Dmytro Kułyk w lutym i maru 2022 roku miał 17 lat. Jak mówi, nie uświadamiał sobie niebezpieczeństwa wojny, do czasu, kiedy na własne oczy nie zobaczył jej okrucieństw.
12 marca na podwórku jego domu eksplodował pocisk. Zabił siedem osób, w tym dwoje dzieci. - Pamiętam to bardzo dobrze. Zobaczyłem tych leżących ludzi. Było dużo krwi. Słyszałem krzyk sąsiada, któremu eksplozja oderwała nogę - relacjonuje uchodźca.
Jak dodaje, wiosną 2022 w całym Mariupolu podobne sceny miały miejsce codziennie. Jedną z największych rosyjskich zbrodni było zrzucenie bomby lotniczej na budynek Teatru Dramatycznego, w którym ukrywało się do tysiąca cywilów. Dmytro Kułyk - był w okolicach teatru kilka godzin przed tragedią. Jak wspomina, było tam bardzo dużo ludzi. Widział jak wychodzili przed teatr, zbierali opał, gotowali. Jak dodaje, nie widział tam natomiast żadnych wojskowych, tak jak twierdzą Rosjanie. - Byli tam wyłącznie cywile dzieci, kobiety, mężczyźni - wspominał.
00:55 12804054_1.mp3 Rosyjskie zbrodnie w Mariupolu mogły pochłonąć życie dziesiątek tysięcy cywilów - ocenia rozmowie z Polskim Radiem świadek dramatycznych wydarzeń sprzed niemal 2 lat. Materiał Pawła Buszki (IAR)
Rosjanie zbombardowali teatr 16 marca 2022 roku, tego samego dnia Dmytrowi Kułykowi, razem z ojcem udało się wyjechać z miasta. Później dowiedział się, że jego dom także został zbombardowany i spłonął.
Według szacunków opublikowanych w raporcie Human Right Watch uszkodzeniu lub zniszczeniu uległo ponad 90 procent wielopiętrowych budynków mieszkalnych w centralnej części Mariupola. Liczba ofiar jest trudna do oszacowania, bo Rosjanie po zdobyciu miasta zacierają ślady swoich zbrodni. Szacuje się, że, w tym przed wojną półmilionowym mieście od rosyjskich bomb i pocisków zginąć mogło kilkadziesiąt tysięcy osób.
IAR/dad