Bogumił Łoziński uważa, że Putinowi chodziło o przekaz dla Zachodu dotyczący gospodarki. - Zawierucha na Krymie zaczęła przynosić negatywne efekty. Być może prezydent Rosji się tego tak szybko nie spodziewał - powiedział.
Według publicysty Putin swoimi wypowiedziami nie zamknął sobie drogi do żadnego rozwiązania. - Obrzydliwe były te fragmenty związane Berkutem, gdy mówił, że to on był poszkodowany. To jest odwracanie rzeczywistości. Rodzą się pytania, na ile w ogóle można rozmawiać i traktować poważnie Putina - podkreślił.
Zofia Wojtkowska uważa, że Putin doskonale wie, że sankcje spowodują straty głównie po stronie Rosji. - Wydaje mi się, że konferencja była przemyślana. Putin był zabezpieczony, miał rezerwę na wypadek spadków akcji. To stara metoda sowieckiej propagandy, najpierw rykniemy i wszystkich przestraszymy, a potem liczymy na to, że jeśli nie będziemy gryźć, to wszyscy nam za to podziękują - powiedziała.
Zdaniem publicystki do Putina przemawia tylko argument siły. - Ten argument siły ekonomicznej, który pada w rozmowie z Obamą i Merkel prawdopodobnie zadziała. Polityka cofania się przed Putinem do niczego nie prowadzi - podkreśliła.
Protesty na Ukrainie: serwis specjalny >>>
Prezydent Rosji na razie nie widzi konieczności wprowadzania wojsk na Ukrainę. Władimir Putin mówił o tym w trakcie konferencji prasowej w Moskwie. Gospodarz Kremla zaznaczył, że na Ukrainie doszło do zbrojnego przewrotu i nielegalnego przejęcia władzy. Podkreślił, że jest gotów wysłać wojsko na Ukrainę, gdy będzie zagrożone życie rosyjskojęzycznej ludności.
Rozmawiała Maja Borkowska.
(to/mk)