Ponad dwustu żołnierzy leczy się w Klinice Psychiatrii i Stresu Bojowego w Warszawie. - Państwo go wysłało, MON go wysłał, to proszę niech MON i państwo mu pomoże wyjść z tego wszystkiego. Jeżeli u mnie stwierdzono stres powojenny, to niech mi pani wierzy do dzisiaj nikt na ten temat ze mną nie rozmawiał. Taka jest zasada. Nie pamięta się o tym, co było, trzeba iść naprzód - wyjaśnia jeden z bohaterów reportażu. Wielu "misjonarzy" szuka pomocy na własną rękę.
- Część pacjentów jest w stanie stwierdzić, że coś się z nimi dzieje, część natomiast nie zdaje sobie z tego sprawy i zauważa to rodzina, zauważają dowódcy czy przyjaciele, że zmienili się po wyjeździe na misję - opowiada ppłk Wojciech Żarowski z Klinicznego Oddziału Psychiatrycznego w Szpitalu Wojskowym w Krakowie.
O traumie wojennej niewielu chce mówić, a dowódcy często nie chcą o tym słyszeć. W rozmowach między sobą żołnierze nie cenzurują informacji o tym, co działo się podczas misji, ale w domu często milczą. "Misjonarze" przekonują, że rodzina w życiu żołnierza to sacrum, taki kokonik, którego nie wolno naruszać.
- Strasznie ciężko określić co to znaczy stres bojowy. Pani psycholog czy pan psychiatra zadają pytania typu: Czy śnią się panu wybuchy? Czy słyszy pan jakieś głosy? Oczywiście, że mi się śnią wybuchy - mówi żołnierz z trzydziestoletnim stażem. - Z perspektywy czasu potrafię państwu powiedzieć, że tego nie chcę pamiętać, albo tamtego nie chcę pamiętać. Do dzisiaj jak jadę drogą i widzę, że coś nie pasuje do tej drogi, to odbijam albo przyspieszam - przyznaje.
Zapraszamy do wysłuchania całego reportażu Ewy Szkurłat (PR Kraków) "To jest wojna, proszę pani" .
Reportaży na antenie Trójki można słuchać od poniedziałku do czwartku o godz. 18.15.
(ed)