Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Agnieszka Kamińska 21.12.2011

Polska pokazała, że jest silnym graczem

Niektórzy mówią, że Polska trochę za ostro zaczyna się domagać miejsca w Unii. Innym oczy się otworzyły, że tak, ma prawo: szósty największy kraj w Unii Europejskiej, jedyny zdrowy rynek – mówi eurodeputowana Lidia Geringer de Oedenberg.
Polska pokazała, że jest silnym graczemfot. EP Audiovisual Unit
Posłuchaj
  • Eurodeputowana Lidia Geringer de Oedenberg
Czytaj także

Dzięki polskiej prezydencji głos naszego kraju zaczął się liczyć w Unii Europejskiej - ocenia eurodeputowana Lidia Geringer de Oedenberg (SLD) w rozmowie z portalem polskieradio.pl. Podkreśla, że w poprzednich latach staliśmy nieco na uboczu głównego nurtu, ze szkodą dla naszych interesów. Europosłanka uważa za sukces fakt, że Polska będzie mogła współdecydować o kształcie umowy międzyrządowej, która ma być ratunkiem dla Unii Europejskiej w kryzysie.

Lidia Geringer de Oedenberg zauważa, że właściwie dobrze się stało, że Wielka Brytania nie zgodziła się na zmiany traktatowe na szczycie 8-9 grudnia w Brukseli. Przygotowanie nowego traktatu zajęłoby co najmniej dwa lata, a Unia Europejska musi przyjąć szybko środki zaradcze. Umowa międzyrządowa, którą planuje przyjąć 26 państw Unii, powinna być gotowa już w marcu. Inną sprawą jest postawa Wielkiej Brytanii, która regularnie odcina się od wszystkich inicjatyw integracyjnych, nawet jeśli chodzi o alimenty lub egzekwowanie mandatów – zauważa eurodeputowana.

fot.
fot. Flickr/consilium.eu

Lidia Geringer de Oedenburg uważa, że Europa nie ma alternatywy: musi być zjednoczona, żeby nie doszło do tragicznej powtórki z XX wieku, do wojny o narodowe interesy. Unia jest gwarantem pokoju w Europie – podkreśla. I dodaje, że jest też drugi aspekt - tylko razem możemy być konkurencyjni na rynku światowym. - Żaden kraj w Europie nie jest wystarczająco silny i wystarczająco duży, żeby poradzić sobie sam. Nawet Niemcy, które doskonale zdają sobie z tego sprawę. Zatem potrzebujemy być razem, żeby być przeciwwagą dla takich potęg jak Chiny, Indie, Brazylia, Rosja i oczywiście Stany Zjednoczone – mówi eurodeputowana.

Zaznacza, że w naszej historii nie zgadzaliśmy się w wielu sprawach, ale teraz potrafimy kanalizować te konflikty. - Mamy połączone rynki, nie mamy żadnej ekonomicznej przyczyny wywoływania wojen, wszyscy korzystamy z tego, że jesteśmy razem. Co nie znaczy, że we wszystkim się zgadzamy. Bo nigdy nie zgadzaliśmy się w naszej historii we wszystkim. Historia Europy to historia wojen. Teraz zmądrzeliśmy na tyle, że widzimy, że nie musimy się zabijać, nie musimy się ograbiać, żeby wszyscy mogli korzystać na wspólnej idei europejskiej. To jest utopia, która się zrealizowała w praktyce i o którą trzeba dbać. Bo jest bardzo krucha - podkreśla eurodeputowana.

/

Lidia Geringer de Oedenberg --------------------------------------------------------------------------------------------------

Przeczytaj rozmowę z Lidią Geringer de Oedenberg

Po grudniowym szczycie ratunkowym wiele krytyki spadło na głowę Wielkiej Brytanii, która nie zgodziła się na wspólny traktat. Czy Wielka Brytania, czy jest szansa, żeby się zreflektowała, dołączyła?

