Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR
Michał Przerwa 17.09.2013

Co dalej z Costa Concordią? Ekipy już zaczynają pracę

Po krótkim świętowaniu sukcesu operacji ustawienia w pionie wraku Costa Concordii, biorące w niej udział ekipy biorą się do pracy. Przygotują statek do opuszczenia akwenu w pobliżu wyspy Giglio. Stanie się to dopiero na wiosnę.

Pierwszych oględzin wraku, zwłaszcza z prawej strony, która przez 611 dni pozostawała pod wodą, dokonał już odpowiedzialny za operację szef włoskiej obrony cywilnej Franco Gabrielli.

Katastrofa Costy Concordii >>>

Uważa on, ze zniszczenia są mniejsze niż się obawiano. Kiedy wykluczone zostanie jakiekolwiek zagrożenie, można będzie przystąpić do poszukiwania ciał dwóch ofiar katastrofy, których wcześniej nie znaleziono.

W drugiej kolejności nastąpi otwarcie sejfów w kabinach pasażerów, wezmą w tym udział przedstawiciele prokuratury. Na uwagę, że po podniesieniu wraku przestała być widoczna nazwa statku, eksperci wyjaśnili, że jest on w tej chwili zanurzony aż do szóstego z dwunastu pokładów.
Na brzegu pojawił się już pierwszy malarz amator, który chce uwiecznić ten nowy widok.

PAP
PAP

Jak przebiegła akcja

Nawiązując do okoliczności katastrofy w rezultacie uderzenia o podmorskie skały, włoskie media podkreślają: wystarczyła godzina, by wycieczkowiec nabrał wody i zaczął się przewracać; podnosić go trzeba było prawie całą dobę.
Powolna, rekordowa pod każdym względem i bezprecedensowa operacja podniesienia wraku, zwana fachowo po angielsku parbuckling (podnoszenie na linach), rozpoczęła się w poniedziałek o godzinie 9 rano.
Po dwóch godzinach zaczęła być widoczna pierwsza zmiana w położeniu wraku. Około południa jednostka została oddzielona, czy wręcz oderwana od skał, w które się wbiła. To była kluczowa, najtrudniejsza faza prac.
Wczesnym popołudniem podniesiono wrak już o dwa metry. Z każdą chwilą ukazywały się kolejne fragmenty burty, zniszczonej i przeżartej przez rdzę.
Jednocześnie koordynatorzy akcji zapewniali, że - choć z opóźnieniem - wszystko przebiega bez większych problemów, a struktura statku doskonale reaguje na podejmowane czynności.
Na miejscu operację obserwowało ponad 400 wysłanników mediów z całego świata. Reprezentowali, jak zauważono, tak wiele krajów, jak ponad 3 tysiące pasażerów, którzy wsiedli na statek rok i 8 miesięcy temu w porcie Civitavecchia, by wyruszyć w przerwany jeszcze tego samego dnia rejs po Morzu Śródziemnym.
Próbie podniesienia statku towarzyszyło od pierwszej chwili ogromne napięcie. Nie brakowało też obaw, czy zniszczony statek nie rozpadnie się pod wpływem gigantycznej siły, jakiej użyto, by go dźwignąć.
Operacją, realizowaną przez włosko-amerykański koncern Titan-Micoperi kierował 52-letni Nick Sloane z RPA, który w przeszłości ratował statki od Nowej Gwinei po Meksyk, między innymi tankowce podpalane przez piratów u wybrzeży Somalii.
W sztabie kontrolnym, obserwującym położenie statku, było 10 mężczyzn i kobieta.
We wraku zainstalowano kamery, które cały czas przekazywały z niego obraz do sztabu, a także mikrofony rejestrujące szelesty i hałasy na pokładzie.
Nowy statek Costa Concordia kosztował blisko 500 milionów euro. Wstępne koszty jego podniesienia oszacowano na co najmniej 600 milionów euro.

'' IAR/MP