć, "żyją w poczuciu permanentnego zagrożenia".

Azerbejdżan. Zwycięska wojna przykrywa problemy

Z kolei w Azerbejdżanie, mimo problemów gospodarczych związanych z pandemią, wciąż panuje powojenna euforia. Analityk z PISM ocenia, że rząd w Baku korzysta z "miesiąca miodowego". - W tej chwili sytuacja ekonomiczna nie jest tak ważna jak przed wojną. Podobnie sytuacja związana z pandemią. Konflikt przyćmił wszystkie problemy. Rządzący krajem Ilham Alijew robi wszystko, by ten miesiąc miodowy przedłużać. Przejawem tego jest podgrzewanie sporu z Armenią poprzez eskalacje zarówno w samym Górskim Karabachu, jak i na bezpośredniej granicy obu państw. To ten antagonizm, a nie wybory, które w tym kraju nigdy nie spełniały demokratycznych standardów, stanowi podstawę legitymizacji władz - wskazuje specjalista.

Dodatkowym elementem, który ma rządzącym Azerbejdżanem służyć, jest realizacja projektu rozwoju terenów odebranych Armenii. - Rząd chce pokazać: "pod armeńskimi rządami te ziemie były zrujnowane, a my możemy tu stworzyć kaukaski Dubaj". Ta symbolika była już wykorzystywana w tym roku przy okazji odminowywania terenu, otwarcia lotniska w Füzuli czy zabiegania o to, by ziemie te odwiedzili dyplomaci, dziennikarze i eksperci, co w pewien sposób stanowiłoby potwierdzenie przynależności zdobytych ziem do Azerbejdżanu - mówi analityk PISM.

W cieniu Rosji i Turcji

Konflikt armeńsko-azerbejdżański ma też duże znaczenie dla Rosji i Turcji dla realizacji ich interesów na Kaukazie. Arkadiusz Legieć wskazuje, że kwestia wpływów w regionie to jeden z czynników prowadzących do stagnacji w rokowaniach na linii Baku - Erywań. - Rosji nie zależy na tym, by oni się pojednali. Zależy jej na utrzymywaniu swojego stanu posiadania: wojskowej obecności w regionie, politycznej kontroli, odgrywania roli mediatora w lokalnych sporach. Brak trwałego pokoju to dla Kremla gwarancja zachowania wpływów - ocenia.

Na pytanie, czy sytuacja, w której sprzymierzony z Turcją Azerbejdżan pokonał związaną z Rosją Armenię w wojnie z 2020 r., była dla Kremla porażką, specjalista odpowiada: "Rozejm został podpisany pod auspicjami Kremla. Rosja to dalej najważniejszy rozgrywający na Kaukazie, mający swoje siły zbrojne na terytorium każdego państwa". - Rosyjscy żołnierze stamtąd nie znikną. To filar polityki Moskwy w tej części świata - mówi.

 

W porównaniu z końcem 2020 r. silniejsza na Kaukazie jest Turcja, niemniej, jak podkreśla Arkadiusz Legieć, jej wpływy nie są oparte na różnorodnych elementach nacisku, które ma Moskwa, ale głównie na współpracy Ankara - Baku. - W czerwcu oba państwa zawarły w Szuszy porozumienie, które wprowadziło do życia dwustronny sojusz militarny. To pokazuje, że Turcy trwale umocnili swoje wpływy na Kaukazie i są aktorami, bez których obecnie nie można prowadzić znaczących rokowań politycznych, gospodarczych czy militarnych - dodaje ekspert.

Arkadiusz Legieć uważa, że w nowy rok Azerbejdżan wchodzi jako kraj najsilniejszy i najstabilniejszy na Kaukazie Południowym, a pozycję tę wzmacnia sojusz z Turcją, który pozwala aspirować do roli regionalnego lidera i prezentować większą asertywność wobec Moskwy.

Ekspert PISM ocenia także, że wojna o Górski Karabach oddaliła Europę Zachodnią od regionu. Jak zaznacza, to Rosja i Turcja, a nie Zachód, miały możliwość realnie wpłynąć na bieg wydarzeń, co osłabiło wśród kaukaskich narodów poczucie sprawczości społeczności euroatlantyckiej, za to wzmocniło notowania Kremla i Ankary.

ms