Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Agnieszka Jaremczak 04.09.2014

Rozpoczyna się szczyt NATO. Polska będzie bardziej bezpieczna?

Z punktu widzenia Warszawy najważniejsze będą decyzje dotyczące wzmocnienia wschodniej flanki NATO. Wiadomo już, że w naszej części Europy nie będzie stałych baz wojsk Sojuszu.
Posłuchaj
  • W Newport odbędzie się dwudniowy szczyt NATO. Relacja Beaty Płomeckiej (IAR)
  • Szczyt NATO. Oczekiwania ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Relacja Grzegorza Drymera (IAR)
  • Polska na szczycie NATO. Relacja Wojciecha Cegielskiego (IAR)
Czytaj także

Polskę na szczycie będzie reprezentował prezydent Bronisław Komorowski. Jak zapowiedział, będzie domagać się konkretnych decyzji. - Chcemy, aby szczyt w Newport te właśnie gwarancje bezpieczeństwa krajów naszego regionu zamienił w konkretne ustalenia - mówił w środę wieczorem Komorowski.

Z dotychczasowych wypowiedzi polityków wynika, że żołnierze NATO będą stacjonować rotacyjnie. - Nie będziemy się zniechęcać tylko dlatego, że obecność żołnierzy NATO w Polsce będzie się nazywała ciągła, a nie stała. Liczy się sedno, czyli możliwość praktycznego wypełnienia gwarancji bezpieczeństwa dla Polski. Coś w stylu tego, czym od wielu dekad cieszy się Norwegia, gdzie górskie pieczary amerykańskiej brygady marines są w tej chwili wypełniane nowymi partiami ciężkiego sprzętu - tłumaczył minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.

Szczyt NATO w Newport - czytaj więcej >>>

Szef polskiej dyplomacji pytany o sprzeciw Berlina w sprawie utworzenia w Polsce baz NATO oświadczył: - Ze zdziwieniem konstatujemy, że niektóre kraje zachodnioeuropejskie są tak bardzo powściągliwe wobec wzmacniania flanki, która wydaje się w tej chwili najbardziej zagrożona. Trzeba zrozumieć, że my z powodów historycznych i geograficznych jesteśmy bardziej wyczuleni, mamy prawo do większej obawy. Oni nas mają za swoją minę przeciwczołgową i dlatego mogą reagować z większą wstrzemięźliwością. Przekonywanie zachodnich Europejczyków do naszego punktu widzenia jest procesem żmudnym i czasami frustrującym.

Wojna na Ukrainie: serwis specjalny >>>

Polska a także Litwa, Łotwa i Estonia od wielu miesięcy podkreślają, że rosyjska agresja na Ukrainę musi zmobilizować państwa Sojuszu do zmiany dotychczasowej polityki. W przeddzień rozpoczęcia szczytu NATO prezydent USA Barack Obama odwiedził Tallin. - Musimy potwierdzić zasadę, która zawsze przyświecała naszemu sojuszowi - dla krajów, które spełniają nasze standardy i które mogą wnieść znaczący wkład w sojusznicze bezpieczeństwo, drzwi do członkostwa w NATO pozostaną otwarte - podkreślił prezydent po spotkaniu z przywódcami Estonii, Łotwy i Litwy.

Obama zaznaczył, że NATO i USA są zobowiązane chronić wschodnich członków Sojuszu. Przypomniał, że Estonia, Litwa i Łotwa już raz straciły niepodległość. - Z NATO już nigdy więcej jej nie stracicie - zapewnił. - Będziemy bronić naszych sojuszników w NATO - każdego sojusznika. W tym sojuszu nie ma starych bądź nowych członków, starszych czy młodszych partnerów - to po prostu sojusznicy. I będziemy bronić integralności terytorialnej każdego z nich - dodał.

(źródło: CNN Newsource/x-news)

Zamiast stałych baz będzie rotacyjna obecność żołnierzy Sojuszu w ramach tworzonej tak zwanej "szpicy" sił szybkiego reagowania, zdolnej do działania w ciągu kilku godzin. Sikorski mówi, że decyzje zapadną w ciągu kilku godzin, więc nie należy ich uprzedzać. - Ale będzie to wynik satysfakcjonujący dla Polski, chociaż to powinno się zdarzyć już wiele lat temu, po naszym wstąpieniu do NATO. Jednak lepiej późno niż wcale - dodał minister.

