Dzisiaj o godzinie 11. w Bazylice św. Piotra będzie msza dla Polaków. Sześć tysięcy Polaków przyjedzie dzisiaj do Rzymu, żeby uczcić 30. rocznicę wyboru Jana Pawła II na Stolicę Piotrową, a o 17.30 w obecności Benedykta XVI odbędzie się premiera filmu "Świadectwo" na motywach książki kardynała Stanisława Dziwisza. Czy coś jeszcze będzie się działo w Rzymie?
Nie, to właściwie jest wszystko, co odbywa się w związku z rocznicą. Mogę tylko dodać, że w kościele św. Stanisława w Rzymie będzie uroczysta msza święta dziękczynna za pontyfikat z prośbą o beatyfikację. Odprawi ją ksiądz arcybiskup Szczepan Wesoły. Mam nadzieje, że mieszkający tutaj Polacy przyjdą i będą w tej mszy świętej uczestniczyć.
Tytuł filmu brzmi "Świadectwo" i są to wspomnienia księdza kardynała Dziwisza. A jakie są wspomnienia i jakie jest świadectwo życia Jana Pawła II widziane oczami księdza prałata Pawła Ptasznika?
Miałem szczęście przez dziesięć lat być dość blisko Jana Pawła II i uczestniczyć w wielu wydarzeniach, o których mówi kardynał Stanisław Dziwisz. Wspomnień jest wiele, choć trudno by było wymienić jakieś jedno konkretne, a nawet wskazać, co było moim udziałem czy to w czasie pielgrzymek, czy w czasie pracy tutaj w Watykanie. To jest jedno wielkie wspomnienie człowieka świętego, z którym dane mi było współpracować; widzieć, jak się modli, pracuje, przyjmuje ludzi; starać się poznać jego sposób myślenia, jego sposób widzenia całego świata.
Na czym praca księdza z Janem Pawłem II polegała?
Kiedy przyszedłem do pracy w sekretariacie stanu, zająłem miejsce księdza – wtedy jeszcze prałata – Stanisława Ryłki, który przeszedł do Rady do spraw Świeckich zostając jej sekretarzem. Moim zadaniem było przychodzić każdego czy prawie każdego dnia do Ojca Świętego z przenośnym komputerem i zapisywać to, co on chciał podyktować. To były teksty na celebracje, na audiencje, również większe dokumenty – encykliki, adhortacje, listy do różnych grup ludzi czy też książki, nie o charakterze nauczania oficjalnego, ale teksty literackie. Potem musiałem to trochę literacko dopracować i przetłumaczyć na język włoski po to, żeby inne sekcje mogły dalej te teksty dopracowywać.
Ale jak to wyglądało? Czy była konkretna godzina, o której ksiądz przychodził do Ojca Świętego i zaczynała się praca?
Ojciec Święty pracował zasadniczo przed południem. Sam mówił, że przed południem lepiej mu się pracuje, myśl jest świeża i łatwiej przychodzi. Dlatego zawsze było to o dziesiątej. Ojciec Święty przychodził do biura po swojej modlitwie, zazwyczaj na tarasie. Po krótkim przywitaniu, siadał przy biurku i właściwie bez jakichkolwiek materiałów zaczynał dyktować. Przy dłuższych tekstach prosił czasem, żeby odczytać mu to, co napisaliśmy wczoraj. Tak wyglądała ta praca.
Jaka emocja towarzyszyła tej pracy?
Ojciec Święty miał taki zwyczaj – to nie było tylko przyzwyczajenie, ale zdaje się taka jego wewnętrzna postawa – że zawsze po zakończeniu dyktowania, pytał: "Co o tym myślisz?"
Rozumiem, że odpowiedź była bardzo trudna…
Na początku to było trudne, bo cóż ja, młody ksiądz, mogłem myśleć o tym, co tworzył papież. Mnie się to wszystko wydawało świetne i doskonałe. Ale po jakimś czasie zobaczyłem, że to nie jest pytanie pro forma, że papież oczekuje współpracy i czasami to pytanie było początkiem dłuższej rozmowy na tematy, o których papież chciał napisać. Czasami była okazja do tego, żeby ewentualnie zapytać Ojca Świętego, jak on to rozumie, a potem tę myśl rozwinąć, a czasami mogłem podpowiedzieć jakieś inne aspekty podejmowanych kwestii i Ojciec Święty chętnie to akceptował.
