- Żona będąc w ciąży chodziła do ginekologa i nie było żadnych zapowiedzi tego, co się stało. Dwie godziny po porodzie lekarze stwierdzili, że dziecko może nie przeżyć – wspomina dramatyczne chwile ojciec Zosi.
Także pani Joanna podkreśla, że bardzo dobrze się czuła się w ciąży. - Spokojnie czekaliśmy na narodziny Zosi. Tuż po porodzie lekarze nie pokazali mi dziecka, wiedziałam, że coś jest nie tak. Na początku nawet nie było wiadomo, co jest Zosi – opowiada kobieta.
Po kilku godzinach dziecko trafiło do innego szpitala, na oddział kardiologii. Przeszło kilka operacji, także na otwartym sercu. Przez pierwsze miesiące pani Joanna właściwie mieszkała z córką w szpitalu, bo ta z obniżoną odpornością ciągle łapała infekcje. - Problemom nie było końca. Nie było widać światełka, żeby to kiedyś miało się skończy – dodaje.
Zrozpaczeni rodzice zdecydowali się na poszukiwanie pomocy za granicą. - W Niemczech pewien profesor zgodził się pomóc. Okazało się, że to wada jedna na milion przepadków. Potrzebne oczywiście były pieniądze. Musieliśmy zebrać 120 tys. zł, pomogło nam bardzo wiele osób – wspomina ojciec dziewczynki.
Posłuchaj innych Trójkowych reportaży >>>
Operacja w Niemczech się udała. Dziś Zosia uczy się w podstawówce, jest bardzo dobrą uczennicą, jest pełna życia i optymizmu. Jej rodzice, z wdzięczności założyli fundację "Mam serce". - Czuliśmy, że musimy oddać to, co inni nam dali. Chcieliśmy zrobić coś, żeby pomóc ludziom, którzy też muszą leczyć dzieci za granicą – dodają zgodnie.
Mimo że wiąże się to z koniecznością zdobywania każdorazowo ogromnych sum, wiedzą, że warto, bo o życie dziecka trzeba walczyć za wszelką cenę.
Reportaż na moje.polskieradio.pl - słuchaj, kiedy chcesz >>>
Zapraszamy do wysłuchania reportażu "Mam serce" Joanny Bogusławskiej.
(ei)