Nauka

Ziarnko do ziarnka

Ostatnia aktualizacja: 20.11.2007 09:50
O działalności społecznej i ekonomicznej Franciszka Stefczyka.

„Jego działalność to nie filantropia społeczna i gospodarcza. Istota jego czynu polegała na wskazaniu chłopom drogi, jak mogli sobie pomóc sami. Potrafił wyzwolić możliwości i energię dużej liczby mieszkańców wsi (...). Nauczając, nie chciał niczego robić za chłopów, ale pracował razem z nimi. Chłopscy członkowie zainicjowanego ruchu asocjacyjnego uwierzyli, że był to ich własny ruch, i swemu własnemu dziełu zapewnili rozwój” – pisał Antoni Gurnicz. Z kolei prof. Feliks Koneczny określił jego dorobek jako „arcydzieło ruchu stowarzyszeniowego”.

  

 

 

Z doktoratem w lud

 

Franciszek Stefczyk przyszedł na świat w grudniu 1861 roku w Krakowie, w rodzinie urzędniczej. Już jako 14-latek brał udział w szkolnym „spisku patriotycznym”, będącym syntezą kółka samokształceniowego i zalążka organizacji niepodległościowej. Wkrótce jednak porzucił myśl o zbrojnej walce o wolną Polskę i rozpoczął „pracę u podstaw”. Wraz z kilkoma szkolnymi kolegami prenumerowali czasopisma dla wsi i rozprowadzali je wśród galicyjskich chłopów. Temu młodzieńczemu wyborowi Stefczyk pozostał wierny do końca życia, które poświęcił działalności dla ludu.

 

Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim i w Wiedniu. Naukę ukończył z tytułem doktora nauk historycznych. Podczas pobytu w stolicy Austro-Węgier słuchał wykładów na temat niemieckich spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych, zakładanych przez Fryderyka Raiffeisena. Jako 23-letni młodzieniec podjął pracę nauczyciela w szkole rolniczej w Czernichowie nieopodal Krakowa. Tam poznał problemy ludu wiejskiego oraz realia „nędzy galicyjskiej”. Doszedł wówczas do przekonania, zdawałoby się, nader dziwacznego, że jeśli biedni i zahukani chłopi sami sobie nie pomogą, to nikt im nie pomoże.

 

Sami sobie

 

W roku 1890, wraz z m.in. dwoma kolegami-nauczycielami, założył w Czernichowie Kasę Oszczędności i Pożyczek. To właśnie ona, wzorowana na wspomnianym pomyśle Raiffeisena, miała stać się narzędziem poprawy doli ludu. Po pierwsze, krzewiąc ideały oszczędzania i propagując rozsądne gospodarowanie nawet najmniejszymi kwotami. Po drugie, umożliwiając tani kredyt, co miało pozwolić chłopom zarówno zdobyć środki na inwestycje, jak i wyrwać się ze szponów powszechnej wówczas lichwy. Po trzecie, ucząc współpracy, wzajemnego zaufania i samopomocy. Wyglądało to na utopię, cóż bowiem mogą zrobić biedni wieśniacy, którym ledwo starcza na wegetację na poziomie przetrwania. I początkowo rzeczywiście niewiele z tego wynikło – ot, jedna mała spółeczka, do której w ciągu kilku miesięcy przystąpiły 143 osoby.
Pomysł Stefczyka był genialny w swej prostocie. Przede wszystkim należeć do Kasy mogły tylko osoby z najbliższej okolicy – tak, by wszyscy członkowie się znali. W ten sposób uchroniono przedsięwzięcie przed ryzykiem przyjmowania oszustów i ludzi lekkomyślnych, co zaowocowało bardzo wysokim poziomem zwrotu pożyczonych kwot. Inna ważna kwestia – do Kasy przyjmowano nawet najuboższych, rozkładając im na raty koszty zakupu udziału w spółce. W efekcie, choć pojedyncze wpłaty były znikomej wielkości, to w sumie ubierano całkiem spory kapitał, a krąg współpracy i zaufania wciąż się poszerzał. Niezależnie od wielkości wkładu, każdy członek Kasy miał taki sam wpływ na jej decyzje, co ugruntowało poczucie wspólnoty i odpowiedzialności. I wreszcie trzecia zasada – Kasa miała znikome koszty własne, bowiem niemal wszelkie prace przy jej obsłudze wykonywano społecznie. Wszystkie te rozwiązania nie były kopią pomysłu Raiffeisena, lecz właśnie odejściem od jego zaleceń.

