Sześć osób zostało zastrzelonych przez syryjskie wojsko w Darze, mieście położonym ok. 100 km na południe od Damaszku, na południowym zachodzie kraju, gdzie od sześciu tygodniu trwają antyreżimowe demonstracje - poinformowali obrońcy praw człowieka.
Snajperzy na dachach domów
Na dachach domów rozlokowano snajperów, którzy strzelają do każdego, kto wyjdzie na ulicę. Syryjskie siły zaatakowały w sobotę historyczną dzielnicę i przypuściły szturm na meczet al-Omari, gdzie zbierali się prodemokratyczni demonstranci.
- Moja rodzina i przyjaciele są wyrzynani - powiedział jeden z mieszkańców.
Żołnierze po stronie demonstrantów?
Świadkowie informują, że zdarzają się przypadki przejścia wojskowych na stronę demonstrantów, ale zastrzegają, że trudno zweryfikować te doniesienia. - Niektórzy odmawiają wypełniania rozkazów i strzelania do ludzi i ukrywają się u mieszkańców - mówią obrońcy praw człowieka.
Według najnowszych szacunków syryjskiej organizacji praw człowieka tylko w piątek w czasie tłumienia demonstracji przeciwko prezydentowi Baszarowi el-Asadowi zginęło w całym kraju 66 ludzi. Połowa z nich to ofiary interwencji służb bezpieczeństwa w samej 120-tysięcznej Darze. Łączny bilans ofiar śmiertelnych wyniósł od wybuchu demonstracji w połowie marca ok. 540 osób.
Czytaj więcej w specjalnym serwisie: Raport Arabia>>>
gs