Tym rozmowom towarzyszył śmiech? Myśl, refleksja, śmiech?… bo znamy ten dowcip Jana Pawła II...
Śmiech może rzadziej. Ale refleksja tak.
Każda z tych rozmów była silnym przeżyciem duchowym?
Na początku tak, to było bardzo duże przeżycie. Potem już było bardziej normalne – tym bardziej, że miałem szczęście uczestniczyć też w codziennym życiu, choćby w niedzielnych obiadach czy w różnych świątecznych spotkaniach i nasze relacje były bardzo ciepłe. Z czasem rozmowy o pracy były bardzo normalne.
A moment wyjątkowy, do którego ksiądz szczególnie wraca?
Takich momentów było bardzo wiele, ale z dużym sentymentem i wzruszeniem wspominam jeden, który uświadomił mi, jak bardzo papież jest wyczulony na obecność drugiego człowieka. Ja już dzisiaj się o tym publicznie wypowiadałem. Chodzi o rok 1997, Rio de Janeiro, to było mniej więcej rok po rozpoczęciu współpracy z papieżem. Na zakończenie pielgrzymki Ojciec Święty dziękował różnym ludziom, którzy zebrali się w domu kardynała, było tam sześćset, może siedemset osób. Na końcu księża z Krakowa, którzy tam pracują i którzy przyjechali specjalnie na Dni Rodzin, poprosili o to, żeby mogli zrobić sobie z Ojcem Świętym zdjęcie. Oczywiście chętnie się zgodził, wiec kardynał Dziwisz ustawił tych księży, ja stałem z boku razem ze świtą papieską i przyglądałem się tej scenie. I nagle słyszę, jak papież pyta: "A Paweł, gdzie?" I to był moment, w którym zrozumiałem, że właściwie zwyczajny współpracownik, o którym papież mógł w całym tym kontekście nie pamiętać, jest dla niego ważny. Poczułem się wyróżniony tym, że papież o mnie pamięta.
Pamięta ksiądz pierwsze osobiste spotkanie z Ojcem Świętym?
Pierwsze osobiste spotkanie było dużo wcześniej. Kiedy przyjechałem tutaj na studia razem z innymi kolegami, w Boże Narodzenie śpiewaliśmy kolędy. To było chyba pierwsze spotkanie. Ojciec Święty pytał każdego z nas, skąd jest, z jakiej parafii, co studiuje, było to bardzo ciepłe, ale nie takie osobiste. Natomiast pierwsze bliskie, osobiste spotkanie, już kiedy przyjechałem tutaj do pracy, to było dokładnie 1. stycznia 1996 roku, podczas obiadu. I znowu Ojciec Święty pytał o to, skąd jestem, pytał o rodzinę. Kiedy powiedziałem mu, z jakiej parafii jestem, od razu przypomniał sobie proboszcza i historię kościoła, jego pożar. To było bardzo ciepłe. Ja widziałem, że on wciąż po tylu latach żyje sprawami, które były aktualne w diecezji podczas, gdy był jej biskupem.
Jak się zmieniło księdza życie po takich codziennych spotkaniach z Ojcem Świętym?
Bycie z człowiekiem świętym jest zawsze wielkim wyzwaniem. To na pewno zmienia, wpływa na codzienność. Choć z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że być może ten czas i ta sposobność nie była do końca przeze mnie wykorzystana. Może można było tamten czas i dzisiejszy czas przeżywać lepiej.
Czy ksiądz prowadził pamiętnik, robił notatki?
Nie, całkiem świadomie nie prowadziłem notatek. Sekretariat Stanu jest taką instytucją, w której obowiązuje duża dyskrecja i jakoś nigdy nie potrafiłem ocenić, co można zapisać, co można pozostawić, a co jest objęte tajemnicą. Dlatego wolałem zachować to w swojej pamięci.
Ksiądz redagował takie dzieła papieża jak "Dar i tajemnica", "Wstańcie, chodźmy", "Tryptyk rzymski", "Pamięć i tożsamość"… Czy któraś z tych książek albo jakieś konkretne zdanie wywarło na księdzu wrażenie?
