Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Juliusz Urbanowicz 01.04.2014

NATO pręży muskuły

Sojusz wojskowy Zachodu reaguje na awanturniczą politykę Rosji, chcąc wzmacniać siły zbrojne Ukrainy i systemy obronne w krajach członkowskich na swojej wschodniej flance.
Od lewej: szef ukraińskiej dyplomacji Andrij Deszczyca i sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen na wtorkowym spotkaniu w BrukseliOd lewej: szef ukraińskiej dyplomacji Andrij Deszczyca i sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen na wtorkowym spotkaniu w Brukseli PAP/EPA/OLIVIER HOSLET

Rosja cofa oddziały, ale utrzymuje presję

Rosjanie poinformowali, że zaczęli usuwać we wtorek niektóre spośród oddziałów skoncentrowanych na granicy z Ukrainą - by zademonstrować, że po aneksji Krymu nie zamierzają przejmować środkami wojskowymi innych części terytorium sąsiedniego państwa.

Rosyjskie wojska nadal zagrażają Ukrainie

(źródło: UA 1+1/x-news)

Presja Moskwy na Kijów wcale jednak przez to nie zelżała. Przeciwnie, wypowiedziała ona umowę, która gwarantowała Ukraińcom dostawy gazu ziemnego po obniżonej cenie – w zamian za zgodę na stacjonowanie na Krymie Floty Czarnomorskiej. Koncern Gazprom natychmiast zażądał podwyżki o ok. 40 procent.


Ukraińcy zmagają się z podwyżkami cen gazu

(źródło:UA 1+1/x-news)

Nie ma dnia, żeby Rosja nie próbowała zaszkodzić Ukrainie na arenie międzynarodowej. Notorycznie też wtrąca się do jej polityki zagranicznej i wewnętrznej. Zdaniem Kremla, Ukraina może być wyłącznie państwem neutralnym, co wykluczałoby jej ewentualne członkostwo w NATO. Dyplomacja rosyjska forsuje też plan tzw. federalizacji Ukrainy, który, gdyby został zrealizowany, oznaczałby faktyczny rozbiór tego państwa – jak stwierdził w wywiadzie dla Polskiego Radia eurodeputowany Paweł Kowal.

Sojusznicy dają odpór

Dlatego też najnowsze - zresztą niepotwierdzone - ruchy wojsk rosyjskich nie zmieniły ani na jotę zamierzeń szefów dyplomacji 28 państw członkowskich NATO, którzy zjechali się do Brukseli, żeby zrewidować politykę Sojuszu Północnoatlantyckiego wobec Rosji, udzielić konkretnego wsparcia zagrożonej Ukrainie i wzmocnić poczucie bezpieczeństwa wśród sojuszników – nadwerężone przez ekspansjonistyczne poczynania Rosji.

Prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama oznajmił w ubiegłym tygodniu, że ani jego kraj, ani pakt wojskowy, w którym Ameryka odgrywa główną rolę, nie zamierzają interweniować militarnie na Krymie. Dał jednak jasno do zrozumienia, że zachodni sojusznicy nie tylko potępiają działania Rosji - jako niezgodne z prawem międzynarodowym i zagrażające bezpieczeństwu w Europie - ale i nie pozostaną wobec nich bezczynni.

Ukraińcy poćwiczą z nami?

We wtorek ukraiński parlament przygotował grunt do współpracy z NATO - zezwalając na przeprowadzenie manewrów Sojuszu na swoim terytorium do końca tego roku. Jak informuje portal "Ukraińska Prawda", planowane są między innymi ukraińsko-polskie ćwiczenia lotnictwa i żandarmerii, ukraińsko-amerykańskie ćwiczenia sił lądowych, lotnictwa i marynarki wojennej, a także ukraińsko-mołdawsko-rumuńskie manewry sił zmechanizowanych. Wreszcie - wielonarodowe ćwiczenia piechoty i jednostek górskich.

W części donoszącej się do udziału Polski te informacje zdementował we wtorek premier Donald Tusk. - Nie przewidujemy żadnych wspólnych manewrów wojskowych na terenie Ukrainy  - oznajmił.

W wymiarze wojskowym jawna współpraca Ukrainy i NATO sprowadza się na razie głównie do tego, że żołnierze Ukraińcy pałaszują tysiące racji żywnościowych podarowanych przez Amerykanów, ale z całą pewnością to zaledwie początek, a nie kulminacja współdziałania w sferze militarnej. Ministrowie spraw zagranicznych państw sojuszu uzgodnili bowiem z szefem dyplomacji tymczasowego rządu w Kijowie Andrijem Deszczycą  podjęcie "natychmiastowych i długofalowych działań, aby wzmocnić zdolności Ukrainy do zapewnienia sobie bezpieczeństwa" .

Wzmocnienie wschodniej flanki

Stratedzy NATO na serio zabierają się też za zwiększanie poczucia bezpieczeństwa u swoich członków ze wschodniej flanki, którzy alarmują, że Rosja znów im zagraża.

