– Największy błąd został popełniony na początku lat 90., kiedy należało osądzić twórców stanu wojennego – uważa Antonii Mężydło z PO. – W tej chwili mamy tylko ocenę historyczną, a ta bywa różna w zależności od historyka. Wyrok sądu pozwalałby na jednoznaczną ocenę – dodaje. W jego opinii uspokoiłoby to społeczne emocje. Dariusz Jończyk z SLD mówi, że decyzja gen. Jaruzelskiego, jak on sam ją tłumaczy, była strategiczna z punktu wojskowego. – Odnoszę wrażenie, że z każdą rocznicą emocje są coraz większe. Myślę, że PiS wykorzystuje tę tragedię do zademonstrowania siły i podburzenia społeczeństwa – mówi. Tymczasem ocenę trzeba pozostawić historykom.
Dorota Arciszewska-Mielewczyk z PiS uważa, że łatwo tak mówić, gdy nie straciło się nikogo z bliskich, np. dziecka. – Należało ukarać ramię, a nie rękę, czyli zomowców, którzy strzelali. Przez 20 lat usprawiedliwia się twórców stanu wojennego, a już szczytem było uczynienie z Kiszczaka i Jaruzelskiego ludzi honoru – denerwuje się. Jej zdaniem ostatnie wystąpienie min. Sikorskiego w Berlinie jest pewnego rodzaju kontynuacją ówczesnych wydarzeń. Anna Grodzka z Ruchu Palikota opowiada, że czuła ulgę w momencie wprowadzenia stanu wojennego, gdyż ówczesne postulaty "Solidarności" były nierealne i mogło dojść do rozlewu krwi. – Trzeba powtórzyć słowa gen. Jaruzelskiego, że to było mniejsze zło – deklaruje. A za mankament stanu wojennego uważa gospodarcze zahamowanie za rządów pułkowników.
>>>Przeczytaj pełny zapis Debaty
Janusz Dmitruk z PSL wspomina, że dla niego stan wojenny był końcem nadziei. – Młode pokolenie ludowców było nastawione buntowniczo. Starsi nas hamowali, gdyż mieli doświadczenie '47 roku, gdy wojsko spacyfikowało stary PSL – opowiada. Jego zdaniem z doświadczeń stanu wojennego należy wyciągnąć daleko idące wnioski, gdyż dziś także może dojść do konfrontacji między młodym pokoleniem a aktualnymi elitami.
Patryk Jaki (Solidarna Polska) twierdzi, że irytujące jest powtarzanie tez o możliwej interwencji radzieckiej. – Trzeba powiedzieć wprost, że nic takiego nie było planowane i tylko ówczesna propaganda rozsiewała takie pogłoski – mówi Jaki. Powołuje się na radzieckiego gen. Kuligowa, który utrzymuje, że to gen. Jaruzelski prosił ich o interwencje, bo nie mógł sobie poradzić z "Solidarnością".
Rozmawiał Przemysław Szubartowicz.
(lu)