Chyba najwięcej satysfakcji ludzkiej i chrześcijańskiej przyniósł mi "Tryptyk rzymski". Inne książki, nad którymi dane mi było pracować, zwłaszcza dwie ostatnie: "Wstańcie, chodźmy" oraz "Pamięć i tożsamość" są osobiście dla mnie bardzo ważne. Tam jest taka świeża myśl Ojca Świętego, który u końca pontyfikatu analizuje całą rzeczywistość chrześcijaństwa w kontekście wydarzeń światowych, a także dzieli się swoją własną refleksją. Natomiast cenię sobie książkę "Dar i tajemnica", bo to była pierwsza książka, nad którą wspólnie pracowaliśmy i dla mnie jako księdza to były jedne wielkie rekolekcje.
Jak to było móc przez dziesięć lat budzić się codziennie i wiedzieć, że o dziesiątej przychodzi się do Jana Pawła II i ma się tę godzinę czy pół godziny na rozmowę, na słuchanie?
Z jednej strony to było bardzo wiążące. Nie mogłem sobie pozwolić na to, żeby na przykład któregoś dnia powiedzieć: "Chcę pojechać do domu… czy gdzieś tam pojechać", bo wiedziałem, że Ojciec Święty chce pracować. A z drugiej strony to była wielka radość – móc przyjść, móc być, móc widzieć, jak on przychodzi, modli się i równocześnie dyktuje, i znowu zapada w modlitwę, i tworzy coś wielkiego, co potem, można było ocenić i zobaczyć reakcje ludzi. To była niesamowita satysfakcja.
Od 2. kwietnia 2005 roku, od śmierci Jana Pawła II upłynęło już dużo czasu. Ciągle są pytania: A co z beatyfikacją? Kiedy będzie beatyfikacja? Dlaczego jej jeszcze nie ma?
Myślę, że tak jak dla milionów ludzi na całym świecie, tak i dla mnie Ojciec Święty jest święty bez konieczności ogłaszania tego. Choć byłoby dobrze, żeby w możliwie krótkim czasie dokonał się ten oficjalny akt Kościoła. Trudno tu podawać jakiekolwiek terminy. Proces się toczy, jest już w Kongregacji i mam nadzieję, że będzie to zgodnie z procedurami postępowało.
To, że jest święty widać w Bazylice św. Piotra, przy grobie Jana Pawła II codziennie modlą się tysiące ludzi. Ale jednak pytanie: Santo subito?
Santo subito… to są takie nasze pragnienia. Myślę, że dla samego kultu, dla poznania postaci Jana Pawła II, dla pozostawienia wspomnienia, które może służyć następnym pokoleniom, ten proces jest ważny i dobrze by było, żeby się toczył, tak jak się toczy.
Co się zmieniło w Watykanie od śmierci Jana Pawła II, w czasie pontyfikatu Benedykta XVI?
Wszyscy widzimy, że jest inny rytm. Jan Paweł II jednak, nawet w tym ostatnim okresie, kiedy siły już nie były największe, starał się być aktywny. To zmuszało nas też do dużej aktywności, natomiast dziś rytm jest spowolniony. Zmieniła się też trochę atmosfera. Wszystko jest bardziej oficjalne, mniej rodzinne. A widzimy też na arenie międzynarodowej, że inne są priorytety.
A pamięć o Janie Pawle II w Watykanie…
Pamięć o Janie Pawle II w Watykanie jest wciąż żywa i wiąże się z dużą życzliwością ludzi. Ja tego doświadczam na co dzień i to od ludzi, którzy pełnią zwyczajną służbę jak żandarmi, szwajcarzy i od kolegów w Sekretariacie Stanu czy w innych kongregacjach. Pamięć o Janie Pawle II, o domu, który Jan Paweł II i kardynał Dziwisz potrafili stworzyć w Watykanie jest wciąż żywa i dzięki Bogu możemy z tej życzliwości korzystać.
Zaskoczę księdza prałata na koniec w dziennikarski sposób – to kiedy beatyfikacja Jana Pawła II?
Tego nie potrafię powiedzieć. I myślę, że to nie jest związane z jakąś konkretną datą – czy to śmierci, czy pontyfikatu… To może być zwyczajny dzień.