Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Tomasz Owsiński 22.11.2012

"Mówienie o prowokacji 11 listopada przesadzone"

Posłowie sejmowej komisji spraw wewnętrznych przez niemal cztery godziny słuchali informacji MSW o działaniach policji 11 listopada w Warszawie, kiedy to w centrum miasta doszło do burd podczas Marszu Niepodległości.
Komendant Główny Policji Marek Działoszyński oraz minister spraw wewnętrznych Jacek Cichocki podczas posiedzenia sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych w Sejmie.Komendant Główny Policji Marek Działoszyński oraz minister spraw wewnętrznych Jacek Cichocki podczas posiedzenia sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych w Sejmie.PAP/Paweł Supernak

Mówienie o policyjnej prowokacji 11 listopada w stolicy jest mocno przesadzone - ocenił szef MSW Jacek Cichocki. Z kolei komendant główny policji nadinsp. Marek Działoszyński powiedział, że zabezpieczenie manifestacji tego dnia było na najwyższym poziomie.

W trakcie dyskusji m.in. część posłów opozycji podnosiła zarzuty, że do burd przyczynili się policjanci, którzy byli zamaskowani, w kominiarkach. Pojawiły się też opinie, że demonstranci odebrali jako prowokację obecność oddziałów policji w pełnym rynsztunku i uzbrojeniu.

Odnosząc się do tych opinii szef MSW Jacek Cichocki powiedział, że policjanci, także ci w pełnym rynsztunku, zabezpieczali nie tylko Marsz Niepodległości, lecz także lewicową manifestację pod hasłem "Faszyzm nie przejdzie" oraz marsz "Razem dla Niepodległej" z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego. - Nie odniosłem takiego wrażenia, żeby zabezpieczenie policyjne Marszu Niepodległości jakoś było szczególnie ostentacyjne i miało wywołać jakieś szczególne wrażenie - mówił.

- Chyba najwyższa pora, żebyśmy uznali jednak używanie słowa prowokacja za mocno przesadzone - ocenił Cichocki. - To jest szalenie krzywdzące dla samych policjantów, bo to by oznaczało, że oni doprowadzili do zagrożenia dla swoich kolegów i to w imię właściwie czego? - pytał minister.

Wcześniej poseł Artur Górski (PiS), który uczestniczył w Marszu Niepodległości, mówił, że "funkcjonariusze po cywilnemu niczym nie odróżniali się od bandziorów", a "uczestniczy marszu nie wiedzieli, kto jest kim". Zdaniem posła, uczestnicy demonstracji jako prowokację odebrali przemarsz w pobliżu manifestacji oddziałów policji w pełnym rynsztunku i z uzbrojeniem.
- Sytuacja ze skrzyżowania Marszałkowskiej z Żurawią nosi wyraźne znamiona prowokacji - ocenił

Wiceprezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości b. poseł Artur Zawisza, uczestniczący w posiedzeniu komisji, uznał, że "operacja użycia zamaskowanych funkcjonariuszy bez uprzedzania opinii publicznej była bezpośrednim zarzewiem konfliktu". Zauważył też, że "tam, gdzie nie było policji, tam był całkowity spokój". Podkreślił również, że podtrzymuje - wypowiadaną przez organizatora marszu tuż po burdach - "tezę o możliwych prowokacjach".

Na początku posiedzenia wiceszef MSW Michał Deskur poinformował, że do pierwszych starć chuliganów z policją doszło jeszcze przed godz. 15.40, kiedy rozpoczął się Marsz Niepodległości. Ok. godz. 14. na ul. Grzybowskiej pseudokibice zaatakowali funkcjonariuszy, z kolei ok. godz. 15.30 do konfrontacji doszło w okolicach Dworca Centralnego. Wcześniej, ok. godz. 12.30 ok. 1500 pseudokibiców zebrało się koło kina "Muranów", gdzie zamierzali zaatakować demonstrację lewicową. Policyjne informacje wskazywały, że może dojść do próby blokady tej manifestacji i ataku na jej uczestników przez bojówki pseudokibiców.

- To wszystko powoduje, że możemy stawiać hipotezę, że pseudokibice dążyli do konfrontacji z policją i uczestnikami innych zgromadzeń - ocenił Deskur. Dodał, że dotychczas zatrzymano 174 osoby w związku z zajściami 11 listopada.

Komendant główny policji nadinsp. Marek Działoszyński przypomniał, że 11 listopada w Warszawie rannych zostało 22 policjantów. - Nie mam najmniejszej wątpliwości, że obrażenia, których doznali zostały spowodowane przez chuliganów, bandytów. Oni uczestniczyli w marszach po to, żeby się bić - zaznaczył komendant.

Mówiąc o oskarżeniach o używanie przez funkcjonariuszy kominiarek, Działoszyński powiedział, że byli to policjanci z grup specjalnych - Biura Operacji Antyterrorystycznych i Centralnego Biura Śledczego (łącznie ok. 250 funkcjonariuszy). Podkreślił, że ci policjanci mają prawo, by chronić swoją tożsamość, bo na co dzień zatrzymują najpoważniejszych przestępców, a dodatkowo ich kominiarki są niepalne, co było o tyle ważne, że demonstranci używali m.in. rac.

Szef policji zaznaczył też, że po 11 listopada w internecie opublikowano setki zdjęć, filmów obrazujących zamieszki. - Do tej pory, a mówię to z satysfakcją, zarówno ja, jak i komendant stołeczny, którzy badamy każdy sygnał o potencjalnym nadużyciu, nie znaleźliśmy niczego, co byłoby przekroczeniem uprawnień przez policję - zaznaczył Działoszyński.

Działaniom policji 11 listopada przyglądało się 15 obserwatorów Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Jak mówił komendant stołeczny policji nadinsp. Mirosław Schossler dotychczas nie zgłosili oni żadnych uwag. O przysłanie obserwatorów policja poprosiła też RPO.

W dyskusji poseł Henryk Kmiecik (Ruch Palikota) dziękował policji za sprawną akcję i doprowadzenie do tego, że marsz mógł być kontynuowany. - W demokracji każdy ma prawo do demonstracji, ale to ma się odbywać w spokoju - podkreślił. Stanisław Wziątek (SLD) ubolewał natomiast, że osoby, które do tej pory zostały skazane po zajściach 11 listopada, mają bardzo niskie wyroki.

Piotr van der Coghen (PO) ocenił, że niezrozumiałe są pretensje do demonstracji sił policyjnych, bo to działania prewencyjne. "To jest przekaz dla uczestników marszu: Będziemy was chronić i mamy czym. Jeśli kogoś to rozjusza, to tylko potencjalnych bandytów, więc skąd ta troska - pytał van der Coghen.

to