Są dwie odpowiedzi na to pytanie. Z jednej strony to rzeczywiście szkoda, że Wielka Brytania nie chce iść tą samą drogą, co pozostałe kraje. Nie chce nowego traktatu, nie chce przyjmować odpowiedzialności na swoje barki, generalnie chce tylko gwarancji, że jej interesy nie będą zagrożone, czyli prezentuje podejście bardzo egoistyczne. Poprzez słowa premiera Camerona właściwie zatrzasnęła drzwi do wspólnej debaty. Pozostałe kraje poczuły się zawiedzione taką sytuacją, bo sytuacja kryzysowa dotyczy nas wszystkich, to nie jest tak, że kryzys grecki jest w Grecji, a kłopoty z wypłacalnością mają Włosi. Nie, dlatego, że ktoś pożyczał im pieniądze. Banki brytyjskie między innymi pożyczały pieniądze Grecji, więc plajta Grecji uderzy w banki brytyjskie, oczywiście też w banki niemieckie i francuskie. Więc nie można zamykać oczu i mówić, że to nie jest nasz problem. To jest nasz wspólny problem, w naszym domu wybuchł pożar w pewnym sektorze i wszyscy muszą ten pożar gasić. To jest problem wszystkich, tak samo nas w Polsce. Nasza waluta jest zależna od euro. Nasz eksport idzie głównie do strefy euro. Jak silny lub słaby jest złoty, od tego zależy opłacalność naszego eksportu. Niedobrze, że Europa podzieliła się na 26 krajów i jeden, który chce być w izolacji.

Z drugiej strony dobrze jest, że w tej chwili nie będzie traktatu, dlatego, że potrzebne są bardzo szybkie decyzje, a traktat nigdy nie jest szybki. Na traktat potrzeba przynajmniej dwóch lat. Więc jeżeli rynki finansowe już w tej chwili wariują, to wyobraźmy sobie, co by było, gdybyśmy dyskutowali przez następne dwa lata o nowej szacie traktatu. Potem jest jeszcze podpisanie traktatu przez wszystkie kraje, potem jest ratyfikacja w 27 krajach. To zajmuje czas. Dlatego te dwa lata to szybka ścieżka na traktat. Więc moim zdaniem przez to, że Wielka Brytania się uparła i nie chce partycypować w kosztach kryzysu, my mamy szansę na szybkie decyzje. Umowa międzynarodowa, która mam nadzieję zostanie zawarta w marcu, może mniej się przysłuży jedności Europy, ale bardziej się przysłuży strefie euro i również tym krajom, które są poza strefą euro w UE, żeby opanować kryzys. Ja w zasadzie jestem zadowolona z decyzji Camerona.

źr.
źr. Flickr/consilium.eu

Mimo tego, że się sprzeciwił, to przyspieszył reformę kilkukrotnie?

Można tak powiedzieć, chociaż umowa międzynarodowa to jest dodatkowa komplikacja. Nie można się opierać na traktatach, nie można użyć na przykład europejskiego systemu sprawiedliwości do tego, żeby dochodzić swoich praw, bo to będzie umowa międzynarodowa, a nie umowa unijna. Już teraz jednak mówi się wyraźnie – mówili o tym przewodniczący Rady Herman van Rompuy i szef Komisji Europejskiej Jose Barroso - o tym że będziemy odchodzić coraz bardziej od jednomyślności do odpowiednio zbalansowanej większości. Demokracja opiera się na większości. W naszych systemach większość ma rację. Tak samo teraz w Radzie większość zdecyduje, że takie a nie inne działanie zostanie podjęte. Dla tych, którzy się nie godzą, będzie albo okres refleksji, albo ścieżka: możecie opuścić tę organizację, to organizacja dobrowolna. A kolejka następnych krajów, które widzą same zyski z tego, że jesteśmy w Unii, już czeka: Chorwacja z podpisanym traktatem, czeka na ratyfikację, z oficjalnym statusem kandydata Czarnogóra, z przyszłym statusem kandydata Serbia, nie wspominając o Turcji, która od dawna ma status kandydata, ale nie ma wyznaczonej żadnej daty.