Już wkrótce znacząco wzmocniona ma być baza lotnicza NATO w Rumunii. Jak ujawnił we wtorek prezydent tego kraju Trajan Basescu, Amerykanie zwrócili się o zgodę na zwiększenie liczby korzystających z bazy samolotów i personelu. Teraz znajduje się tam około 1000 amerykańskich żołnierzy, a ich liczba ma wzrosnąć o dodatkowych 600 osób. Baza Mihail Kogalniceanu jest wykorzystywana obecnie głównie przy wycofywaniu amerykańskich jednostek z Afganistanu, ale jej znaczenie rośnie, gdyż ulokowana jest nad Morzem Czarnym – w sąsiedztwie Krymu, ale i Naddniestrza, zajętego siłą w latach 90. ubiegłego wieku przez oddziały rosyjskie i do dziś kontrolowanego przez Moskwę obszaru na terenie Mołdawii.

Ostatnio USA rozmieściły w Rumunii i Polsce systemy rozpoznania AWACS – to dzięki nim sekretarz generalny paktu Anders Fogh Rasmussen mógł powiedzieć we wtorek, że NATO na razie „nie widzi”, a więc nie potwierdza, wycofywania rosyjskich jednostek znad ukraińskiej granicy.

W najbliższym czasie Sojusz zamierza zwiększyć liczbę manewrów i ćwiczeń, wysłać dodatkowe jednostki rotacyjne do państw granicznych, a nawet ustanowić w nich nowe, stałe bazy paktu – czego wcześniej nie robiono, by nie drażnić Rosji, która była traktowana jako partner Zachodu w budowie międzynarodowego ładu bezpieczeństwa.

Współpraca z Rosją – w zamrażarce

Jednak Moskwa sama ten status przekreśliła – zajmując Krym i destabilizując sytuację na Ukrainie. W konsekwencji brukselska Kwatera Główna Sojuszu zamraża swoje relacje z Rosją. Nie będzie na razie żadnej praktycznej współpracy cywilnej i wojskowej NATO z tym krajem. Jak powiedział we wtorek Rasmussen: - Rosja podważyła zasady, na których opierało się jej partnerstwo z NATO i w rezultacie nie może być dłużej wspólnych działań, jakby nic się nie stało.

Co więcej, sekretarz generalny paktu mówi wyraźnie, że NATO jest gotowe rozszerzać się o nowych członków (a więc i o Ukrainę, o ile wyrazi taki zamiar) – jeśli tylko znajdą się chętni, którzy spełnią wymagane kryteria. Ostatnio wzrosło zainteresowanie współpracą z Sojuszem nie tylko w gronie państw postkomunistycznych, ale i krajów skandynawskich: Szwecji i Finlandii. One również obawiają się zagrożenia rosyjskiego.

Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że Sojusz jest organizacją tracąca na znaczeniu, a jej jedynym istotnym zadaniem jest zwijanie misji afgańskiej, którą trudno uznać za sukces. Obecnie NATO budzi się z letargu i znów – prawie jak w latach „zimnej wojny” - wydaje się fundamentem istnienia demokratycznych państw Zachodu.

Sikorski chce dwóch brygad

Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski powiedział we wtorek, że byłby szczęśliwy, gdyby w naszym kraju stacjonowały dwie ciężkie brygady NATO. - Życzylibyśmy sobie większej, stałej obecności sojuszników na naszym terytorium, aby wypełnić to, co jest aspiracją naszą od dawna, aby wszyscy członkowie NATO mieli takie samo poczucie bezpieczeństwa i taki sam poziom bezpieczeństwa - dodał.

Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski o potrzebie stacjonowania wojsk NATO w naszym kraju

(źródło:TVN24/x-news)

Zdaniem Sikorskiego, działania Rosji na Ukrainie wpłynęły na zmianę intencji NATO wyrażonych w politycznej deklaracji z lat 90. o nierozmieszczaniu na stałe znaczących sił bojowych (definiowanych, jako dwie brygady) na terytoriach nowych członków. W akcie założycielskim Rady NATO - Rosja z 1997 r. Sojusz potwierdził, że "w obecnych okolicznościach w sferze bezpieczeństwa" będzie realizował cele kolektywnej obrony i inne misje raczej poprzez zapewnienie interoperacyjności, integrację i zdolność do wzmocnienia swych sił niż "poprzez dodatkowe stałe stacjonowanie znaczących sił bojowych".

Podczas ubiegłotygodniowego pobytu w Europie Barack Obama zasygnalizował jednak zamiar zmiany tych założeń. I teraz na serio rozważane jest ulokowanie przez NATO stałych baz zwłaszcza w postradzieckich państwach bałtyckich, o czym rozmawiali we wtorek szefowie dyplomacji 28 państw.

A wszystko to za sprawą Rosji i jej bulwersujących działań wobec Ukrainy.

Juliusz Urbanowicz