Roman Czejarek: W brukselskim studiu przy mikrofonie Jacek Protasiewicz, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, Platforma Obywatelska. Dzień dobry, panie przewodniczący.
Jacek Protasiewicz: Dzień dobry, panie redaktorze, dzień dobry państwu.
Krzysztof Grzesiowski: Witamy w Sygnałach o poranku. Panie przewodniczący...
J.P.: Dzień dobry panom redaktorom.
K.G.: ...zacznijmy od umowy, od porozumienia ACTA, bo to teraz głośno o tym, czyli o międzynarodowej umowie handlowej zobowiązującej jej sygnatariuszy do walki z naruszeniem praw autorskich i handlem podróbkami. Jak wszyscy wiemy, w ostatni weekend zostały zaatakowane strony instytucji rządowych w naszym kraju. Dziś przed siedzibą Parlamentu Europejskiego, przed przedstawicielstwem Parlamentu Europejskiego w Warszawie ma dojść też do protestu. Ale to nie wszystko, bo wczoraj internauci zablokowali także strony kilku instytucji rządowych we Francji i w Austrii, czyli także w krajach unijnych. Czy to jest temat do rozmów w Brukseli?
J.P.: Aktualnie nie. Ten temat był bardzo głęboko dyskutowany tu, w Parlamencie Europejskim, ale jakieś ponad rok temu, jesienią 2010 roku, kiedy Parlament Europejski przyjmował rezolucję wyrażającą opinię Parlamentu w sprawie negocjacji nad tą umową wówczas trwających, no i muszę powiedzieć, że po długiej dyskusji, ona nie była łatwa, nie było jednomyślności, ale Parlament wyraził wstępną zgodę dla Komisji Europejskiej do prowadzenia tych negocjacji i do zakończenia ich mniej więcej w takiej formie, w jakiej one się w grudniu zakończyły.
K.G.: Czyli z tego punktu widzenia rzecz sprowadza się do informacji o tym, że w czwartek państwa unijne mają tę umowę podpisać, w Tokio zresztą.
J.P.: Tak, Komisja Europejska i państwa unijne te, które są gotowe do podpisania, bo nie wszystkie są, w tym m.in. Niemcy czy Austria, ale wedle mojej wiedzy brak ewentualnego podpisu już teraz, w czwartek, niemieckiego czy austriackiego przedstawiciela nie będzie wynikał z wątpliwości co do tekstu umowy, ile jakby z niezakończonych wewnętrznych konsultacji międzyinstytucjonalnych. To są państwa, proszę pamiętać, federacyjne, więc u nich ten proces dochodzenia do takiej zgody na podpisanie decyzji jest nieco dłuższy niż u nas.
K.G.: Czyli obecne protesty niczego nie zmienią.
J.P.: Myślę, że nie, dlatego że proszę pamiętać, iż opinie w sprawie ACTA krytyczne, negatywne również wysyłane przez internautów trafiały do nas także w 2010 roku, a więc parlamentarzyści europejscy, negocjatorzy, Komisja Europejska mieli świadomość wątpliwości, o których internauci informują dzisiaj w Polsce chociażby i mamy wrażenie, znaczy nasi negocjatorzy mają wrażenie, że owszem, część tych uwag jest zasadna, chociaż one jakby pokazują następującą oto sytuację – jeżeli ktoś będzie chciał akurat nadużywać oczywiście zapisów tej umowy, to może się zdarzyć, że dojdzie do tych negatywnych decyzji, ale w gruncie rzeczy umowa jest tak skonstruowana, nie żeby ograniczać wolność internautom, tylko żeby chronić prawa autorskie i żeby chronić tych, którzy są twórcami, autorami jakiegoś dobra przed tym, żeby tym dobrem handlowano, rozpowszechniano go w sposób nielegalny, no i ze szkodą dla tego, kto jest twórcą, autorem.
K.G.: Swoją drogą ciekawe, dlaczego przez tak długi okres było wokół tego dokumentu tak cicho, a teraz jest tak głośno.
