Anna Kamińska, ubiegłoroczna mistrzyni świata w jeździe rowerowej na orientację i tegoroczna wicemistrzyni, wcześniej uprawiała biegi na orientację. – Przesiadłam się na rower, bo jest w tym trochę więcej adrenaliny i prędkości – tłumaczy Kamińska.
Do uprawiania tej dyscypliny sportu nie potrzeba wiele. Wystarczą chęci a poza tym rower, kask i mapnik, czyli pulpit o wielkości 30 x 30 cm, montowany na kierownicy rowerowej. – Mapy dostaje się na minutę przed startem – opowiada Kamińska. – Trasy i terenu, po którym będziemy jechać wcześniej także nie znamy.
Mapa jest jednak na tyle dokładna, że zaznaczone są na niej wszystkie, nawet najmniejsze ścieżki i pagórki, niemalże każde większe drzewo. Na trasie rozstawione są punkty kontrolne, które trzeba "zaliczyć", ale trasę, by do nich dotrzeć, należy wybrać samemu. Wówczas przydaje się doświadczenie i umiejętność realnej oceny własnych możliwości. – Zanim zawodnik dotrze do kolejnego punktu zastanawia się, czy da radę podjechać pod wzniesienie, które znajduje się na jego drodze, czy też powinien wybrać inną trasę – tłumaczy Kamińska. – Czasem sieć dróg jest bardzo rozległa i nie jesteśmy w stanie szybko nawigować. Wówczas lepiej wybrać objazd, którego trasa jest dłuższa, ale mniej jest skrzyżowań.
Zresztą, zdaniem naszej "orientalistki" nie ma sensu ułatwiać sobie życia używając na przykład GPS-a. – Często mapy, które dostępne są w takim sprzęcie, nie są na tyle dokładne, by wystarczyło to w zawodach – mówi Kamińska. – Współrzędne szybciej policzymy sami, bo często ludzki mózg łatwiej zorientuje się w terenie sam niż przy użyciu takich nowoczesnych technologii.
Więcej na ten temat dowiesz się, słuchając całej rozmowy z Anną Kamińską.
(kd)