 

 

Stefczyk uważał, że spółdzielczość to nie tylko samopomoc ekonomiczna, ale także szkoła charakterów, w której nie ma miejsca na karierowiczów i osoby poszukujące łatwych profitów. Ba, twierdził wręcz, że jeśli gdzieś nie ma wolontariuszy gotowych pracować za darmo, to Kasy zakładać tam nie można, bo na taki czyn jest za wcześnie. Może wyglądać to na przesadny idealizm, ale spośród 600 pierwszych kas nie upadła ani jedna, a wśród kolejnych 800 zbankrutowało zaledwie kilkanaście.

 


Potęgą są – i basta!

 

Sukces przyszedł tyleż nieoczekiwanie, co szybko. Czernichowska spółdzielnia oszczędnościowo-kredytowa osiągała znakomite wyniki finansowe. Jej założyciel poszedł za ciosem. Stworzył spółdzielczy bazar, by uniknąć przejmowania przez pośredników części zysku ze sprzedaży płodów rolnych oraz umożliwić chłopom tańszy zakup produktów. Wkrótce „stefczykowcy” wyszli poza opłotki Czernichowa. W Krakowie powstała spółdzielcza hurtownia spożywcza, w wielu wsiach udziałowe sklepiki, a w regionie utworzono zręby wspólnej działalności mleczarskiej. Aby to wszystko mogło funkcjonować sprawnie, potrzebni byli fachowcy – Stefczyk organizował więc kursy dla spółdzielców.

 

W historii zapisał się jednak przede wszystkim jako ojciec galicyjskiej spółdzielczości finansowej. Nic dziwnego – w ciągu kolejnych 20 lat „kasy Stefczyka” (tak nazwali je sami udziałowcy) powstały w całym zaborze austriackim. W przededniu I wojny światowej było ich 1400, zrzeszały 145 tysięcy osób. To wszystko nie stało się samo z siebie. Franciszek Stefczyk przez dwie dekady zabiegał o poparcie polityków i ustawodawców dla spółdzielczości, pozyskał przychylność Kościoła i kleru prawosławnego, współtworzył instytucje koordynujące te działania, szkolił kadry, dbał o proste procedury i czytelne prawo, propagował ideę samopomocy (m.in. napisał kilkanaście broszur propagandowych oraz prowadził niezliczoną ilość odczytów).

 

Odrodzenie i śmierć

  

Jego dzieło otrzymało jednak potężny cios. Inflacja, która towarzyszyła wybuchowi wojny, sprawiła, że uciułane spółdzielcze grosze znacznie straciły na wartości. A jednak wcale nie zraziło to udziałowców. Po odzyskaniu niepodległości, kasy działały nadal, ciesząc się równie masowym poparciem. Dołożyły zresztą swoją cegiełkę do budowy wolnej Polski. Gdy w 1914 r. powstał Naczelny Komitet Narodowy, Stefczyk zaapelował do udziałowców spółdzielni o datki na skarb wojenny. W ciągu kilku tygodni na wezwanie odpowiedziało ponad 500 kas, ofiarowując kwotę, za którą wyekwipowano 2 tysiące legionistów. Sam twórca kas podczas obrony Lwowa w 1918 r. był jednym z przywódców polskiego Komitetu bezpieczeństwa i ochrony dobra publicznego. Prof. Franciszek Bujak pisał: „Nie były jego celem wyłącznym, dobrobyt i kultura włościan, lecz środkiem do celu wyższego, którym była Polska niepodległa”.

 

 

A później znów „robił swoje”. Przy jego znacznym udziale i wsparciu powołano po wojnie Spółdzielczy Instytut Naukowy, działał też w Centralnej Kasie Spółek Rolniczych. Tuż przed śmiercią jednogłośnie wybrano go prezesem Zjednoczenia Związków Spółdzielni Rolniczych RP. W połowie czerwca 1924 r. złożył na UJ wniosek o habilitację. Władze uniwersytetu zareagowały błyskawicznie – 30 czerwca podjęto uchwałę o przyznaniu tytułu naukowego oraz wstępny wniosek o utworzeniu pod jego kierownictwem katedry nauk o spółdzielczości (wykładał już na ten temat w stołecznej Wyższej Szkole Handlowej).

 

Niestety, tego samego dnia Franciszek Stefczyk zmarł wskutek nagłego pogorszenia stanu zdrowia po przebytej przed kilkoma dniami operacji usunięcia nowotworu przewodu pokarmowego. Przed śmiercią wzniósł ostatni toast – za zdrowie Prezydenta Polski. Pochowano go na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie.

