Według urzędu statystycznego Biełstat po białorusku mówi w domu zaledwie 23 procent Białorusinów, i tylko 5,8 procent mieszkańców stolicy. Ci ostatni używają głównie języka rosyjskiego.
Franak Wiaczorka mówi, że słabe rozpowszechnienie białoruskiego to poważny problem. Zaznacza, że sytuacja znacznie pogorszyła się za rządów Aleksandra Łukaszenki. - Zamknięte zostały białoruskie szkoły. Edukacja wyższa przeszła na język rosyjski – zauważa. Jednocześnie dodaje, że opozycja poświęcała tej sprawie ostatnio mniej czasu i energii. – Wyparły to inne problemy.
- Po publikacji tych wyników musimy zmienić radykalnie naszą działalność, zwrócić uwagę na zmniejszającą się ilość Białorusinów mówiących po białorusku, i zacząć kampanię promowania języka białoruskiego – mówi Franak Wiaczorka.
Przy tym wyjaśnia, że w Mińsku nie ma już praktycznie szkół białoruskich. - Kiedy poszedłem do szkoły gdy miałem 6 lat - Łukaszenka został wtedy prezydentem - w Mińsku było ponad 80 białoruskich szkół. Teraz w stolicy są tylko trzy szkoły, gdzie wszystkie przedmioty wykładane są po białorusku. Moja młodsza siostra codziennie jeździ z domu do szkoły, kilkanaście kilometrów, tylko po to, żeby uczyć się w języku białoruskim – opowiada.
Główne przyczyny takiego stanu rzeczy to jego zdaniem dominacja języka rosyjskiego w mediach, rosyjskojęzyczny Internet i szkoła wyższa. - Rodzice wybierając szkołę dla dziecka, patrzą na jego perspektywy w przyszłości. Widzą, że z białoruskim językiem nie będzie ich miało. I oddają go do szkoły rosyjskiej – podsumowuje.
Więcej na ten temat już wkrótce na blogu Franaka Wiaczorki.
agkm