Rodzinne strony opuścił już dawno, ale nie zapomniał gdzie się wychował i nadal gwarzy po Śląsku, choć podkreśla, że tylko wśród swoich.
Marek Plawgo swoje rodzinne strony odwiedza teraz rzadko, ale widzi jak Śląsk się zmienia.
- Wielu rzeczy pewnie nie zauważam, bo na Śląsku się wychowałem i jestem po prostu przyzwyczajony do tego specyficznego zapachu, czy koloru powietrza. Niektórych to dziwi, ale dla mnie taki Śląsk jest naturalny – mówi Marek Plawgo.
Pierwsze zainteresowania sportowe sprintera, też są związane ze Śląskiem. Wprawdzie nie grał w piłkę nożną, ale z zapałem kibicował Ruchowi Radzionków.
- Grę piłkarzy mogłem obserwować z okien domu, wprawdzie tylko wysokie piłki, ale to wystarczyło, żeby pokochać właśnie tę drużynę - wspomina Plawgo.
Sam nie został piłkarzem z bardzo prostego powodu, zawsze był wybierany do składu na końcu, ale przede wszystkim dlatego, że jego talent sprinterski objawił się już wtedy - był po prostu szybszy od piłki.
- Ja się rozpędzałem, a piłka nie nadążała i ją traciłem – z uśmiechem wspomina Plawgo.
Potem przyszła moda na koszykówkę i Plawgo oszalał na punkcie słynnego okrzyku Włodzimierza Szaranowicza, „hej, hej tu NBA”.
Nie zdecydował się jednak na grę zespołową. Dla siebie wybrał dyscyplinę, w której ostateczny efekt zależy tylko od jednego człowieka, czyli od niego.
- Wolę wszystko robić sam i być odpowiedzialny za porażki, ale też spijać całą śmietankę sukcesu, a tak może być tylko w sporcie indywidualnym – podsumowuje Plawgo.
Aby obejrzeć całą rozmowę Tomasza Zimocha z Markiem Plawgo wystarczy kliknąć w ikonę kamery w boksie "Video" w ramce po prawej stronie.
(ah)
Wiecej informacji o Marku Plawgo oraz 4 innych polskich sportowcach przygotowujących się do Igrzysk Olimpijskich w Londynie na stronie serwisu specjalnego 600 dni do Londynu. Zapraszamy.