Funduszu więc nie będzie. Rada Ministrów nie przyjęła przygotowywanego od 2 lat projektu przepisów, które pozwalały na stworzenie Turystycznego Funduszu Gwarancyjnego. – Który byłby drugim filarem, i mógłby zabezpieczyć naszych klientów na 100 proc. – podkreśla Marek Kamieński, wiceprezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Agentów Turystycznych, gość Polskiego Radia 24.
Dwa lata prac i konsultacji na marne
Nie było przesłanek wskazujących na to, że rząd podejmie taką decyzję. – Ale na podstawie logicznej analizy faktów, jakie miały miejsce, uważam że to słuszna decyzja. Podjęta w okresie pełnego spokoju panującego na rynku usług turystycznych. Od dwóch lat tym spokojem cieszymy się i my, i klienci. Ubiegły rok był bardzo korzystny dla branży turystycznej, firmy miały zyski i ich płynność, stabilność finansowa umocniła się. Ten rok przebiega również bardzo korzystnie, a rynek dynamicznie rośnie, są to dwucyfrowe wzrosty – wyjaśnia Krzysztof Piątek, prezes Polskiego Związku Organizatorów Turystyki, gość Radiowej Jedynki.
Zapobiegliwość nie jest w cenie
Obecna sytuacja gospodarcza temu sprzyja, jest mocny złoty. A co będzie, jeśli np. nasza waluta straci na wartości? Prezes Piątek uważa, że trzeba być optymistą, ale równocześnie na bieżąco analizować sytuację i ryzyko na rynku.
– Ustawodawca także monitoruje sytuację i podjął słuszną decyzję, że w obecnym momencie brak zagrożeń dla branży turystycznej, tych finansowo-ekonomicznych i nieuzasadnionym byłoby ściąganie z rynku corocznie kilkunastu milionów albo bezpośrednio z kieszeni klienta, po to żeby utrzymywać instytucję Funduszu w stanie „stand by”, oczekującą na ewentualne niewypłacalności ze strony biur podróży, a która miałaby kosztować klientów ok. 2–4 mln zł rocznie – wylicza gość Radiowej Jedynki.
Turystom pomaga minister finansów
Ale na przykład nasze wkłady bankowe są jednak ubezpieczone, i zapewne utrzymanie Bankowego Funduszu Gwarancyjnego też kosztuje, jednak w momencie kłopotów jakiegoś banku czy kasy oszczędnościowej – wszyscy się cieszą, że jest. Upadek biura podróży to zwykle kłopoty dla kilkuset, czy tysięcy osób, więc może warto działać na rzecz utworzenia Funduszu?
– Turystyka zorganizowana jest działalnością regulowaną, i klienci korzystający z usług biur podróży są chronieni ustawą o usługach turystycznych, są rozporządzenia, które troszczą się o zdrowie i bezpieczeństwo finansowe klienta – uważa prezes Piątek.
Mamy co prawda wyższe gwarancje, bo biura podróży kupują ubezpieczenia. Po kłopotach, które wystąpiły w turystyce w 2012 roku, na wiosnę 2013 minister finansów podniósł minimalne gwarancje dla organizatorów turystyki, co miało zapewnić bezpieczeństwo na wypadek ewentualnej niewypłacalności.
– Gwarancje zostały podniesione do poziomów, które mają zapewnić wystarczające środki do sprowadzenia klientów do kraju, jak również do zwrotu wszystkich zaliczek za imprezy niezrealizowane. I wydaje się, że ten cel został osiągnięty, choć na pełną analizę będzie czas pod koniec roku – dodaje.
Po co pracowano nad ustawą o Funduszu
Jako powód odrzucenia ustawy rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska podała m.in. właśnie zbyt wysokie koszty działania takiej instytucji. Rząd nie widzi sensu zwiększania obciążeń klientów biur podróży, skoro obecne gwarancje są wystarczające a Fundusz kosztuje. Czy to oznacza, że 2 lata pracowano nad projektem, który jest niepotrzebny?
– Uważam, że to dobrze, iż prowadzono wielotorowo prace nad zagwarantowaniem pełnego bezpieczeństwa klientom biur podróży. Jedna ścieżka, ministra finansów, to zwiększanie wysokości gwarancji ubezpieczeniowych. Druga, czyli rozważania na temat Funduszu, (a właściwie proces legislacyjny – przyp. red.) wymagają czasu, rozmów, konsultacji i branża w tym uczestniczyła. Po dwóch latach rząd podjął jedyną słuszną decyzję, którą przyjęliśmy z ulgą, że to nowe obciążenie, które wydaje się teraz zbędne, nie spocznie na naszych i naszych klientów barkach – podkreśla prezes Polskiego Związku Organizatorów Turystyki .
Propozycji doskonałych nie ma
Co teraz? – Cofnęliśmy się w pracach o 2 lata. Odbyły się setki spotkań, narad, posiedzeń, także w ramach komisji sejmowej, i to obecnie zostało jednym posunięciem zniwelowane – uważa gość Polskiego Radia 24. I daje dwie propozycje. Pierwsza to komercyjne ubezpieczenia wyjazdów, których oferowaniem nie są jednak zainteresowane towarzystwa ubezpieczeniowe.
– Były już takie pomysły wśród biur i agencji turystycznych, by jakieś biuro ubezpieczyciela przyjmowało indywidualne ubezpieczenia klientów, np. w wysokości 15 zł, ale żadne z towarzystw ubezpieczeniowych nie podjęło rozmowy na ten temat. Drugim pomysłem było utworzenie funduszu-skarbonki, do którego wpadałoby te 15 zł, byłoby to na koncie Ministerstwa Sportu i Turystyki, i w momencie kiedy jakieś biuro by upadło i nie starczyło ubezpieczenia podstawowego, minister mógłby uruchomić te środki, np. na ściągnięcie turystów do kraju. Jednak tu pojawiły się pytania i wątpliwości – czy te pieniądze powinny leżeć bezczynnie, kto powinien nimi zarządzać, kto sprawdzałby organizatorów, czy wpłacili odpowiednie kwoty – tłumaczy Marek Kamieński.
Biura podróży nie widzą zagrożeń
I jest jeszcze trzecia droga: nie robić nic. – Nie. Trzeba cały czas działać, by klienci czuli się bezpiecznie, trzeba też dostrzec, że bardzo dużo zostało zrobione. Nawet ta stara ustawa o usługach turystycznych gwarantuje klientom biur podróży pełne bezpieczeństwo. Jest tam napisane, iż gdyby nastąpiła niewypłacalność biura podróży, to rząd zatroszczy się o sprowadzenie klientów do kraju i zwrot wszelkich zaliczek. Czyli klient może się czuć bezpiecznie. A dalsze prace nad zwiększaniem poczucia bezpieczeństwa niech będą prowadzone – komentuje prezes Piątek.
Obecnie Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz Ministerstwo Spraw Zagranicznych mają wypracować nowe rozwiązania wzmacniające rolę marszałków, ułatwiające procedury i współpracę marszałków z konsulami.
Krzysztof Rzyman, Justyna Golonko, Małgorzata Byrska