Czyli możliwe jest odłączanie się kolejnych członków Unii? Czy to na dłuższą metę nie szkodziłoby idei wspólnoty europejskiej, że można tak występować, wstępować…

Można wstępować i występować, bo już takie przypadki były. Nikt o tym nie mówi, ale część jednego kraju członkowskiego się odłączyła. Dania to nie jest ten kraj, który znamy na naszym kontynencie, to również Grenlandia, która jest częścią Danii. I Grenlandia odłączyła się od Unii Europejskiej, a w niej wcześniej była. Czyli już mamy takie przypadki i to jeszcze przed Traktatem Lizbońskim, który określa ścieżkę wyjścia z Unii, jeśli dany kraj nie chce partycypować w integracji.

W zglobalizowanym świecie żaden kraj w Europie nie jest wystarczająco silny i wystarczająco duży, żeby poradzić sobie sam. Nawet Niemcy, które doskonale zdają sobie z tego sprawę. Zatem potrzebujemy być razem, żeby być przeciwwagą dla takich potęg jak Chiny, Indie, Brazylia, Rosja i oczywiście Stany Zjednoczone, z którymi się ścigamy od dawna i słabo nam idzie w tym wyścigu. Żeby być konkurencyjnym, żeby nie stać się skansenem, muzeum do odwiedzania przez inne narody, musimy produkować coś takiego, co inni będą od nas kupować, czyli musimy być globalnym graczem. Mamy nadzieję, że tą przyszłą drogą będą technologie, innowacyjność, patenty. Tworzymy ramy prawne, żeby Europa była w tym względzie najbardziej konkurencyjna. Wszyscy muszą współpracować ze sobą, bo wszyscy korzystamy ze wspólnego rynku. Dobrodziejstw unijnych jest mnóstwo. Nie mówiąc już o tym, że my jako Polska korzystamy realnie z euro unijnych budując drogi, stadiony, mosty i tak dalej. Nawet jeśli już się wzbogacimy na tyle, że ta bezpośrednia pomoc Unii nie będzie do nas przychodziła, to warto jest płacić za wspólny rynek, z którego wszyscy korzystają naprawdę, bilans handlowy pokazuje wyraźnie, ile mają zysku ze wspólnego rynku. A ponadto, o czym mało kto mówi, a co moim zdaniem jest najważniejsze, unia jest gwarantem pokoju w Europie. Mamy połączone rynki, nie mamy żadnej ekonomicznej przyczyny wywoływania wojen, wszyscy korzystamy z tego, że jesteśmy razem. Co nie znaczy, że we wszystkim się zgadzamy. Bo nigdy nie zgadzaliśmy się w naszej historii we wszystkim. Historia Europy to historia wojen. Teraz zmądrzeliśmy na tyle, że widzimy, że nie musimy się zabijać, nie musimy się ograbiać, żeby wszyscy mogli korzystać na wspólnej idei europejskiej. To jest taka utopia, która się zrealizowała w praktyce i o którą trzeba dbać. Bo to jest bardzo kruche.

fot.
fot. Flickr/consilium.eu

Czasami wystarczy iskra, szczególnie teraz w kryzysie, który teraz dopiero pokazuje swoje straszne oblicze, kiedy ludzie mają zagrożone miejsca pracy, kiedy ich oszczędności będą topnieć, bo te banki, które źle zarządzały funduszami, pożyczając je bankrutom, stracą. Na kryzysie ludzie tracą. W związku czym wszystkie fobie, strachy odżywają. Ludzie mogą się na tyle bać, że będą chcieli odizolować się od innych chroniąc swój rynek. Boję się, że te nacjonalistyczne hasła, które pojawiają się w takich momentach mogą zacząć dominować. Nie chciałabym, żebyśmy mieli powtórki z historii. Ta lekcja historii połowy XX wieku nas bardzo wiele kosztowała.

W trakcie rozwiązywania kryzysu tworzy się nowy układ sił – Niemcy i Francję, widać wyraźnych liderów, którzy projektują dla całej Europy. A jeśli nie potrafią się porozumieć - mamy impas. To bardzo wiele mówi. Czy Polska będzie mogła znaleźć w tym układzie miejsce dla siebie?