J.P.: W Polsce, dlatego że...
K.G.: No, mamy jeszcze Francję i Austrię.
J.P.: No zgoda, jest... Bo też mamy do czynienia, co tu dużo mówić, z klasycznym pospolitym ruszeniem w Internecie. Szkoda, że ono rzeczywiście jest uruchomione tak późno, bowiem gdyby wcześniej... no, może nie w takiej skali, ale gdyby wcześniej te konsultacje były w Polsce przeprowadzone również ze środowiskiem internautów, bo to, że były prowadzone z organizacjami pożytku publicznego, ze stowarzyszeniami nie ma wątpliwości, mówił o tym wczoraj minister kultury na konferencji prasowej, później w mediach, więc jakby proces konsultacji w Polsce został przeprowadzony, być może internauci, którzy są może jeszcze dzisiaj najmniej zorganizowani, mają zastrzeżenia, że zostali pominięci, ale za to potrafią się zorganizować w taką formę pospolitego ruszenia, bardzo skutecznego zresztą.
K.G.: Panie przewodniczący, to teraz o innej umowie, innym pakcie, o innym, no, traktacie, bo i taka nazwa pada. Przypomnę – w ubiegłym tygodniu Parlament Europejski zajął stanowisko, zresztą na wniosek Polski, cytuję: „W porozumieniu, traktacie fiskalnym (bo o tym będzie mowa) wszyscy jego sygnatariusze obecni i przyszli członkowie strefy euro powinni mieć takie same prawa uczestnictwa w szczytach strefy euro”. Decyzje co do paktu fiskalnego mają zapaść, i to jak najszybciej, bo 30 stycznia mamy oto szczyt przywódców państw Unii Europejskiej. W którym momencie w tej chwili jesteśmy?
J.P.: Jesteśmy w dniu, w którym rozpoczynają się – nawet dzisiaj za godzinę – obrady ministrów finansów i to jest bodaj ostatnie takie robocze na poziomie ministerialnym spotkanie, które ma wypracować ostatni projekt tej umowy, co nie znaczy, że ostateczny, bowiem ostateczny oczywiście powstanie za tydzień, w zasadzie w poniedziałek, krócej niż tydzień, na spotkaniu przywódców państw Unii Europejskiej, czyli tak zwanym szczycie, i tam zapadną decyzje finalne.
Na co chciałbym zwrócić uwagę? My nie upieramy się tylko i wyłącznie o to symboliczne krzesło, żebyśmy byli przy stole, zwłaszcza kiedy niektórzy nas tam nie chcą. Nam raczej chodzi o pewne kwestie zasadnicze, czy będziemy w ten sposób, w jaki to teraz jest czasami forsowane, głównie może przez Francję i jej sojuszników, czy będziemy de facto jakby otwierali możliwość powstawania Unii w Unii, czyli dwóch różnych organizacji międzynarodowych, które posługują się dwoma różnymi dokumentami prawnymi, a w przyszłości być może również dwoma różnymi instytucjami, bo i takie pomysły były, czy też bronimy jedności Unii Europejskiej w składzie 27, a już de facto 28 państw. I nawet rozumiejąc, że niektóre są bardziej zaawansowane, jeśli chodzi o proces integracji, te, które mają euro, inne dopiero do tego etapu zmierzają, ale bronimy tego, co jest wartością, czyli wspólnoty całego, prawie całego kontynentu europejskiego.
Tak że jest to spór o wartości, mamy wielu sojuszników, w tym właśnie Parlament Europejski, bowiem Parlament nie tyle opowiedział się w interesie partykularnym, indywidualnym polskich negocjatorów, ile rozumie tę naszą argumentację i również tak jak my jest zaniepokojony, że ta nowa umowa, ten nowy traktat fiskalny może gdzieś doprowadzić do pęknięcia w ramach Unii Europejskiej.