 

Obywatel spółdzielca

 

Stefczyk od początku widział szerszy, pozaekonomiczny wymiar spółdzielczości. „Naszą największą spółdzielnią jest Państwo” – pisał po odzyskaniu niepodległości, wskazując na obywatelski wymiar tej działalności, na konieczność pracy dla dobra wspólnego.
Przez większą część życia związany był z ruchem ludowym. W 1907 r. wstąpił do Polskiego Stronnictwa Ludowego, z którego ramienia został rok później posłem do Sejmu Krajowego. Zajmował stanowisko centrowe – spierał się z lewicowymi i ludowymi radykałami, ale jednocześnie jego dalekosiężne plany reform społecznych oburzały posiadaczy ziemskich i zachowawcze kręgi związane z endecją. Konsekwentnie stał na stanowisku solidaryzmu narodowego: bogaci mają obowiązek pomocy uboższym obywatelom, powinni im oddać część „tortu”, natomiast biedni muszą w swoich słusznych dążeniach i postulatach mieć na uwadze dobro całego kraju, nie tylko własnej warstwy społecznej.

 

 

''Galicja. Źr. Wikipedia.

Zrażony partyjniactwem ludowców, opuścił ich szeregi i w 1924 r. wstąpił do niewielkiego Stronnictwa Katolicko-Ludowego. Wybór nie był przypadkowy. Stefczyk przez całe życie mocno podkreślał chrześcijańskie inspiracje swojej działalności. „Głównym źródłem siły i wpływu moralnego jest (...) duch chrześcijańskiej miłości bliźniego, której wyrazem i czynnym zastosowaniem (...) ma być właśnie działalność spółdzielni. A jeśli miłością bliźniego okiełzna się i umiarkuje własne samolubstwo, jeżeli każdy w pracy gospodarczej i zarobkowej dbać się nauczy nie tylko o swój interes, lecz o interes i potrzeby swego sąsiada, to taka praca (...) nie będzie dźwigać jednych a poniżać drugich, lecz podnosić ogół” – pisał twórca „kas Stefczyka”.
Był wręcz wzorem człowieka, dla którego publiczne funkcje są miejscem służby dla narodu. Nie dorobił się majątku, żył z rodziną bardzo skromnie nawet wtedy, gdy piastował wysokie funkcje spółdzielcze i państwowe oraz był „głową” imperium finansowego. Harował za dwóch, a jego wymagania wobec siebie i współpracowników przeszły do legendy. Po roku 1918, oprócz wspomnianych stanowisk spółdzielczych, był też m.in. Naczelnym Dyrektorem Państwowego Banku Rolnego (później szefem rady nadzorczej) oraz Prezesem Głównego Urzędu Ziemskiego. Pełniąc tę ostatnią godność, wiele starań poświęcił reformie rolnej. Przygotował projekt stosownej ustawy, godzący rozmaite racje i interesy, ale nie zdołał przeforsować wcielenia w życie większości jej zapisów. Traktował tę porażkę jako słabość odrodzonej ojczyzny, gdyż reforma miała nie tylko dać chłopom ziemię i polepszyć ich sytuację ekonomiczną, lecz także zespolić wiejskie masy z młodym państwem, „uobywatelnić” je po wielu latach spychania na margines.

 

Wielki nieobecny

 

Bohdan Cywiński w pięknej książce „Idzie o dobro wspólne... Opowieść o Franciszku Stefczyku”, stwierdzał przed dwoma laty: „Pamięć historii jest – prawdę mówiąc – loterią, o jednych się rozgaduje, innych konsekwentnie pomija. Stefczyk należy do tych drugich”. To prawda. Jakże inaczej niż obecna niepamięć o twórcy kas brzmią natomiast słowa, które Michał Doskocz napisał w 1929 r.: „Stefczyk, człowiek szlachetnych zasad i wzniosłych ideałów, cichy pionier olbrzymiej pracy – pracą swą postanowił przyczynić się do wywalczenia niepodległości umiłowanemu Narodowi, składając z łańcucha czynów swego życia ofiarę (...) na ołtarzu WIELKIEJ SPRAWY”.

 

Remigiusz Okraska

 

Remigiusz Okraska - socjolog, publicysta czasopism różnych opcji politycznych, autor kilkuset tekstów. Redaktor naczelny dwumiesięcznika społeczno-politycznego "Obywatel".

Czytaj także

Żegnamy człowieka legendę, Ryszarda Kaczorowskiego

Ostatnia aktualizacja: 19.04.2010 08:28
Służył w armii gen. Andersa, bił się w pod Monte Cassino, spędził 100 dni w sowieckiej celi śmierci. W młodości działał w Szarych Szeregach. Do końca życia działał w harcerstwie. Pożegnamy dziś ostatniego Prezydenta RP na uchodźstwie.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Dramatyczne śmierci światowych przywódców

Ostatnia aktualizacja: 18.04.2010 13:39
Lista przywódców, którzy zginęli w dramatycznych okolicznościach.
rozwiń zwiń