Francja zawiesza dostarczenie Rosji Mistrali>>>

Ograniczenia wobec powstania baz, zwłaszcza amerykańskich, w dawnych państwach bloku radzieckiego zostały ujęte w umowie między Sojuszem a Rosją, tak zwanym "Akcie Stanowiącym" z 1997 roku. Podczas wizyty prezydenta Baracka Obamy w Tallinie nawiązał do niego prezydent Estonii Toomas Hendrik Ilves mówiąc, że od tamtego czasu zmieniły się realia i należy te zasady uaktualnić. Tego samego zdania jest minister Radosław Sikorski.

- Można było i nadal można wzmacniać NATO nie przekraczając tych nigdy nie zdefiniowanych limitów. W Estonii już jest baza, z której korzystają między innymi polskie samoloty - baza w Amari - powiedział szef dyplomacji.

Gen. Keith Alexander, były szef amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (źródło: Bloomberg/x-news)

Z niektórych stolic europejskich dochodzą jednak opinie, że złamanie umowy z 1997 roku byłoby potraktowane przez Moskwę jak prowokacja. - Nie ma w tej chwili żadnego powodu, by obawiać się ataku rosyjskiego na któryś z krajów NATO - pisała niedawno niemiecki dziennik  "Sueddeutsche Zeitung". Zdaniem gazety nie ma też żadnego powodu, by NATO - wysyłając wojsko na Wschód - łamało polityczne obietnice wobec Rosji. - Byłoby to prowokacją, krokiem w kierunku zaostrzenia, a nie w kierunku rozwiązania konfliktu - czytamy.

- NATO musi bronić swych członków, a nie patrzeć w dokumenty - tak te opinie komentuje minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak. W wywiadzie dla niemieckiego dziennika "Die Welt" szef MON mówi twardo: - stosunki między NATO a Rosją powinny być zdefiniowane całkowicie na nowo.

Prawdopodobnie w Szczecinie zostanie utworzone dowództwo sił szybkiego reagowania. - Będziemy mieć właściwie siły, we właściwym miejscu i czasie. To oznacza bardziej widoczną obecność NATO na wschodzie tak długo, jak to będzie konieczne - deklaruje szef Sojuszu Anders Fogh Rasmussen.
Jednak szczegóły, także te dotyczące liczebności wojsk stacjonujących rotacyjnie, mają w najbliższych miesiącach opracować wojskowi stratedzy.

Konflikt w Europie nie będzie jedynym tematem obrad przywódców 28 państw. Bardzo ważną sprawą będzie również dyskusja nad zahamowaniem terrorystycznej działalności bojowników z Państwa Islamskiego. Waszyngton chce, aby wraz z sojusznikami opracować plan, który doprowadzi do zlikwidowania terrorystów.

Jednym z ważniejszych tematów obrad będzie też nowa misja w Afganistanie. Do końca tego roku NATO ma zakończyć obecną misję w tym rejonie, a od 1 stycznia na miejscu ma się zacząć nowa, znacznie mniejsza operacja. Chodzi tu o szkolenie afgańskiego wojska i policji. By jednak tak się mogło stać, Afganistan musi podpisać stosowne dokumenty najpierw ze Stanami Zjednoczonymi, a potem z NATO.
Ustępujący prezydent Hamid Karzaj zrzucił to na swojego następcę, ale tego wciąż nie ma. Po czterech miesiącach od wyborów, wciąż nie wiadomo, kto je wygrał. Na wniosek jednego z kandydatów Abdullaha Abdullaha trwa ponowne liczenie głosów, ale Abdullah już zapowiedział, że nie zaakceptuje wyników audytu, bo w procesie znów wystąpiły nieprawidłowości. Jeszcze w czerwcu Rasmussen mówił, że w czasie szczytu NATO Afganistan będzie miał nowego prezydenta i będzie już można przedstawić szczegóły nowej operacji. Jednak od kilku miesięcy sytuacja stoi w miejscu, co oznacza, że nowa misja może nie rozpocząć się o czasie.
Jak dotąd, Amerykanie zadeklarowali, że pozostawią w Afganistanie 9 tysięcy żołnierzy. Deklaracje złożyło też kilka innych krajów NATO. Polska w tej sprawie milczy.

IAR/PAP/asop