Ten układ francusko-niemiecki to nie jest nic nowego. Od samego początku, od Wspólnoty Węgla i Stali był osią tego mariażu. Nowe jest to, że te kraje nawet nie ukrywają, że muszą się konsultować w tej chwili z kimkolwiek innym. Te randki Merkoziego (jak się teraz określa nazwiska Angeli Merkel i Nicolasa Sarkozy’ego) są w zasadzie cotygodniowe, na których zapadają pewne decyzje, które potem są przekazywane nieformalnie jako decyzje Unii Europejskiej. Na to się inne kraje nie godzą, my to nazywamy metodą międzypaństwową, a chcemy stosować metodę wspólnotową. Wszystkie kraje przy stole, wspólna dyskusja i ten rezultat, te negocjacje mają być korzystne dla wszystkich (…).

źr.
źr. Flickr/consilium.eu

Jeśli chodzi o rolę Polski, wydaje mi się, że dzięki prezydencji, którą właśnie kończymy, Polska pokazała, że jest silnym graczem. Obserwuję nasz kraj tutaj z bliska, jeśli chodzi o rządzących, jak uczestniczyli we wcześniejszych negocjacjach. Właściwie ciągle nie było widać Polski. Gdy weszliśmy do Unii w 2004 roku, to akurat był moment przekazania pałeczki przez premiera Millera Markowi Belce. Rząd Marka Belki, to był rząd techniczny, który zarządzał krajem przez krótki okres do następnych wyborów, ten czas bardzo szybko przeleciał. Następne wybory dały władzę osobom, które się bały Unii Europejskiej, które w referendum były na nie. Nic dziwnego, że pozycja rządu PiS wtedy w koalicji w LPR i Samoobroną w negocjacjach unijnych, bardzo ważnych, dotyczących perspektywy 2007-2013 była na zasadzie oporu do wszystkiego, oporu z lękiem. Można było zamiast tego usiąść do stołu i zacząć rozgrywać karty albo rozdawać karty. Bo wszyscy oczekiwali, że Polska jako największy kraj z tych nowych, najpierw z dziesiątki, potem z dwunastki, będzie tym przewodnikiem i głosem nowych krajów.

Jednak Polska się zupełnie z tego wycofała. Przez ponad dwa lata, kiedy ten przestraszony Unią Europejską rząd był w Polsce, myśmy nie podejmowali żadnej inicjatywy. Nie pokazywaliśmy, że chcemy rzeczywiście, w pełni partycypować w tym projekcie unijnym, co było źle odebrane, to znaczy zmarginalizowało Polskę. Wtedy wypłynęli Węgrzy, Rumuni, które pokazały się jako kraje bardziej rzutkie w tym względzie.

/

źr. Flickr/consilium.eu

źr.
źr. Flickr/consilium.eu

W tej chwili Polska jest widoczna poprzez różne wystąpienia, także takie bardziej kontrowersyjne, jak mówią niektórzy, jak to ministra SZ Radosława Sikorskiego – mnie osobiście podobało się to wystąpienie, choć można by się zastanawiać, czy dyplomata powinien używać takich ostrych sformułowań. Ale czasami trzeba, żeby się ocknąć, żeby kimś potrząsnąć. W europejskiej prasie były przychylne komentarze. Niektóre mówiły, że może trochę za ostro Polska zaczyna się domagać miejsca przy stole. Jednak niektórym oczy się otworzyły, że no tak, ma prawo: duży kraj, szósty największy kraj w Unii Europejskiej, duży rynek, jedyny zdrowy rynek. Mamy więc prawo być przy tym stole.

Paradoksalnie okazuje się, że w naszym własnym kraju nie wszystkim się to podoba. Są krytycy, którzy uważają, że mówienie w ten sposób jest zdradą stanu, czego nie rozumiem kompletnie. Myślę, że to wynika z tego, że wiele osób w Polsce po prostu nie rozumie tych niuansów europejskich.

Rozmawiała Agnieszka Kamińska, portal polskieradio.pl