- Kometa C/2013 R1 (Lovejoy) została odkryta 7 września tego roku przez australijskiego miłośnika astronomii i zginęła trochę w szumie medialnym spowodowanym przez kometę ISON. Teraz, gdy wiemy już, że ISON nie przetrwała przejścia przez peryhelium i zamiast komety stulecia mamy ledwo widoczną chmurę gazu i pyłu, możemy oddać to, co należne komecie C/2013 R1 (Lovejoy), bo naprawdę jest na co popatrzeć - zachęca astronom.
W pierwszej dekadzie grudnia kometa osiągnie maksimum swojego blasku i jej jasność wynosi 4.5 magnitudo. - Oznacza to, że w świetnych warunkach możemy dojrzeć ją gołym okiem. A o takie nie będzie trudno, bo właśnie na początku grudnia wypada nów Księżyca - mówi dr Olech.
Co więcej, kometa wcale nie niknie w łunie Słońca. - Na początku grudnia znajdziemy ją w północnej części konstelacji Wolarza. To oznacza, że wychodząc na obserwacje około godziny 5.30-6.00 rano, kiedy wciąż jest bardzo ciemno, odnajdziemy ją aż prawie 50 stopni nad wschodnim horyzontem. Trudno wymarzyć sobie lepsze warunki - uważa dr Olech.
Choć kometę da się dojrzeć gołym okiem, to - zdaniem astronoma - znacznie lepiej do jej obserwacji użyć lornetki. Nawet niewielki instrument tego typu pozwoli dojrzeć kometę w pełnej krasie jako wyraźną mgiełkę z lekko zarysowanym warkoczem. Wysoka jasność C/2013 R1 (Lovejoy) będzie utrzymywać się przez cały grudzień. - W drugiej dekadzie miesiąca przejdzie ona do konstelacji Herkulesa i pozostanie tam do końca miesiąca - zapowiada naukowiec.
(ew/PAP-Nauka w Polsce)