Jest to rzadkie zjawisko. Siding Spring (jej formalna nazwa to C/2013 A1) przelatuje w odległości niecałych 140 000 kilometrów od Marsa z prędkością 56 km/s. Zdjęcia powinny zarejestrować znajdujące się na powierzchni Marsa łaziki Opportunity i Curiosity.
Ale jest to piękno niebezpieczne i dlatego NASA, ESA, a także Indyjska Agencja Kosmiczna uruchomiły specjalne procedury, które mają uchronić okrążające Marsa orbitery przed skutkami rozsiewanego przez kometę pyłu.
- Taki przelot jest niwzwykle razdki - mówi dr Michael Brown, astronom z Monash University. - Ostatni taki przelot skończył się zderzeniem z Jowiszem. Było to 20 lat temu. Mamy szczęście, że w tym wypadku wokół Marsa zgromadzona jest cała flotylla sond, które zrobią zdjęcia.
- Taki przelot jest niezwykle rzadki - mówi dr Michael Brown, astronom z Monash University. - Ostatni taki przelot skończył się zderzeniem z Jowiszem. Było to 20 lat temu. Mamy szczęście, że w tym wypadku wokół Marsa zgromadzona jest cała flotylla sond, które zrobią zdjęcia.
Możliwe, że pył uciekający z komety będzie wchodził w reakcje z atmosferą Marsa. Mogą zdarzyć się zorze.
Kometa nie jest duża - ma 400 m średnicy. Pochodzi z początków istnienia Układu Słonecznego, a zatem sprzed 4,5 mld lat. Astronomowie mają nadzieję, że dane zgromadzone podczas przelotu komety pozwolą lepiej zrozumieć, jak powstał.
(ew/IAR/Guardian)