- Nie da się wyśledzić odrębnych celtyckich genów - twierdzi Neil MacGregor. Jako dyrektor British Museum odniósł bezsprzeczny sukces, łącząc podejście sensacyjne z naukowym. Z placówki postrzeganej jako zatęchła uczynił jedną z największych atrakcji Londynu i świata, starając się dochować wierności idei XVIII-wiecznych założycieli muzeum. Ma ono "udowadniać, że nie ma jedynego zestawu prawd czy też jedynego zespołu odpowiedzi, lecz wiele różnych".
MacGregor zaznacza, że "celtyckość" budzi nadal silny rezonans, "tym bardziej, że nieustannie termin ten redefiniowano w świetle obaw związanych z polityką, religią i tożsamością". Dlatego kurator Julia Farley liczy na zdemitologizowanie Celtów jako odrębnej "rasy" do dziś zamieszkującej Irlandię, Szkocję, Walię, Kornwalię.
Celtowie nie mieli wspólnego języka, ale łączyła ich podobna sztuka i hełmy z potężnymi rogami, jakie nakładano ludziom i koniom. Wspólne formy występowały od Morza Czarnego po Atlantyk, a płynne sinusoidalne linie oraz zwierzęce motywy całkowicie różniły się od dążenia do realizmu, który przenikał sztukę grecką.
Na scenę polityczną wkroczyli w połowie I tys. p.n.e., podejmując ekspansję na południe. - Nigdy nie powstała odrębna "cywilizacja celtycka" w Europie epoki żelaza. Jedność zaistniała jedynie w umysłach ludzi z zewnątrz, Greków i Rzymian - potwierdza w obszernej recenzji w "London Review od Books" pochodzący ze Szkocji historyk Neal Ascherson.
Na wystawie pokazano m.in. srebrny kocioł z Gundestrup z II lub I w. p.n.e. - najcenniejszy i najsławniejszy zabytek związanej z Celtami sztuki. Znaleziony w bagnie na Jutlandii kocioł o średnicy 70 cm i 42 cm wysokości sam w sobie jest kulturowym tyglem - świadczy o wielostronnych kontaktach w ostatnich wiekach p.n.e. Używano go najprawdopodobniej w celach ofiarnych, a reliefy z bóstwami, ludźmi i zwierzętami to składnica celtyckich motywów mitologicznych. Wskazują one, że powstał na potrzeby celtyckiego odbiorcy. Wykonał go jednak złotnik z Tracji.
W pierwszym tysiącleciu n.e., najpierw na terenach Brytanii, do której dotarły rzymskie legiony, i wkrótce w Irlandii, w której w V w. pojawia się chrześcijaństwo, przenikały się wpływy i style. W Irlandii przyniosło to niebywały rozkwit ornamentu plecionkowego.
Zainteresowanie celtycką tradycją obudziło się wraz z romantyzmem, zauroczeniem średniowieczem i zamgloną przeszłością. Sensacją stały się jakoby celtyckie "Pieśni Osjana" szkockiego poety Jamesa Macphersona. Pod koniec XIX w. odrodzenie celtyckie splotło się zaś z secesją.
Ascherson przyznaje, że "celtycką ciągłość" wymyślono w XIX wieku. Według niego Anglicy "musieli wymyślić kolektywnego Innego, by określić samych siebie", a "tym, co wspólne dla tych atlantyckich narodów i społeczeństw, nie jest ich celtyckość, lecz doświadczenie angielskiej ekspansji".
W "Guardianie" zachwycony eksponatami znany krytyk Jonathan Jones napisał, że nawet jeśli wystawa miała w zamierzeniu organizatorów "pogrzebać Celtów, to kończy się na tym, że prowadzi do ich zmartwychwstania".
Także Ascherson podkreśla, że pokazano przedmioty "tak wspaniałe, aż dziw bierze, że ich kustosze w ogóle pozwolili na ich podróż".
Wystawa współorganizowana z Muzeami Narodowymi Szkocji, trwa w Londynie do 31 stycznia, po czym będzie pokazywana w Muzeum Narodowym Szkocji od 10 marca do 25 września przyszłego roku.
(ew/PAP)