Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Polskie Radio
Klaudia Hatała 15.03.2015

Syryjska wojna domowa powinna być wyrzutem sumienia dla całego cywilizowanego świata

Od czasu II wojny światowej nie było jeszcze tak ogromnej katastrofy humanitarnej. Zachód jednak jest bezradny i zadowala się deklaracjami. Taka bezczynność przyczyniła się do powstania w Syrii Państwa Islamskiego.
Podczas wojny domowej w Syrii zginęło co najmniej 220 tysięcy osób. Połowa mieszkańców całego kraju uciekła ze swoich domów, z czego ponad 4 miliony osób wyjechały z Syrii do sąsiednich krajów lub do EuropyPodczas wojny domowej w Syrii zginęło co najmniej 220 tysięcy osób. Połowa mieszkańców całego kraju uciekła ze swoich domów, z czego ponad 4 miliony osób wyjechały z Syrii do sąsiednich krajów lub do EuropyPAP/EPA
Galeria Posłuchaj
  • To miała być pokojowa rewolucja, ale stała się najbardziej brutalną wojną XXI wieku. Mijają cztery lata od wybuchu wojny domowej w Syrii. Relacja Wojciecha Cegielskiego (IAR)
Czytaj także

Cztery lata temu na ulice syryjskich miast wyszli ci, którzy chcieli obalenia rządzącej w Syrii dynastii Asadów. Jej najmłodszy syn Baszar, kształcony na Zachodzie okulista, rządził krajem od 2000 roku i choć początkowo nie chciał być politykiem, po śmierci ojca musiał przejąć schedę. Wciągnięty w machinę władzy, stał się takim samym tyranem jak jego ojciec.

Gdy na ulice Damaszku, Rakki czy Hamy wyszli protestujący, Zachód chwalił odwagę Syryjczyków. Ale optymizm nie trwał długo, bo już kilka dni później okazało się, że władze nie zamierzają kapitulować, a protesty zostały krwawo stłumione. Po kolejnych manifestacjach i krwawym odwecie z wojska uciekało coraz więcej żołnierzy, którzy ostatecznie stworzyli Wolną Armię Syrii – bojówkę, która miała doprowadzić do upadku Asada.

Ale spirala przemocy nakręcała się. Władze nie kapitulowały, a zbrojna opozycja nie poddawała się. Mnożyły się kolejne ostrzały i naloty. Pod bombami ginęli nie tylko demonstrujący czy żołnierze, ale także pacjenci szpitali, uczniowie w szkołach i zwykli Syryjczycy w swoich domach. Widać było, że syryjska rewolucja wcale nie doprowadzi do demokratycznych przemian, ale spowoduje jeszcze większy rozlew krwi.

Dzisiaj, po czterech latach, syryjska wojna toczy się między trzema obozami – rządowym wojskiem wciąż pewnego siebie Asada, zdziesiątkowaną Wolną Armią Syrii oraz islamistami, którzy pojawili się na froncie w kilkanaście miesięcy od rozpoczęcia protestów. To właśnie oni, znani jako Państwo Islamskie, są dzisiaj najbardziej okrutnymi aktorami tej wojny. W mieście Rakka, gdzie dochodziło do pierwszych demokratycznych protestów, stworzyli stolicę swojego kalifatu.

Bilans wojny domowej w Syrii jest przerażający – 220 tysięcy zabitych, 12 milionów uchodźców, miasta leżące w gruzach, bezrobocie rzędu 57 procent. Ci, którzy uciekli z kraju stanowią coraz większy problem dla Europy. Sąsiadujące z Syrią państwa nie są już w stanie przyjmować nowych uciekinierów, dlatego w desperacji Syryjczycy coraz częściej próbują z pomocą przemytników dostać się do Europy, płynąc wątłymi pontonami przez Morze Śródziemne.

ONZ apeluje o pieniądze na pomoc uchodźcom, ale z zakładanych 8 miliardów dolarów udało się jak dotąd zebrać jedynie połowę. Nie sposób policzyć, ile razy w ciągu ostatnich czterech lat słychać było apele, że jeśli nie znajdą się środki, nie będzie za co utrzymać tych, którzy uciekli z piekła wojny.

Rozwiązania sytuacji nie widać, bo wszyscy okopali się na swoich pozycjach. Syryjskie władze wciąż nie zamierzają się poddać. Ambasador tego kraju w Polsce Idris Meya mówił mi, że władze w Damaszku same poradzą sobie z problemem radykałów z Państwa Islamskiego, jeśli tylko sąsiednie pańswa zamkną granice i nie pozwolą na wjazd do kolejnym, potencjalnym bojownikom. Samo Państwo Islamskie jest w coraz większych opałach, ale oficjalna propaganda islamistów pełna jest butnych haseł. A tzw. cywilizowany świat, chyba już zapomniał o Syrii.

WOJNA W SYRII - zobacz serwis specjalny>>>

Od czasu, gdy zaczęła się wojna, Rada Bezpieczeństwa ONZ wiele razy próbowała przeforsować różnego rodzaju rezolucje w tej sprawie. Za każdym razem były one blokowane przez Rosję i Chiny - sojuszników prezydenta Baszara al-Asada. Bardziej uważni obserwatorzy tego, co dzieje się w siedzibie Narodów Zjednoczonych na Manhattanie twierdzą, że taki stan rzeczy odpowiada wszystkim. Stany Zjednoczone i Europa mają bowiem perfekcyjną wymówkę, dlaczego nie udało się zrobić nic, by zakończyć syryjską wojnę. Inną sprawą jest to, czy jakiekolwiek rezolucje ONZ cokolwiek zmieniłyby.

Sytuacja w wymieszanej etnicznie Syrii skomplikowała się jak nigdy w historii. W kraju panuje chaos i bezprawie. Oprócz centrum Damaszku, władza nie ma już nigdzie 100-procentowej kontroli. Część obszarów Syrii przechodzi z rąk do rąk, a mieszkańcy nie mogą być pewni jutra. Negocjacje z którąkolwiek z trzech stron konfliktu (w uproszczeniu) skazane są na porażkę. W ostatnich miesiącach dyplomatyczną klęskę ponieśli tak doświadczeni gracze jak były Sekretarz Generalny ONZ Kofi Anan oraz Algierczyk Lakhdar Brahimi.

Nikt nie ma dobrego pomysłu na Syrię. Wiele wskazuje na to, że wojna potrwa jeszcze dobrych kilka lat, bo problemu nie rozwiąże nawet pokonanie Państwa Islamskiego, co według CIA może jeszcze zająć kolejne dwa lata. Ostatnie cztery, bardzo bolesne lata powinny skłonić Zachód do wyciągnięcia lekcji. Zwłaszcza, że Syria zapłaciła najwyższą cenę za to, że część jej mieszkańców chciała żyć w bezpiecznym i demokratycznym kraju.

Wojciech Cegielski