K.G.: Panie przewodniczący, zatem ile prawdy jest w zdaniu, że umowa, ta umowa fiskalna, o której rozmawiamy, będzie włączona do unijnych traktatów, co nie grozi tworzeniem tak zwanych dwóch Unii?
J.P.: W gruncie rzeczy... Ja oglądałem tekst ostatniego projektu i rzeczywiście tam w wielu paragrafach jest bardzo klarownie zapisane, że w sprawach, których one dotyczą, odwołuje się ta umowa do ogólnych traktatów unijnych, czyli tych, które obejmują 28 już państw. Więc zapisy na papierze rzeczywiście mogą tworzyć... dawać bezpieczeństwo, ale chcielibyśmy, aby jeszcze ta forma... strona praktyczna również nie wprowadzała de facto dwóch Unii: Unii eurostrefy i tych, którzy są poza nią, i dlatego wnioskujemy o to, aby kraje, które wprawdzie euro się nie posługują, ale należą do Unii Europejskiej, brały udział w rozmowach dotyczących spraw eurostrefy bez prawa głosowania, to jest oczywiste, ale z prawem zabierania głosu i wyrażania opinii.
K.G.: Bo ten ostatni projekt mówi o zapraszaniu krajów spoza strefy euro, które podpiszą pakt, na co najmniej jeden szczyt w roku, a tych szczytów mają być co najmniej dwa, no więc na którymś nas zabraknie, znaczy nas, a także innych krajów, w który euro nie obowiązuje.
J.P.: No więc to jest postęp zarówno w stosunku do tego, co było we wcześniejszych projektach, jak i pewien postęp w stosunku do tego, z czym mamy dzisiaj do czynienia, dlatego że proszę pamiętać, że i dzisiaj bez tej umowy spotykają się przecież ministrowie finansów eurostrefy i na te spotkania przedstawiciele krajów nieposługujących się euro zapraszani nie są. Był taki podczas polskiej prezydencji też głośny spór w Polsce o to, czy to dobrze, że minister Rostowski, wówczas z racji prezydencji polskiej przewodniczący posiedzeniom ministrów finansów w takich zebraniach tej eurostrefy, ministrów eurostrefy nie uczestniczy, czy to dobrze, czy to źle, i w kampanii wyborczej ten wątek również się pojawiał. A więc to, co jest już w tym projekcie aktualnie dyskutowanym, już jest i tak krokiem w dobrym kierunku. Ale negocjacje trwają, 6 dni, jakie do szczytu przed nami, to naprawdę w tych realiach brukselskich, by tak powiedzieć, szmat czasu. I walczymy.
K.G.: A jeśli... to już tak na zakończenie, jeśli proponowane rozwiązania nie będą zgodne z naszymi polskimi interesami, to wtedy trzymać się wersji ministra Sikorskiego, czyli jak nie, to nie?
J.P.: Decyzje, wie pan, będą zapadać w momencie, w którym będziemy znali realia, ale wydaje mi się, że rzeczywiście jeśli nie, to... jeśli będzie (...) upór, ażeby państwa, które przystąpią do umowy tej nowej nie uczestniczyły w posiedzeniach, które będą rozstrzygały o kwestiach umową objętych, no to rzeczywiście przystępowanie jest nie tyle może bez sensu, ale budzi poważny, stawia poważny znak zapytania, czy przystępować do tej umowy, czy nie. Ale jak mówię, tu nie chodzi o polskie widzimisię, tylko o to, czy walczymy o jedną Unię Europejską, czy też wyrażamy zgodę na pewne procesy, które mogą w konsekwencji doprowadzić do de facto dwóch Unii czy Unii dwóch prędkości. Nam bardzo zależy, ażeby te procesy nie zostały uruchamiane, nawet we wstępnej fazie, stąd tak pryncypialne, stanowcze stanowisko polskiego rządu i ta ofensywa dyplomatyczna pana premiera.
K.G.: Dziękujemy za rozmowę, dziękujemy za spotkanie. Brukselskie studio Sygnałów dnia, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Jacek Protasiewicz.
(J.M.)